Dyskutujesz.pl
Wszystko i nic => Na co dzień => Wątek zaczęty przez: Zołza;) w Czerwiec 19, 2012, 13:16:29
-
Przypuszczam, że nie tylko ja polubiłam małą finezję w kuchni. Kiedy byłam nastolatką raczej uciekałam od niej- wolałam raczej jeść niż gotować. Teraz jednak mam pewnego łasucha, który uwielbia moją kuchnię, a to "łaskocze" mnie na tyle, że często lubię w kuchni odreagowywać swój stres. Uwielbiam się w niej "wyżywać", coś tworzyć, a najbardziej lubię to kiedy to smakuje. Jest coś prawdy w tym, że droga do serca prowadzi przez żołądek. :)
W związku z powyższym chciałabym stworzyć wątek poświęcony Waszym wyczynom kuchennym, przepisom i innym radom, jakie każdemu z nas prędzej czy później mogą się w niej przydać.
Zapraszam wszystkich! :th_0girl_curtsey:
-
Ja nie lubię, ani gotować ani w kuchni eksperymentować, np, wymyślać naleśniki z jakimiś kosmicznymi nadzieniami. I żeby nie było, ugotować coś umiem. Po prostu nie jest to moją pasją. Podobnie jak pieczenie.
Ale skoro już tutaj jestem to może jakaś dobra dusza powie mi jak upiec pulchnego a nie "zbitego" biszkopta?
To jest takie coś co mi spać nie daje:)
-
Wiesz Jean, moja mama ma jakiś sprawdzony sposób- podpytam i dam znać ;)
Ja do kuchni tez miałam wstręt, ale jakoś samo mi się odmieniło. Chyba wpłynęły na to pochwały, bo podobno dobra jestem. ;) Nikt by mnie jednak w kuchni nie zamknął! Ja tam tworzę od czasu do czasu, ale za to z miłością, a to najważniejsze, więc powstają cuda! :D
-
To zapytaj proszę. I jeszcze może jak kleić pierogi, coby się w gotowaniu nie rozklejały, bo moja już siły do mnie nie ma ;D
Moje dwie największe zmory. Prawdopodobnie nie mam daru. Bywa:)
-
Jeżeli chodzi o biszkopt to my robimy tak: 5 jajek, 10 dkg mąki pszennej, 10 dkg mąki ziemniaczanej (jak proporcja przechyli się trochę w stronę ziemniaczanej, to nic się nie stanie, w sensie 8 pszennej, 12 ziemniaczanej) szklanka cukru i łyżeczka proszku do pieczenia.
Wykonanie:
Jajka (bez rozdziału na białka i żółtka) ucieram (ubijam) mikserem z cukrem i później po ubiciu na jednolitą masę dodaję mąkę i proszek. Nie mieszam mikserem, tylko tym http://img1.cokupicstatic.pl/c_big876659.jpg Potem na blaszkę, do piekarnika na góra 20 minut i biszkopt gotowy. Po wyjęciu z piekarnika należy rzucić blaszkę na coś twardego (podłoga, blat kuchenny). Po prostu z małej wysokości puścić blaszkę z biszkoptem. Wiem dziwnie to brzmi, ale wtedy nie upadnie, tzn. zawsze może trochę upaść, ale wtedy na pewno mniej smilie_girl_349
-
To widzę, że ja robię jednak inaczej. Na przykład rozdzielam żółtka i białka, białka ubijam na sztywno (odkąd mam mikser to mikserem, i do mieszania też stosuję ten sprzęt - jakieś szczególne ma to znaczenie, że zamiast miksera mieszać trzeba "trzepaczką"?). Potem utrwalam cukrem, dodaję żółtka, mąkę, proszek, kroplę oleju i octu też czasami dodawałam.
I zonk, a niektórym wychodził ładny. Przy moich biszkoptach czasem można zęby połamać :P
-
To widzę, że ja robię jednak inaczej. Na przykład rozdzielam żółtka i białka, białka ubijam na sztywno (odkąd mam mikser to mikserem, i do mieszania też stosuję ten sprzęt - jakieś szczególne ma to znaczenie, że zamiast miksera mieszać trzeba "trzepaczką"?). Potem utrwalam cukrem, dodaję żółtka, mąkę, proszek, kroplę oleju i octu też czasami dodawałam.
I zonk, a niektórym wychodził ładny. Przy moich biszkoptach czasem można zęby połamać :P
Wydaje mi się, że właśnie dzięki "trzepaczce" ciasto wychodzi bardziej pulchne. Ubite jajka nie tracą wtedy po dodaniu mąki swojej lekkiej konsystencji. Takie jest moje wrażenie. Niemniej jednak moja kuzynka wszystkie ciasta miesza mikserem i jej wszystko wychodzi, ja i mikser, to zawsze równa się nieudany wypiek.
Jeżeli dodawałaś olej i ocet, to wychodziło Ci bardziej ciasto babkowe, a ono nigdy nie będzie miało lekkości biszkoptu. Zawsze będzie mniej puszyste niż biszkoptowe i szybciej można otrzymać zakalec.
W sumie nie wiem czemu się wypowiadam, bo piec ciast, to chyba nie umiem, ale moja mama zawsze woli, że ja się za to biorę niż ona. Także "siła wyższa" kieruje mnie do kuchni. :th_girl_haha:
-
Nieźle. A miało być bardziej puszyste właśnie... :th_0girl_impossible:
-
Pierogi Jean- kleisz na brzegach a potem od jednego rogu sklejonego do drugiego co kawałeczek robisz tak: chwytasz tak jak sklejałaś zawijając tak to sklejone, że jeśli kciuk masz u góry to potem znajduje się tam palec wskazujący i tak przez całą długość pieroga do drugiego sklejonego roga (nie wiem czy jestem w stanie wyjaśnić to lepiej- w każdym razie jest to sposób mojej babci, a ona robi najlepsze pierogi na świecie!:) ).
Znalazłam nawet zdjęcie z efektem końcowym- mam nadzieję, że rozjaśni moje wypociny ;)
http://www.google.pl/imgres?q=pierogi&start=149&um=1&hl=pl&client=firefox-a&sa=N&rls=org.mozilla:pl:official&biw=1440&bih=733&addh=36&tbm=isch&tbnid=k5sNLCmHv8sJ-M:&imgrefurl=http://mycuisine.blox.pl/html/1310721,262146,21.html%3F509368&docid=OF76JpiYWaQCRM&imgurl=http://mycuisine.blox.pl/resource/Pierogi_z_grzybami.jpg&w=640&h=480&ei=W6LgT7WXJdDGtAak5fmICQ&zoom=1&iact=rc&dur=338&sig=112197793572770960160&page=8&tbnh=157&tbnw=209&ndsp=24&ved=1t:429,r:9,s:149,i:243&tx=108&ty=90
O biszkopt jeszcze nie pytałam. :)
-
Wygląda świetnie. W sumie to podobny sposób klejenia jak przy uszkach, które, o dziwo, jakoś mi się nie rozklejają (ale to pewnie w ramach bożonarodzeniowego cudu).
Spróbujemy. Co najwyżej będę jeszcze większą zrzędą i marudą jak mi nie wyjdzie :P
Bardziej zależy mi na biszkopcie, bo już dłuższy czas słyszę o tym z galaretką i owocami. I aż mnie ciary przechodzą na samą myśl ;)
Dzięki dziewczyny :-)
-
Spróbujemy. Co najwyżej będę jeszcze większą zrzędą i marudą jak mi nie wyjdzie :P
Trening czyni mistrza- powodzenia! :)
-
Ja do biszkoptu nie dodaje ani proszku do pieczenia, ani oleju, ani octu - wychodzi puszysty :th_0girlcupcake:
6 jajek (oddzielnie białka i żółtka), 3/4 szkl. cukru (im drobniejsze kryształki tym lepiej) , szkl. mąki pszennej, 1/4 szkl. mąki ziemniaczanej i to by było na tyle jeśli chodzi o składniki.
Pianę ubijam (z dodatkiem szczypty soli) mikserem. Potem po trochu dodaję cukier, następnie po jednym żółtku. Gdy dodaje mąki zmniejszam obroty miksera. Moja mama ubija pianę trzepaczką, a gdy dodaje mąki, to miesza je z nią powoli za pomocą łyżki. I jeszcze do tego pilnuje jednego kierunku mieszania smilie_girl_356 Energiczne ruchy podobno psują puszystość masy biszkoptowej.
Jeśli chodzi o sklejanie pierogów ja robię to po prostu widelcem; przyciskając nim złożone brzegi pieroga. Moja mama kiedyś mi powiedziała, że dobrze jak do ciasta doda się zamiast zimnej ciepłą wodę a same ciasto zrobić troszkę luźniejsze. Przed sklejeniem posmarować brzegi pieroga wodą, która naturalnie stworzy spoiwo. I oczywiście między brzegi nie może dostać się farsz. Stosuję te rady (w piątek miałam z truskawkami) i rzadko, naprawdę rzadko mi się rozklejają smilie_girl_269.
-
Dopytałam raz jeszcze mamę o biszkopt, niczego w przepisie nie pomyliłam, także możesz próbować.
Jeśli chodzi o sklejanie pierogów ja robię to po prostu widelcem; przyciskając nim złożone brzegi pieroga. Moja mama kiedyś mi powiedziała, że dobrze jak do ciasta doda się zamiast zimnej ciepłą wodę a same ciasto zrobić troszkę luźniejsze. Przed sklejeniem posmarować brzegi pieroga wodą, która naturalnie stworzy spoiwo. I oczywiście między brzegi nie może dostać się farsz. Stosuję te rady (w piątek miałam z truskawkami) i rzadko, naprawdę rzadko mi się rozklejają smilie_girl_269.
Dokładnie, my zawsze sklejamy widelcem. Nie ma opcji, żeby się rozkleiły. Moja babcia używa ciepłej wody właśnie, albo też wręcz "parzy mąkę", tzn. zalewa mąkę wrzątkiem. Warto też pamiętać, żeby nie nakładać farszu na stronę, na której jest więcej mąki. Po rozwałkowaniu ciasta nie odwracać, żeby mąka z posypanego blatu nie była w środku pierogów, bo wtedy ciężko będzie skleić. smilie_girl_349
-
Po rozwałkowaniu ciasta nie odwracać, żeby mąka z posypanego blatu nie była w środku pierogów, bo wtedy ciężko będzie skleić. smilie_girl_349
Bo to nadmiar mąki powoduje nie sklejanie się pierogów.
Ale jak już wspomniałam wcześniej, jak posmarujemy wodą, to ona z tą mąką zrobi tak jakby klej i ciasto po przyciśnięciu ząbkami widelca sklei się.
-
Ja z gotowaniem nie mam za wiele wspólnego, moje umiejętności kończą się na spagetti, ewentualnie pizzy. :D
Ale lubię piec, czy ogólnie desery robić, bo zdarzają się i ciasta bez pieczenia. ;) Mam babcin przepis na ciasto kakaowe z lukrem, które jest banalne i błyskawicznie się je robi, a wychodzi przepyszne - jeśli ktoś byłby zainteresowany, to służę. ;)
To widzę, że ja robię jednak inaczej. Na przykład rozdzielam żółtka i białka, białka ubijam na sztywno (odkąd mam mikser to mikserem, i do mieszania też stosuję ten sprzęt - jakieś szczególne ma to znaczenie, że zamiast miksera mieszać trzeba "trzepaczką"?). Potem utrwalam cukrem, dodaję żółtka, mąkę, proszek, kroplę oleju i octu też czasami dodawałam.
I zonk, a niektórym wychodził ładny. Przy moich biszkoptach czasem można zęby połamać :P
Wydaje mi się, że właśnie dzięki "trzepaczce" ciasto wychodzi bardziej pulchne. Ubite jajka nie tracą wtedy po dodaniu mąki swojej lekkiej konsystencji. Takie jest moje wrażenie. Niemniej jednak moja kuzynka wszystkie ciasta miesza mikserem i jej wszystko wychodzi, ja i mikser, to zawsze równa się nieudany wypiek.
To ja mam takie coś pomiędzy, tak jakby trzepaczkę na blenderze :D Dokładnie taką (http://www.kitchencontraptions.com/pictures/494781.jpg). I jest genialna, piana wychodzi sztywna, ale nadal jest puszysta i lekka, nawet po wymieszaniu z innymi składnikami.
-
Ja jestem kompletna noga kulinarna. Umiem ugotować wodę na herbatę, ewentualnie pyzy kupne wrzucić do garnka i ugotować ;) No i jajecznica, też mi dobra wychodzi ;)
Ale... Uwielbiam robić sałatki ;) Mam jedną przepyszną, z ryżem, papryką, jabłkiem, jajkiem itp. - napiszę przepis jutro, bo muszę sięgnąć do tajemniczego zeszyciku - ale naprawdę polecam ;)
-
No i jajecznica, też mi dobra wychodzi ;)
Próbowałaś kiedyś jajecznicy z serem? Koleżanka mi podsunęła pomysł, jest naprawdę fajny! :)
-
Smerfie, z jakim serem?^^
Ja dzisiaj zrobiłam sobie 'omleta' z cebulką, papryką i tartą mozarellą. Bardzo dobre ;) W ogóle, uwielbiam mozarellę, chyba pod każdą postacią :P
Ogólnie gotować całkiem lubię, eksperymentować też, a jak innym jeszcze smakuje, to już w ogóle. Nie mogę się doczekać powrotu do domu i upieczenia jakiegoś ciasta - brak piekarnika tutaj jest jedną z moich większych bolączek :/ Do tego brak miksera tudzież trzepaczki i z ciast nici :(
Smerfie, a masz jakiś przepis na ciasto bez pieczenia i mocnego ubijania?^^ A tym babcinym się podziel, wypróbuję jak wrócę :)
Moi współlokatorzy nie mogą patrzeć już na makaron z tanim sosem pomidorowym z Lidla xD Ale makaron ja tam lubię, wspomniany sos nieco mniej ;] Ostatnio zrobiłam sobie taki: podsmażamy boczek, cebulkę, paprykę, zmiażdżony czosnek i startą marchewkę. Doprawiamy pieprzem, solą, vegetą, sosem sojowym (od tej przyprawy jestem wręcz uzależniona xD)... Generalnie, co tam mamy pod ręką. Jak już się trochę wymiesza, podsmaży, dodajemy ugotowany makaron. Przed podaniem posypujemy, uwaga, tartą mozarellą xD Bardzo fajny smak ;]
-
Ja z gotowaniem nie mam za wiele wspólnego, moje umiejętności kończą się na spagetti, ewentualnie pizzy. :D
Ale lubię piec, czy ogólnie desery robić, bo zdarzają się i ciasta bez pieczenia. ;) Mam babcin przepis na ciasto kakaowe z lukrem, które jest banalne i błyskawicznie się je robi, a wychodzi przepyszne - jeśli ktoś byłby zainteresowany, to służę. ;)
To ja Cię Smerfie zabieram do domu! :) Bo ja gotować uwielbiam, ale jeśli chodzi o słodkości to niebardzo...
Mówisz Smerfiku o serze żółtym? Faktycznie fajna jeśli o to chodzi. Dobrze dodać do tego szczypiorek np. albo pomidory. :)
-
Może Wy mi pomocy udzielicie... :D Szukałam tego wszędzie i wszędzie wychodzi to samo. Gotowałyście kiedykolwiek kalafiora? Próbowałam w mleku i w wodzie z dodatkiem kwasku cytrynowego i soli, ani to smaku nie miało ani co. Już sama nie wiem co z tym zrobić :-\
-
Może Wy mi pomocy udzielicie... :D Szukałam tego wszędzie i wszędzie wychodzi to samo. Gotowałyście kiedykolwiek kalafiora? Próbowałam w mleku i w wodzie z dodatkiem kwasku cytrynowego i soli, ani to smaku nie miało ani co. Już sama nie wiem co z tym zrobić :-\
ja zawsze gotuje w wodzie z solą (niekiedy dodaje kostkę rosołową warzywna ). Kalafiora wrzucam na wrzatek, wodę wcześniej sole.
-
To może dla tych, którzy jeszcze ew. nie wiedzą zaczne od początku:
najpierw obcina się zielone liście od kalafiora, potem płucze się kalafior pod zimną wodą, wziąć wysoki garnek i zalać go zimną wodą do ok. połowy, można więcej ale max. to 3/4 garnka, wsypać 1-2góra łyżki soli, przykryć, wstawić i gotować od ok. 20 do 30 minut, przy czym pół godziny gotują się te starsze kalafiory, jak będzie ugotowany to wyjąć go z garnka i położyć najlepiej na głęboki talerz. Do smaku też dobra jest zrobienie zasmażki dla kalafiora z bułki tartej - wziąć małą patelkę, na nią kładzie się ćwierć margaryny (palma,Kasia),rozpuścić to na patelce i dodać ok. 2-3łyżki bułki tartej, i mieszając czekać aż się zrumieni - można wtedy już wyłączyć i położyć na kalafior. Tak samo zasmażkę z bułki tartej robi się do fasolki.
-
Alden, moja mama i ja robimy bardzo podobnie- tylko czasem robimy tak jak Ty piszesz a czasem robimy go w panierce z jajkiem :) Jest pyszny!
-
Smerfie, z jakim serem?^^
Żółtym. ;) Tylko pokrojonym na paseczki, nie potartym, bo starty rozpuszcza się kompletnie i jajecznica się robi dziwna.
A ten pokrojony ser wrzucasz na patelnię tuż przed tym, nim będziesz ją ściągać z ognia, to wystarczy. Będzie taki na wpół roztopiony, ciągnący się... mniam! :)
I tak jak Dodi mówi, super jest jeszcze dodać pomidory, na przykład.
Smerfie, a masz jakiś przepis na ciasto bez pieczenia i mocnego ubijania?^^ A tym babcinym się podziel, wypróbuję jak wrócę :)
Mam, ale nie w tej chwili - został na laptopie, a laptop jest u informatyka, bo umierał. :(
A przepis na babcine ciasto:
25dkg masła, 25dkg cukru i 5 żółtek dobrze utrzeć (na gładką masę). Dodać 25dkg mąki, 3,5 łyżki kakao (dobrze jest przesiać je przez sitko, żeby nie było grudek), łyżeczkę proszku do pieczenia (można więcej, albo trochę sody) i pianę z 5 białek. Zmiksować/utrzeć i piec w 180 stopniach przez ok 15-20 minut.
Gorące polukrować.
Lukier: 10dkg cukru pudru i 1 białko wymieszać na gładko.
I strasznie podoba mi się Twój pomysł na makaron! Wywalam boczek i próbuję zrobić. :)
A jadłaś kiedyś makaron z Marmite'm? Tą "przyprawą" angielską, czy co to tam jest? Jeśli ktoś wie o co mi chodzi to pewnie brzmi mu to strasznie... ale po dobraniu proporcji jest pycha!
Może Wy mi pomocy udzielicie... :D Szukałam tego wszędzie i wszędzie wychodzi to samo. Gotowałyście kiedykolwiek kalafiora? Próbowałam w mleku i w wodzie z dodatkiem kwasku cytrynowego i soli, ani to smaku nie miało ani co. Już sama nie wiem co z tym zrobić :-\
Uwielbiam kalafior! Naprawdę, to jedna z moich ukochanych rzeczy do jedzenia.
I tak jak już wspomniano - gotuj po prostu w posolonej wodzie. ;) Widzę, że nie tylko u mnie w domu polewa się kalafior bułką tartą z masłem :D I fasolkę szparagową też! Oraz - znowu tak jak u Dodi - czasem też panierujemy. :)
-
Dzięki dziewczyny i Alden tobie również za pomoc. Kalafior to przepyszne warzywo, do tej pory bułką tartą z masełkiem polewałam tylko fasolę szparagową i była przepyszna. Widzę że teraz warto zadziałać tak samo z kalafiorem smilie_girl_299
-
Jeśli chodzi o biszkopt, to sekret jest jeden- zero miksera. :D On wszystku psuje. Ja mieszam... ręką. :) Delikatnie. Pięknie wyrasta, jak ten dzisiaj. :) To znaczy białka mikserem, potem cukier- mikser i żółtka- mikser. A dalej- łapka. :) Chociaż moja mama ubija jajka trzepaczką. :) Stary nawyk. :)
A pierogi- ciasto na pierogi musi być parzone, inaczej będzie to ciasto makaronowe. ::) Dodajemy wyłącznie gorącą wodę. No i jak się nie sklejają, to znaczy, ze ciasto jest za suche i trzeba więcej wody. A jak sklejać- widelec, phi. :) Najpierw ładnie zamykay paluszkami pieroga, a potem robimy takie zakłądeczki. :) Pieróg wygląda łądnie i się nie rozkleja. :)
Kalafior- najlepszy ugotowany w mocno osolonej wodzie, polany bułką- rozpuszczona margaryna z dużą ilością bułki tartej. :)
A ja polecam tartę ze spzinakiem. Tak jak fanką szpinaku nie jestem, tak w tym kształcie zajadam się bez końca. :)
Wersje są dwie- łatwiejsza i trudniejsza, z tym, ze mnie łatwiejsza bardziej smakuje. :) Trudniejsza- samemu robimy kruche ciasto. Łatwiejsza- kupujemy paczkę ciasta filo. :)
Farsz- blaszujemy około 600 g świeżego szpinaku, ja robię to na parowarze. :) Smażymy cebulkę i czosnek, dodajemy do tego szpinak i smażymy. Wkruszamy paczuszkę sera feta, jak się zacznie rozpuszczać- wbijamy trzy jajka. Mieszamy- doprawiamy. Lepiej na końcu, bo wiadomo- feta jest słona. :) Taki farsz wykłądamy na ciasto, posypujemy serem startym, ja, jak zostaje mi ciasta, przykrywam tartę nim, ale nie trzeba. :) Pieczemy. Jest pyyyycha. :)
-
Kuchnia to zło. Nienawidzę siedzieć w kuchni, przez to się nie uczę gotować. Zrobię coś dla siebie, proste drugie danie, ale zupa i zrobienie ciasta?? Kosmos. :D
Rekompensuje moje dwie lewe ręce kuchenne tym, że naleśniki robie boskie ;) Uwielbiam też robić przeróżne sałatki.
Kalafior to przepyszne warzywo,
Oj tak, ja właśnie zabieram się na włączenie gazu i niech się gotuje :)
-
Kuchnia to zło. Nienawidzę siedzieć w kuchni, przez to się nie uczę gotować. Zrobię coś dla siebie, proste drugie danie, ale zupa i zrobienie ciasta?? Kosmos. :D
Witaj w klubie smilie_girl_253 Uwielbiałam gotować, biegać po kuchni i wymyślać różne potrawy, póki nie poszłam do technikum gastronomicznego :zla: To była najgorsza decyzja w moim życiu. Pierwsze pół roku jakoś przebolałam ale klejne to już czyste piekło. Szkoła zabiła we mnie miłość do gotowania, smażenia, pieczenia, duszenia i wszystkiego innego z tym związanego. Teraz robię karierę w kuchni jak jestem sama i nikt mi nie mówi jak mam pokroić, posiekać czy może za mało wody do garnka wlałam lub też w złą strone mieszam i krzywo łyżkę trzymam. Zup nie robię bo najlepsze i tak robi mama :D
-
Kuchnia to zło. Nienawidzę siedzieć w kuchni, przez to się nie uczę gotować. Zrobię coś dla siebie, proste drugie danie, ale zupa i zrobienie ciasta?? Kosmos. :D
Witaj w klubie smilie_girl_253 Uwielbiałam gotować, biegać po kuchni i wymyślać różne potrawy, póki nie poszłam do technikum gastronomicznego :zla: To była najgorsza decyzja w moim życiu. Pierwsze pół roku jakoś przebolałam ale klejne to już czyste piekło. Szkoła zabiła we mnie miłość do gotowania, smażenia, pieczenia, duszenia i wszystkiego innego z tym związanego.
A wiecie, że coś w tym jest. Szkoły gastronomicznej nie kończyłam, ale pracowałam w kuchni przez dwa i pół roku. I właściwie od tamtego czasu, choć nigdy miłością wielką do kuchni nie pałałam...ale od tamtego czasu naprawdę nie zrobiłam niczego z powodu, że przyszła wena i ochota. Gotowanie to dla mnie czynność, którą trzeba odbębnić, jak zamówienie dla klienta;)
Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego nie można mieszać mikserem w końcowej fazie a ubijać wszystko wcześniej można. Ale wiem, że macie rację. Dziękuję za wszystkie rady, będę próbować :-)
-
To może ja dam przepis mojej ulubionej sałatki, może ktoś się skusi i zrobi ;) Proste, łatwe i smaczne :D
Potrzebne są:
- 2 woreczki białego ryżu;
- papryka ( 1 zielona, 1 czerwona, 1 żółta);
- 3 słodkie, soczyste jabłka;
- puszka kukurydzy;
- puszka fasoli czerwonej w zalewie Kindey;
- 2-3 jajka;
- 4-5 łyżek majonezu;
- sól, pieprz.
Ryż trzeba ugotować. Poczekać aż ostygnie. W zasadzie dużo wcześniej lepiej go sobie ugotować. W tym czasie należy pokroić jabłka, jajka i papryki w drobną kosteczkę. Fasolę trzeba wypłukać dokładnie z sosu (który znajduje się puszcze - najlepiej na jakimś sitku :P), kukurydzę odsączyć.
Jeśli ryż już jest zimny, wymieszać wszystkie składniki razem z ryżem, dodać majonez, sól i pieprz.
Pieprz wedle uznania - raz zrobiłam z większą ilością i trochę paliło ;)
Smacznego!
-
Ja dzisiaj zrobiłam sobie 'omleta' z cebulką, papryką i tartą mozarellą. Bardzo dobre ;) W ogóle, uwielbiam mozarellę, chyba pod każdą postacią :P
O jaaaa, widzę pokrewną duszyczkę, sysuniu! :D
Kocham mozarellę przede wszystkim z pomidorem, świeżą bazylią i przyprawami - MNIAM! :wub:
Ciocia z Niemiec często przywozi sos. Niby uniwersalny, ale z mozarellą jest po prostu cudowny! :D
-
A ja ostatnio zrobiłam swojemu S. kanapki, które wsuwa teraz co drugi dzień- tak mu smakowały. :)
Chleb posmarować lekko masłem (ale to nie jest konieczne), na to Almette cebulowy, posypać szczypiorkiem, na to plastry aromatycznego pomidora, liście bazylii i polać oliwką z oliwek (taką z czosnkiem w środku). Pyszne! :)
-
Oooo, Dodi! Aż zrobiłaś mi smaczek! :D
Uwielbiam dodawać do dań, kanapek etc. oliwę z oliwek, daje taki niesamowity aromat! :D
Skuszę się dziś na śniadanie na te kanapki tylko muszę skoczyć po Almette! ;)
-
Na śniadanko idealne :) Ale oliwka najlepiej z ząbkami czosnku (wiesz pewnie o co mi chodzi). Ja przejdzie nim trochę to jest fantastyczna! :)
-
Wczoraj kładąc się spać pomyślałam, że może zrobię dziś pierogi. Ale kiedy wstałam rano miałam taką ochotę na makaron z truskawkami! Wracając z warzywniaka coraz głębiej myślałam o pierogach. Przyszłam do domu i pomyślałam, że zrobię jednak pierogi :th_girl_haha: Połowę zrobiłam z serem, a drugą połowę z truskawkami. Oczywiście podczas robienia farszu zobaczyłam, że mąki może mi nie wystarczyć, więc musiałam po nią lecieć.
Później myślałam, że szlag jasny mnie trafi, bo ciasto cały czas się kleiło. Następnie wyśmiałam przepis, w którym było napisane, że 'w razie konieczności podsypywać mąką, by ciasto się nie kleiło'- wsypałam tam matko ile mąki i jeszcze się kleiło. Ale później jakoś to wyrobiłam.
Reasumując jestem z siebie i ze swoich pierogów bardzo zadowolona, bo robiłam je pierwszy raz od początku do końca i wyszły smaczne. Nawet moja mama powiedziała, że nigdy jej takie nie wyszły, cóż... ja się z tym nie zgodzę. Ale bardzo się cieszę, że smakowało! smilie_girl_099
-
O nie, masło i oliwa z oliwek na kanapkę to dodatkowo porcja paskudnych kalorii :D A jak połączyć te dwie rzeczy to totalna masakra.
Próbowaliście kiedyś może koktajlu z banana?? Bo z truskawek wychodzi pychota i tak się zastanawiam czy z banana wyjdzie dobry w smaku, czy taki "papciowaty"?
-
O nie, masło i oliwa z oliwek na kanapkę to dodatkowo porcja paskudnych kalorii :D A jak połączyć te dwie rzeczy to totalna masakra.
Pfff... im mniej się tym przejmujesz tym mniej szkodzi. Kiedy tylko zaczynam się przejmować kaloriami- zaczynam tyć.
Zresztą napisałam, że masło jest zbędne, a czosnkowa oliwka jest mniam! Bez niej brakuje smaku. :)
-
W sumie racja, ale czasem się zdarza może nie do końca przejmować, ale przyglądać.
Są jeszcze inne powody: po kanapce z oliwą musiłabym zjeść całą paczkę Ranigastu. ;)
-
Ale to trzeba skropić troszkę a nie wlać pół flaszeczki. ;)
My, starsi chyba mamy lepsze żołądeczki i wątroby ;)
-
Chleb posmarować lekko masłem (ale to nie jest konieczne), na to Almette cebulowy, posypać szczypiorkiem, na to plastry aromatycznego pomidora, liście bazylii i polać oliwką z oliwek (taką z czosnkiem w środku). Pyszne! :)
Mmm, brzmi pysznie! Tylko ja bym jeszcze chleb stostowała, albo włożyła do piekarnika na opcję grilowanie.
Aż sobie jutro spróbuję zrobić takie kanapki! :)
Próbowaliście kiedyś może koktajlu z banana?? Bo z truskawek wychodzi pychota i tak się zastanawiam czy z banana wyjdzie dobry w smaku, czy taki "papciowaty"?
Jasne, że tak! Jest pyszny! :) Nie podam Ci dokładnych proporcji, bo zawsze robię "na oko", ale do blendera wrzucam jednego banana, dolewam mleka - w zależności czy chcę mieć bardziej mus, czy bardziej do picia - i możesz też dosypać trochę kakao, jeśli lubisz. Jeśli masz to słodkie, do mleka - to bez ograniczeń, wedle smaku, a jeśli to do ciast, to tylko trochę bo się robi zbyt gorzkie. :)
-
Do tej pory używałam jogurtu, z mlekiem nie próbowałam.W takim razie spróbuję :D
-
Moim zdaniem jak koktajle owocowe to tylko z jogurtem naturalnym, innej konfiguracji co prawda nie próbowałam (choć wielokrotnie słyszałam, że mleko jest tutaj gorszym rozwiązaniem, aczkolwiek częściej stosowanym), ale z jogurtem są takie pyszne, że nic nie potrzebuję zmieniać. ;) Najbardziej lubię właśnie z bananów, tym bardziej, że je można kupić niemalże zawsze, a truskawki mam na działce tylko w sezonie. Są dni, kiedy codziennie mogłabym pić takie bananowe koktajle, bez dodatku cukru, a więc nie takie kaloryczne...MNIAM! smilie_girl_321
-
Mój przepis na tartę ze szpinakiem:
Szpinak świeży lub z mrożonki (w zależności od sezonu) na odrobinie oliwki podsmażamy, dodajemy do tego podsmażoną cebulkę (ja dodaję 2 średnie bo bardzo lubię), serek topiony (kwadrat złotego ementalera), 3 duże ząbki czosnku, kostkę z knorra czosnkową rozkruszam (daje fajny smaczek), soli (nie za dużo- musi być lekko niedosolone) i pieprzu ziołowego. Serek topiony powinien się rozpuścić fajnie- dobrze jest go trochę rozdrobnić to szybciej się rozpuści.
Do piekarnika rozgrzanego do 180-200 stopni na dwie spirale wkładam żaroodporne naczynie lekko wysmarowane tłuszczem, żeby ciasto się nie przypaliło. Na to kładę dwie warstwy ciasta francuskiego. Wkładam do piekarnika przełączając tylko na dolną spiralę i czekam aż urośnie (ok 20min.). Wyciągam z piekarnika, nakładam warstwę masy szpinakowej (najlepiej chłodnej i pamiętać żeby nie była zbyt mokra), posypuję fetą pokrojoną w kostkę, posypuję startym żółtym serem i na górę na krzyż układam paski ciasta francuskiego. Wkładam do piekarnika na jakieś 15-20 minut i gotowe! :) Jest przepyszna! :)
Aaa... kroję ją jak delikatnie przestygnie- Ser żółty tęgnie i lepiej się wyciąga i kroi. :)
Polecam- każdy kto spróbuje pyta mnie o przepis. :)
EDIT:
I sposób na bób (właśnie gotuję :D)
Młody bób z masłem
500 g zielonego młodego bobu
3 łyżki masła, sól, pieprz
ew.: 2 łyżki drobnej tartej bułki, 1 ząbek czosnku
Świeży bób możemy zarówno wyłuskać bezpośrednio ze strąków lub też kupić łuskany. Ziarna bobu płuczemy i gotujemy w osolonej wodzie. Podajemy polane topionym masłem lub masłem z tartą bułką. Dodatkowo możemy bób posypać świeżo zmielonym pieprzem, a do topionego masła dodać ząbek posiekanego czosnku. Podobnie postępujemy ze starszym bobem, ale wtedy gotujemy go trochę dłużej i przed podaniem wyłuskujemy ziarna bobu ze skórki. Namawiam Państwa do przyrządzenia sobie puree z gotowanego i przetartego bobu. Dodajemy do niego odrobinę masła i przyprawy. Takie purée z bobu, może być użyte do przyrządzania kanapek lub jako dodatek do drugiego dania. Poza tym młody bób jest świetnym dodatkeim do sałatek, do ktorych używamy gotowaną fasolę lub soczewicę.
-
Dziewczyny macie może przepis na dobre ciasto do pizzy? Robiłam kilka razy ale zawsze ciasto wychodzi mi za grube. Zmieniłam ilość składników na mniej ale nic tego nie wyszło.
-
Spróbowałam koktailu z mlekiem i jagodami. Powiem szczerze: o fuj! Nie ma to jak jugurt naturalny ;) Mleko jest jakieś dziwne, no chyba że ktoś lubie takie piankowe koktaile.
-
Ja tam mieszam jogurt z mlekiem- tak pół na pół. :)
-
Spróbowałam koktailu z mlekiem i jagodami. Powiem szczerze: o fuj! Nie ma to jak jugurt naturalny ;) Mleko jest jakieś dziwne, no chyba że ktoś lubie takie piankowe koktaile.
O kurcze ale zrobiłaś mi ochotę na taka jagodę z krzaczka. Nie wiem kiedy taka jadłam. mmm :)
-
Spróbowałam koktailu z mlekiem i jagodami. Powiem szczerze: o fuj! Nie ma to jak jugurt naturalny ;) Mleko jest jakieś dziwne, no chyba że ktoś lubie takie piankowe koktaile.
No raczej, że piankowe, a jakie? :D Koktajl ma być leciutki!
Mała Mi, a myślisz że problemem jest przepis na ciasto? Może po prostu weź większą blachę, albo zmniejsz proporcje, żeby ciasta było mniej? Albo trzymaj trochę krócej do "wyrośnięcia"?
-
To ja wolę bardziej "zbite" z jogurtem :D Dwa dni podchodziłam do wypicia tego z mlekiem.
Przeszłam chyba samą siebie dzisiaj. Bardzo miałam ochotę na kanapkę z dżemem, a że nie było, to rozdziabałam widelcem jagody i posmarowałam mini kanapkę. Powiem Wam, że....lepsze jak dżem ze słoika :D
-
Mam takie 'przetworowe' pytanie.
Co można zrobić z czerwonego agrestu? W tym roku mam wysyp i nie wiem co mam z nim zrobić, a nie chcę, żeby się zmarnował.
-
Sok, na przykład. Taki który potem się miesza z wodą. :)
-
Chodzi o to, że u mnie nikt nie pije takich soków i to jest największy problem.
-
Wino!
Wino agrestowe to napój bogów. No, chyba że rodzina bezalkoholowa, to dżem.
-
Wino!
Wino agrestowe to napój bogów. No, chyba że rodzina bezalkoholowa, to dżem.
kazia, kazia - jak ja się cieszę, że Cię tu widzę :)
-
Wino!
Wino agrestowe to napój bogów. No, chyba że rodzina bezalkoholowa, to dżem.
Myślę, że spróbuję obu opcji ;) Dzięki :)
-
Muszę się Wam pochwalić, jakkolwiek by to nie było nieładnie :D Jestem kulinarnym geniuszem, a już na pewno mistrzem koktajli <3
Robiłam ciasto z owocami i zostało mi trochę jeżyn. Przetarłam je przez sitko, żeby nie było pestek, dodałam jabłko, dwa banany, sok z brzoskwiń (tych z puszki, bo mi został z poprzedniego ciasta), trochę mleka i wszystko razem zmiksowałam. Palce lizać! I oczy też cieszy, bo ma piękny kolor ;)
-
Otóż niedawno posmakowały mi krewetki. Macie jakieś fajne przepisy (i łatwe, ŁATWE!!!! takie dla faceta) jak je przyrządzać?
-
Mintku, co powiesz na makaron z krewetkami? ;)
Potrzeba: makaron - najlepiej takie szersze wstążki; krewetki (ta średnie, tj. nie koktajlowe, ale też nie te żywe czy takie duuuże); masło, czosnek (dużo czosnku), sos ostrygowy, sos sojowy, świeża natka pietruszki, sól, pieprz, cukier, opcjonalnie: kieliszek wódki lub koniaku
Co do ilości - u mnie w domu zawsze robimy na oko, krewetek mniej więcej pół kilo...
Jak robimy:
Makaron gotujemy jak każą na opakowaniu. Na dużej patelni (bądź takim płytkim a szerokim rondlu) roztapiamy masło (w sporej ilości, to podstawa całego tego sos)u. Dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek i szklimy. Dodajemy zamrożone (ale przepłukane) krewetki. Jak lód się stopi, dodajemy łyżkę sosu ostrygowego, parę kropel sosu sojowego, doprawiamy solą i pieprzem i odrobiną cukru. Po kilku minutach (krewetki są bardzo delikatne, więc nie trzeba, a wręcz nie powinno się smażyć ich zbyt długo), czyli właściwie pod koniec można opcjonalnie wykorzystać alkohol: mój tata zawsze dodaje kieliszek i podpala - jest to bardzo widowiskowe, bo na patelni bucha wtedy taki wielki ogień :P Dzięki temu krewetki fajnie przypiekają się z wierzchu i cukier/sos ostrygowy się karmelizuje. ;) W każdym bądź razie, na koniec dodajemy posiekaną natkę pietruszki, mieszamy dokładnie i dusimy jeszcze minutkę.
Podajemy z gorącym makaronem.
Smakuje naprawdę super :)
-
Kurczę no.... fajne to ale mi chodziło o coś prostego, a tu jakieś podpalanie, karmelizowanie, szklenie - rzeczy kompletnie mi obce (jako laikowi kuchennemu). Miałem na myśli takie, że "wrzuć do gara krewetki z czymś tam, zamieszaj, zaczaruj i włala - można żreć" :D Ale dzięki tak czy owak. Może żonę uda mi się na taką potrawę namówić, bo jak na razie to krzywi się - "Znowu kupiłeś te swoje robaki" :D
-
Mintku, karmelizowanie jest totalnie opcjonalne, u mnie robi to tylko tata, bo ja bym spaliła cały dom :P
Szklenie - po prostu wrzucasz czosnek na masło i podsmażasz chwilkę, ale nie za długo, żeby nie zbrązowiał ;) Więc tak na dobrą sprawę, to całość sprowadza się do "podsmaż czosnek na maśle, wrzuć krewetki, dopraw solą, pieprzem, sosem ostrygowym i sojowym, dodaj natkę pietruszki, zamieszaj" i gotowe :)
-
Otóż niedawno posmakowały mi krewetki. Macie jakieś fajne przepisy (i łatwe, ŁATWE!!!! takie dla faceta) jak je przyrządzać?
Ja krewetki, blacktigery, najbardziej lubię same... ewentualnie z frytkami czy podsmażonymi ziemniakami. :P
I przygotowuję je w bardzo prosty sposób. Czyli obtaczam w przyprawie do ryb, potem posypuję jeszcze trochę czosnkiem, pieprzem, może być nawet trochę jakiś ziół prowansalskich... generalnie robię przyprawowy misz masz (Przyprawy wedle własnego uznania. W sumie wystarczy nawet sama przyprawa do ryb. Co kto lubi.)
Potem przyprawione krewetki po prostu obtaczam w bułce tartej i jajku... Następnie smażę na patelni.
Też wychodzą dobre, ale to taki zwyczajny przepis. Może masz Mintku ochotę na coś wykwintniejszego. :)
-
Nie, nie - te panierowane mi się podobają - brzmi mocno smakowicie. Dzięki.
-
Proszę.
Mam nadzieję, że udadzą się i będą smakować. :)
Smacznego.
-
Jeżeli ktoś podpowie jak ugotować fajną i dobrą zupę z dyni to postaram się ozłocić ;D
-
Ja może będę mieć dobry przepis na zupę z dyni ale muszę wziąć jutro zeszyt ze szkoły:)
-
A ja ostatnio robiłam brokuły w panierce! Mniaaaaaaaaaaam! <serce>
Brokuły ugotować, ale nie za mocno, żeby się nie rozlatywały i tak jak robi się kotlety, moczymy w jajku, potem w bułce tartej i smażymy. Pyyyyyyyyyyycha! <serce>
-
Jako, że moja Lepsza Połowa - po szaleństwie pieczenia chleba wpadła w szaleństwo robienia nalewek wszelakich - prosiłbym Was o jakieś przepisy na fajne nalewki. Dziękuję.
-
Przypomnij mi jutro na PW, jak będę w domu to Ci podrzucę od rodziców ;) Bo są fanami.
Wiśniowa, aroniowa, sosnowa, pigwowa, cytrynowa... u nas Ci tego dostatek.
-
Jeżeli ktoś podpowie jak ugotować fajną i dobrą zupę z dyni to postaram się ozłocić ;D
Proponuję tą:
http://www.rondelek.pl/zupa-krem-z-dyni-agnieszki-kreglickiej/
w zasadzie to podstawa każdej dyniowej, później są wariacje, ja np. zamiast curry wolę ostre papryczki, nie dodaję ziemniaka, dodaję trochę pora - bo uwielbiam. Warzywa podsmażam na sklarowanym maśle, zalewam rosołem, miksuję, na wierzch kleks śmietany i włala - pyszna jesienna zupa (właśnie jadę po dynie po pracy).
-
Jako, że moja Lepsza Połowa - po szaleństwie pieczenia chleba wpadła w szaleństwo robienia nalewek wszelakich - prosiłbym Was o jakieś przepisy na fajne nalewki. Dziękuję.
Aroniówka - dla kobiet pycha - przemroź porządnie aronię (1 kg), by straciła goryczkę, wsyp do miejsca przeznaczenia, zasyp cukrem (w przepisie było 0,5 kg, ale polecam dać mniej). Jak puści sok zalać 1 litrem spirytusu 70% (jest w Makro, albo sobie przelicz), dodać laskę wanilii, przeciętą na pół, skórkę z 1 cytryny i 1 pomarańczy (bez albeo!) i kawałek kory cynamonu (nie syp proszku) odstawić w miejsce nieodwiedzane przez gości i dzieci na jakieś dwa miesiące. Zlać do butelek, zapomnieć na jakieś pół roku, odkryć ze zdziwieniem, spożyć.
Owoce pozostałe po nalewce można zalać wódką i podać na imieninach. Kolor wódki nieziemski, ale radzę zacząć od niewielkiej ilości - nie każdemu pasuje, bo czuć taninę. Za to nalewka po dłuższym leżakowaniu traci goryczkę, i jak zdołasz wytrzymać 8 miesięcy od rozpoczęcia dzieła, nagroda jest słodka i aromatyczna.
Późno się zabrałeś, ciężko o najlepszy IMHO surowiec - malinę i czarną porzeczkę...
U mnie stoją - malinówka w dwóch odsłonach - słodkiej i wytrawnej, czerwona i czarna porzeczka, wiśnia. Czekają na swoją kolej - aronia i żurawina. Próbowałam cytrynówkę, ale mnie nie smakuje, mężowi takoż i zarzuciliśmy projekt. A dokładniej, to łeb boli po trzech kieliszkach.
-
Pyszna zupa, dzięki kaziu wielkie. Poszłam za Twoją sugestią i dodałam pora zamiast ziemniaka (zresztą tak wolę). Tyle, że nie masło a oliwa z oliwek i nie śmietana a odrobina jogurtu niestety :(
Nalewkę też zrobię, ale w przyszłym roku (tak w ogóle to w tym roku obrodziła aronia?) ;D
-
U mnie w domu tata też robił w tym roku aroniówkę :) Tylko że nie przemrażał aronii, ale ją gotował. Jak spróbowaliśmy (trzeba było wiedzieć, czego można się spodziewać za te kilka<naście> tygodni :P) - była super, słodziutka, tylko trochę mocna :P
Wiśniówka też nam wyszła przepyszna, z wiśni z naszego ogródka ;) Ale nie wolno jej ruszać, bo ma dotrwać do świąt... :P
Co do zupy - znowu - tata robi pyszną :) Tylko ja zawsze jem przed zmiksowaniem, niestety, ale zupy-kremy w ogóle mi nie podchodzą, mogą być pyszne, ale ta konsystencja... :/
A generalnie, powiedzcie mi jak wiecie, kiedy jest sezon na żurawiny? ;) Bo chciałam zrobić babeczki z żurawiną, ale bałam się zapytać w sklepie, bo może już dawno po czasie :P Swoją drogą, wówczas, zamiast babeczek z żurawiną, zrobiłam jabłkowe, wyszły świetne, słodkie, ale nie za słodkie, z lekką nutą cynamonu i własnoręcznie robionym dżemem z jabłek :D
-
Żurawinowy sezon to przełom października i listopada, a nawet raczej listopad. Wiem, bo koleżanka z pracy działa w jakimś programie unijnym dotyczącym obszarów wiejskich i jednym z jego punktów były niedawne dwie imprezy "Myśliwskie smaki" i "Rykowisko na Żurawinach". Ona od paru lat zajmuje się właśnie nalewkami i konfiturami z żurawin (nawet mamy w kąciku przyrody słoiczek tego rarytasu).
-
A ja ostatnio kupiłam ser camembert i dziś naszła mnie ochota, by go pochłonąć <szczerzy_sie>
Najpierw ser dokładnie panierujemy w jajku, później w bułce tartej. Na patelni rozgrzewamy olej i kładziemy krążek. Smażymy z dwóch stron. Możemy podawać go z żurawiną, ale ja zjadłam z buraczkami <jupi> Ale i tak najlepsza frajda jest wtedy, gdy ukroimy kawałeczek.
To miało tyle kalorii, ale było takie dobre...
-
Aronii miałam pełno na działce, starczy na kilka nalewek.
Jeśli zaś chodzi o żurawinę, to właśnie jest na nią sezon, tylko - podobnie jak aronia i jarzębina - trzeba ją przemrozić.
Do Jean - próbowałaś kluseczek z dyni? Bo mam dynię i zastanawiam się nad nimi, i myślę, czy warto tracić czas...
Dynia i tak najlepsza w occie.
-
Ja wczoraj upiekłam gęś z jabłkami... wyszła rewelacyjna. Natarłam ją w sobotę wieczorem solą z pieprzem i zostawiłam na całą noc. Miałam pewne obawy że będzie za słona po upieczeniu, ale nie. Smak soli wyszedł minimalny. Przed upieczenie jeszcze wtarłam w gęś majeranek z wierzchu i od środka i włożyłam jabłka. Zamiast nitki użyłam wykałaczek i to nie był dobry pomysł, pod koniec się rozeszło i jabłka wyszły na wierzch. Mimo to mięso było mięciutkie i bardzo smaczne. Polecam <mruga>
-
Aronii miałam pełno na działce, starczy na kilka nalewek.
To korzystaj, korzystaj, bo nawet nie wiesz jaki masz skarb w domu! Przynajmniej wg. Amerykanów. W Polsce kilogram aronii kosztuje 70gr a w Stanach - UWAGA! - 25 dolarów!
Podobno to dlatego, że aronia ma właściwości anty-alzhimerowe.
-
Dziewczyny, i chłopcy też :D, jak przyprawić mięso, rybę i tego typu rzeczy ograniczając przy tym lub całkowicie eliminując sól czy słone przyprawy czy też przyprawy niezdrowe (na bazie glutenu np.)?
Tak, wiem, zioła, ale też chyba trzeba umieć je dobrać, żeby to wszystko nie było bez smaku...a często jest i człowiek chciałby po prostu szczypt soli zaraz i poczułby się szczęśliwy.
Ma ktoś jakiś sposób, pomysł...oprócz przyzwyczajenia się? :D
-
Nie ma innego sposobu, niż przyzwyczaić się, byleby stopniowo.
Od dawna, z powodów zdrowotnych muszę ograniczać sól i dosmaczacze. Jak mieszkałam (dawno temu) z rodzicami rządziła "Vegeta" i pochodne, maggi itp. świństwa. Obecnie używam soli kamiennej lub morskiej (ale wolę kamienną). I nikt na moją kuchnię nie narzeka, wręcz przeciwnie.
A jak technicznie ograniczyć spożycie sodu, bez szkody dla smaku? Myślę, że technika przygotowania też ma swoją wartość. Przede wszystkim - odrzucić wszelkie polepszacze. Na początku wszystko będzie wydawać się za mało słone, ale za to po paru dniach zaczniesz się dziwić jak mogłaś to jeść. Po drugie - istotne w przygotowaniu dań mięsnych - mniej soli zużyjesz, jeśli zaczniesz marynować mięso w soli i przyprawach. Czyli planowanie rządzi. No i przyprawy - jeśli brak ci charakterystycznego posmaku maggi, używaj lubczyku. Kupuj dobrej jakości przyprawy od sprzedawców w internecie (uznanych) lub przywoź z zagranicy - to co u nas sprzedają nawet renomowani producenci, to jednak wciąż towar II a nawet III kategorii. Kto był na greckim lub tureckim bazarze, ten wie.
-
No właśnie za magą nie tęsknię a po prostu za zwykłą solą. Ja raczej nigdy nie magowałam jakiejś potrawy w garnku będącej, wszyscy sobie ewentualnie przyprawiają na talerzu. Kucharek czy vegeta to w moim wydaniu bardzo rzadko, ale moja mama prawie zawsze. Cóż, ziół mam tylko bazylię żywą w doniczkach i suszone prowansalskie. Wszystko to takie mało słone, ale dzielna jestem ;D
Są takie wafle ryżowe z solą morską...to mówisz, ze chrupanie ich może być zdrowe?
-
Całkowicie wyeliminować sól chyba się nie da, bo to przyprawa, która istnieje niemal we wszystkich artykułach żywnościowych, w mniejszym lub większym stopniu. Ale i absolutne "wyrzucenie" soli z naszej diety, też nie jest wskazane, bo ona przeciwdziała odwodnieniu organizmu (nawet podaje się mocny roztwór solny w razie biegunek, czy intensywnych torsji, aby "zatrzymać" wodę w organizmie).
Najbardziej szkodliwy jest zawarty w soli sód. Rzeczywiście sól morska ma go dużo mniej. A poza tym zawiera sporo mikroelementów, jod, wpływający na przemianę materii.
Tak więc, niekoniecznie pozbywać się soli. A zachować umiar. Ograniczać, Minimalizować <szczerzy_sie>
-
No dobrze, ale chyba ta sól zawarta w produktach już wystarczy za dawkę dzienną 6 g? Już chyba nie muszę dosalać, tego co gotuję, by mi nie brakło tego w organizmie i nie spowodowało czegoś złego?
-
Pewnie wystarczy. Bo są tacy, co nic nie solą, a nie odwadniają się <jezyk>
Pewne jest, że zdrowiej jest z niej zrezygnować, niż dosalać. Właśnie dlatego, że gdzieś tam, w jakimś produkcie ona jest.
U nas w przedszkolu nie solą, a jakoś wszystko zjadliwe jest <jezyk>
-
Z drugiej strony - im mniej solę tym więcej piję wody mineralnej. W ogóle dużo piję wody Nie wiem czy ma to jakiś związek.
-
Ma związek. I dobrze, że dużo jej pijesz, właśnie ze względu na ograniczenie soli.
A jeśli chodzi o zioła, to ja używam prawie do wszystkiego (oprócz oczywiście ciast, deserów - chociaż do deserów czasem mięte daję) mieszanek z suszonych ziół: bazylia, oregano, tymianek, estragon, majeranek, pietruszka, szczypior (mięsa, zupy, sosy, a nawet kanapki nimi posypuję). Moja mama jest zaś mistrzem w pieczonym boczku w ziołach - po prostu... miodzio.
-
Jeśli pijesz więcej wody niż zazwyczaj a pragnienie jest intensywne, zbadaj cukier.
I masz rację, soli jest pod dostatkiem w serach, wędlinach etc., nawet tych które słone się nam nie wydają. Sól to ważny konserwant, więc sypią go garściami.
Staram się sama robić pieczenie na kanapki, pasztety a nawet mam za sobą próby z wyrobem wędlin. Smacznych! Nie jest to trudne, więc polecam gorąco.
-
Pieczeń na kanapki? Brzmi ciekawie i pysznie. Podzielisz się przepisem czy choćby ogólnymi wskazówkami? Być może wiem jak się robi a być może nie wiem. .. :D Można coś ciekawego przyrządzić do chleba z królika, poza klasycznym pasztetem? Generalnie jest bardzo chudy, nawet do pasztetu trzeba coś dodawać o ile wiem, rosół z królika też nie powstanie...no ale być może jest coś, co jeszcze z niego przyrządzić można?!?
A cukier mam w porządku :) Wydaje mi się, że to przez to, iż jestem w ciągłym ruchu. czasami trzeba się nieźle nagimnastykować z bieganiem za małym człowiekiem plus prace domowe plus forum plus spacery plus jeszcze godzinka codziennie na rowerze. Ze mnie się leje ciurkiem - wydaje mi się, że jest związek między moim rozkładem dnia a moim pragnieniem <mysli>
-
Też staram się ostatnio ograniczać sól, ale że jestem od niej uzależniona, to mi ciężko. Niemniej zrobiłam spory postęp i jem mniej.
Ja za to mało piję, zawsze mało piłam i pewnie stąd to zamiłowanie do soli, bo ona zatrzymuje wodę w organizmie.
W ogóle ostatnio staram się zwracać uwagę na to co jem i już wolę wydać więcej a kupić coś zdrowszego, niż żywić się tylko i wyłącznie syfem.
Jeszcze żebym nauczyła się jeść co 3 godziny, w sumie 5 posiłków dziennie, w małych porcjach jak mi znajoma dietetyk poradziła, to byłoby dobrze..., ale niestety jestem tak krnąbrna, że nie dam chyba rady. Chociaż dietka by mi się przysłużyła.
Pasztet z królika <mniam> Ja ostatnio robiłam z samego królika a właściwie dwóch i wyszedł wyśmienity. :)
-
Pieczeń na kanapki? Brzmi ciekawie i pysznie.
Nie wiem, o jakich pieczeniach mówiła kazia, ale generalnie lubię robić sobie takie kanapkowe smakołyki sama. Karkówka, schab czy szynka - raz wychodzą, raz nie, czasem są za suche, czasem w sam raz... ale generalnie nie boję się eksperymentować. Karkówkę opanowałam już do perfekcji.
Tak samo, jak pieczeń z mięsa mielonego. 2-3 jajka, mięso mielone, bułka tarta i manna. Albo sama manna, albo sama bułka - w sumie zależy, jak mi się tam sypnie. No i przyprawy. Wszystko to do formy, do piecyka, godzina, albo godzina z kawałkiem i pieczeń gotowa. Na święta wrzucam do środka 2-3 ugotowane jajka :) Ja bardzo lubię, rodzinka w sumie też.
W ogóle wprowadziłam do mojej kuchni zioła Małgorzatki - miks różnych ziół, ale tak wyważony, że zmienia i udoskonala smak każdej potrawy - a dodaję naprawdę do wielu rzeczy: zaczynając od zup, przez sosy, gulasze, czy nawet do zapiekanek. Babcia zaraziła tymi ziołami mamę, mama mnie i tak jakoś poszło...
Swoją drogą uwielbiam dodawać do potraw czosnek, i nie boję się tego proszkowanego, a także lubczyk.
Soli nie lubię jakoś specjalnie... znaczy jasne, że makaron, ryż, ziemniaki, etc. to posolę, ale rzadko to jest odpowiednio dosolone. Jakoś... nauczyłam się jeść jałowe takie... tam gdzie się da, to zmieniam smak ziołami, ale żebym musiała mieć na słono, to nie. :) Zupy też - dodam jarzynkę, ale o soli zapominam zupełnie. W sumie jarzynki mają w sobie sól, więc nie, że w ogóle na słodko jadam, no ale...
-
Przyprawy typu "Jarzynka", "Kucharek", "Vegeta", "Ziarenka smaku" ( i inne temu pochodne) uważam za dużo bardziej szkodliwe od soli w czystej postaci. To przez przesadne czasami, niebotyczne, ilości glutaminianu sodu. (E 621 bodajże). Dlatego pytałam jakimi ziołami zastąpić smaki tej chemii, którą wszyscy przecież dodajemy niechcący do potraw, zastąpić.
O ziołach Małgorzatki nie słyszałam - różnią się one czymś od prowansalskich suszonych, na przykład firmy Prymat?
A czosnek uważam za najlepszą przyprawę i najlepsze lekarstwo, ale najbardziej lubię zjadać go na żywca ;D
-
Zioła Małgorzatki są podobne do prowansalskich. Niemniej trochę się różnią:
Majeranek, Bazylia, Lubczyk, Pieprz, Kminek, Cebula, Czosnek, Kurkuma, Tymianek, Papryka
Ziółka Prow.- rozmaryn, bazylia, tymianek, szałwia lekarska, mięta pieprzowa, cząber ogrodowy, lebiodka (oregano) i majeranek.
Ja niedawno zakochałam się w prowansalskich... Są fantastyczne dodaje je niemal wszędzie.
Podobnie czosnek... Mniam. Jedynie do cebuli nie potrafię się przekonać :P
Mięs np. w ogóle nie solę tylko przyprawiam właśnie ziołami, czosnkiem, papryką itp. :)
Min a te zioła Małgorzatki to tylko przez internet można kupić czy są w sklepach?
-
Zioła Małgorzatki kupuję na osiedlowym targu, na specjalnym stoisku z ziołami - takimi pakowanymi w większe, foliowe opakowania. Jarzynkę też tam można kupić (z solą lub bez) - nie wczytuję się w skład, więc nie wiem, czy taka targowa też zawiera te wszystkie E i inne, ale generalnie ja czy soli, czy tego sypię tak niewiele, że skład mi nie straszny.
Na pewno takie stoiska z ziołami rozsiane są wszędzie - nie tylko po targach, ale też w marketach (a właściwie na pasażach, na środku), czy poustawiane gdzieś przypadkowo na mieście. Przez neta nigdy nie kupowałam, ale no pewnie też można :)
Dzisiaj zrobię żeberka. Tak strasznie dawno nie było, a mam ochotę. Do tego kasza, albo ziemniaki i buraki.
-
Kupiłam dziś sobie całego kurczaka i postanowiłam sama go rozebrać. Zawsze broniłam się przed kupnem takowego, bo myślałam, że z moimi dwiema lewymi łapkami sobie nie poradzę a tu poszło gładko i szybko. W około pół godzinki kurak znalazł się w zamrażarce a korpus na rosół w lodówce.
I chyba jednak teraz tak będę kupować jak tylko będzie możliwość, bo wychodzi to ekonomiczniej i jest na pewno lepszej jakości niż te pakowane części kurczaka... I za 2 piersi często około 10 zł się płaci a tu za 10 zł mam całego kuraka. Mięska tyle że ho ho i w zapachu, dotyku naturalniejsze. :)
Pewnie dla weteranów kuchennych to standard, ale co tam. :D Każdy kiedyś musi coś spróbować.
-
To jak kupiłaś to się też pochwalisz jak go teraz będziesz przyrządzać - może się skorzysta kiedyś z przepisu. U mnie zwykle jest rosół a mięsko potem się zjada dosłownie po wyjęciu z tegoż - żadnego panierowania, przyprawiania, smażenia, pieczenia.
I podziwiam (choć czasami nie ma wyjścia), bo ja muszę widzieć jak coś rośnie, co je zanim ja zjem :P
-
U mnie zwykle jest rosół a mięsko potem się zjada dosłownie po wyjęciu z tegoż - żadnego panierowania, przyprawiania, smażenia, pieczenia.
Hm, ale to z całego kuraka gotujesz rosół?
Ja też porcjuję. Piersi zazwyczaj idą do potrawki z ryżem (teoretycznie odkładam na kotlety, ale moja wrodzona niechęć do panierowania i wrodzona skłonność do chodzenia na łatwiznę raczej uniemożliwiają mi robienie tychże kotletów), chociaż ostatnio też do sałatki (żeby było śmieszniej też z ryżem). Udka no to różnie - albo w folię i do piekarnika, albo do garnka na zupę. Skrzydełka natomiast zjadam jedynie z piekarnika w pikantnej przyprawie. Inaczej w ogóle ich nie tykam, bo nie lubię. (Nie wiem, czemu akurat z tą przyprawą lubię :D).
-
U mnie zwykle jest rosół a mięsko potem się zjada dosłownie po wyjęciu z tegoż - żadnego panierowania, przyprawiania, smażenia, pieczenia.
Hm, ale to z całego kuraka gotujesz rosół?
Dokładnie tak. A to coś dziwnego? Gotuję z całego po porcjowanego kurczaka (kury), mięso potem wyjmuję i zjadam - czy to piersi, czy nóżki czy skrzydełka. Dawniej mama panierowała i przysmażała, ja już tego nie praktykuję.
Dla mnie pieczenie kurczaka bez gotowania rosołu to trochę jak marnotrastwo <smiech> Zwłaszcza , że rosół w tym wszystkim jest najlepszy ;) Z części kurczaka nigdy nie wyjdzie tak pyszny jak z całego ;)
-
Dokładnie tak. A to coś dziwnego? Gotuję z całego po porcjowanego kurczaka (kury), mięso potem wyjmuję i zjadam - czy to piersi, czy nóżki czy skrzydełka. Dawniej mama panierowała i przysmażała, ja już tego nie praktykuję.
Nie, nie, nie o to chodzi, że to coś dziwnego. Przeanalizowałam tylko rozmiar moich garnków, stwierdziłam, że po umieszczeniu w nim całego ptactwa i np. warzyw może nie być za dużo miejsca na rosół jako taki... i wolałam się upewnić :D
A tak generalnie to ja bardzo lubię gotowane mięsko - jeszcze udka z kurczaka, to zrobię sobie w folii czasami, ale np. jak dopadnę indyka - czy to udko, czy cokolwiek innego, to tylko i wyłącznie gotowane z zupy. A przy takim indyczym udku, to jest co jeść :)
W ogóle... jestem aż za bardzo mięsożerna, chwilami podejrzewam, że gdybym musiała przejść na wegetarianizm, to nagle okazałoby się, że nie mam co jeść... Owszem - na śniadanie to tam mogę jakieś płatki zjeść, jogurt, serek, na obiad od biedy naleśniki, ale najem się dopiero wtedy, kiedy mam mięsko.. :D Chociaż warzywa, owoce i serki/jogurty/mleko/jajka też pochłaniam w dużych ilościach. No ale mięsiwo, to mięsiwo... żeberka, karkówka, schab, drób... a nawet wszelkie wątróbki, ozorki, serca i żołądki.
-
podziwiam (choć czasami nie ma wyjścia), bo ja muszę widzieć jak coś rośnie, co je zanim ja zjem :P
Wiesz Ty masz taką fajną możliwość, że możesz patrzeć jak coś chodzi, co je, jak rośnie itp. Nawet jeśli to nie Twoje, to powiedzmy biega u sąsiada.
Ty powiedzmy możesz wyjść na dwór wziąć kurę (bo właściwie rosół na kurze powinno się gotować), zabić, oprawić i dać do rosołek. Masz swoje... Jednak miasto trochę innymi zasadami funkcjonuje... I powiem szczerze, że jest czego zazdrościć. Masz swe sprawdzone zwierzaki. Wiesz co jesz. Masz swoje mleko, swoje jaja, swoje kury, kurczaki a pewnie czasem i cielęcinkę. <3
Mieszczuchy niestety tej opcji nie posiadają. Tu trzeba ufać sprzedawcom. Kura jest rzadko a jak już to jednak drogawa... Inaczej trochę ten rosół się przygotowuje.
No ale jednak myślę, że taki cały kurak jest mniej naszpikowany niż popakowane pojedyncze części. Zresztą nawet technicy żywienia polecają, że lepiej kupować całe kurczaki niż już po porcjowane...
Chociaż wiadomo, że to nie to samo co fajny, wiejski kurczaczek ze swojego kurnika <3
Nie no z całego kurczaka nie ugotuję, Pewnie na tym korpusiku plus włoszczyzna i gotować pół dnia :D Może dodam skrzydła i te podudzia, nadudzia... A z piersi zamierzam zrobić kotlety z ananasem i serem... Jak zrobię to napiszę jak robiłam i czy wyszło. Może jakieś sweet fotki porobię jakby ktoś chciał :D
Nóżki i skrzydełka najchętniej bym przyprawiła porządnie i naczyniu żarooodpornym upiekła <zawstydzony>
A tak generalnie to ja bardzo lubię gotowane mięsko
Też uwielbiam gotowane mięsko, to rosołkowe właśnie najlepsze. Zawsze wybieram jak najwięcej mięska.
-
Zanim się pójdzie i weźmie tę kurę z podwórka trzeba ją najpierw jakiś czas hodować, karmić i tym podobne.
Czekam na przepis (i/lub fotki ukończonego dzieła). Czy tych kotletów z piersi się najpierw nie smaży z jednej strony, po czym odwraca, na usmażonej połówce kładzie się ananasa (mniemam, że pokrojonego w jakieś plasterki ), na to starty żółty ser i pod przykryciem na wolnym ogniu się to dokańcza?
-
(https://www.dyskutujesz.pl/proxy.php?request=http%3A%2F%2Fimages42.fotosik.pl%2F697%2F9338d437e44a30d5m.jpg&hash=5624fb3bf38e3ff63e17fe70d0eff0ef) (http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/9338d437e44a30d5.html)
I wyszło takie jedzonko.
Frytki to wiadomo. Obrałam ziemniaki. Pokroiłam w paski frytkowe. :P
Potem wrzuciłam do zimnej wody na około 20 minut. Następnie smażyłam w oleju, na patelni.
Pierś z kuraka została najpierw rozmrożona. Następnie lekko ubiłam ją tłuczkiem żeby mniej więcej wyrównać. Potem obsypałam przyprawami i zrobiłam panierkę z bułki tartej i jajka. Pierś podsmażyłam na patelni. Później zapakowałam do naczynia żaroodpornego, pokroiłam ananasa (prawdziwy był nie z puszki) i poukładałam na piersi kurczakowej. Całość nakryłam plasterkami sera żółtego. To wszystko do nagrzanego piekarnika na 15 minut.
Wyszło naprawdę bardzo dobre. :)
Co do rosołku... To poszło eksperymentalnie, bo wczoraj przeglądałam mnóstwo przepisów na rosół i wyszedł misz masz. :D Niemniej bardzo dobry. Wiem, że to nie klasyczny rosół, tylko bardziej mój... ale może nie zabijecie :P
Seler, por, marchew, pietruszka pokrojone w kostkę. Wrzucone do garnka, Korpus kurczaka też i zalane 2 litrami wody. To się tam gotowało. Następnie cebulę przekroiłam na pół położyłam na patelni by się trochę podwęgliła i potem wrzuciłam do gotującej się wody.
To wszystko gotowało się 4h. Oczywiście w międzyczasie szły przyprawy..., ale to już każdy wedle uznania. Ja zawsze dodaję trochę soli i ciutkę vegety. Resztę doprawia każdy sam na talerzu. Następnie całość odcedziłam i został sam rosołek.
W osobnym garnku ugotowałam pokrojone w kostkę ziemniaki. I dodałam je do odcedzonego rosołu. Oprócz nich dorzuciłam boczek. :P I to się jeszcze trochę ze soba zaprzyjaźniało z ok 40 min a następnie zostało skonsumowane. :D
Przepisy z tego żadne, ale... było smaczne :D
Zanim się pójdzie i weźmie tę kurę z podwórka trzeba ją najpierw jakiś czas hodować, karmić i tym podobne
No fakt a dobra karma też trochę kosztuje. No ale jeszcze kurka daje jajka, wiec to dobra inwestycja :) No ale pewnie też momentami kosztowna i kłopotliwa.
-
Te piersi to tak jak myślałam, tylko że w piekarniku zrobione. Wcześniej musiały być opanierowane i usmażone. Na pewno z piekarnikiem też jest mniej zachodu, no i nie trzeba aż tak nadgorliwie pilnować, żeby się nie przypaliło.
Rosół gotuję tak samo właściwie, nie wiem skąd u Ciebie jakieś obiekcje. Tyle tylko że nie dodaję vegety, ale rozumiem też, że kurczaka miejskiego trzeba jednak coś nie coś doprawić.
Całość na talerzu wygląda arcysmacznie...ale co tam jest z boku. To ten boczek z ziemniakami? Myślałam, że to jakaś surówka.
No i dlaczego frytki trzymasz w wodzie przez 20 minut, zanim je smażysz?
Zanim się pójdzie i weźmie tę kurę z podwórka trzeba ją najpierw jakiś czas hodować, karmić i tym podobne
No fakt a dobra karma też trochę kosztuje. No ale jeszcze kurka daje jajka, wiec to dobra inwestycja :) No ale pewnie też momentami kosztowna i kłopotliwa
Nie chodziło mi o karmę, bo nie mają specjalnej, którą trzeba kupować (stale). Jedzą owies, ziemniaki gotowane z otrębami a to wszystko wcześniej rosło na polu (pomijam już koszty i włożoną pracę, aby coś urosło). Ale jak masz żywy inwentarz to zawsze musisz o nim myśleć itd.
-
ale co tam jest z boku. To ten boczek z ziemniakami?
Nie nie ziemniaki pokrojone w kostkę i boczek poszły do rosołku. To właśnie była ta "inność", bo jednak rosół powinien być z makaronem, bez boczku :P
Ale znalazłam jeden taki przepis i stwierdziłam, że też dodam :D
A na zdjęciu obok frytek i piersi kurczakowej jest jeszcze surówka. Faktycznie, nie napisałam o niej. :)
Surówka klasyczna pomidor- ogórek pokrojone w kostkę. Podobno nie powinno ich się łączyć, bo wytwarzają jakiś szkodliwy związek, ale co tam. :D Dobre jest :D
Na pewno z piekarnikiem też jest mniej zachodu, no i nie trzeba aż tak nadgorliwie pilnować, żeby się nie przypaliło.
Ano. Tylko zamówienie padło żeby była panierka i na nią ananas. :D
No i dlaczego frytki trzymasz w wodzie przez 20 minut, zanim je smażysz?
Skrobia się wytrąca z ziemniaków i stają się bardziej kruche po usmażeniu.
-
Ano. Tylko zamówienie padło żeby była panierka i na nią ananas.
No, ja cały czas brałam pod uwagę, że kurczak jest w panierce i że wcześniej musiał być przysmażany na patelni. Tylko chciałam powiedzieć, że można było go od początku do końca na patelni zrobić, nie przenosząc się do piekarnika :D
Podobnie można zrobić schabowego z pieczarkami i serem żółtym na wierzchu ;)
Surówka klasyczna pomidor- ogórek pokrojone w kostkę. Podobno nie powinno ich się łączyć, bo wytwarzają jakiś szkodliwy związek, ale co tam. :D Dobre jest :D
Podobno, ale ludzie kiedyś jedli latami i żyją do dzisiaj, więc myślę, że bardziej szkodzą fajki czy alkohol, niż takie jedzenie ;)
-
Podobno, ale ludzie kiedyś jedli latami i żyją do dzisiaj, więc myślę, że bardziej szkodzą fajki czy alkohol, niż takie jedzenie ;)
Po prostu co za dużo to niezdrowo. We wszystkim trzeba mieć umiar. W jedzeniu także :D
No, ja cały czas brałam pod uwagę, że kurczak jest w panierce i że wcześniej musiał być przysmażany na patelni. Tylko chciałam powiedzieć, że można było go od początku do końca na patelni zrobić, nie przenosząc się do piekarnika :D
Podobnie można zrobić schabowego z pieczarkami i serem żółtym na wierzchu ;)
Aaa. Nie zrozumiałam Cię. :D Tępok ze mnie. No można było, ale w sumie takie z piekarnika też fajne wyszły. :)
-
Mam dziś dzień na gotowanie. :)
Od rana siedzę w kuchni i tworze. Efekt? Cała brytfanka gołąbków i kolejna z kapuśniaczkami. :D
Stwierdziłam, że zrobię coś czego nigdy nie robiłam. Gołąbki owszem robiłam ale te z pociachaną kapustą. Dziś zaryzykowałam i zrobiłam tradycyjne...efekt? mmmmmmm tego nie da się opisać. :D
Zaraz do piekarnika wrzucam kapuśniaczki w cieście francuskim.
Ojjjjj będzie jutro co jeść. :D
-
Ja też lubię czasem coś upichcić, kiedy mam czas, ochotę, miejsce, składniki i nastrój. Jak widać, dużo kategorii musi być spełnionych. :D Najlepsze przepisy dostaję od koleżanki która uwielbia kucharzyć. Ostatnio na wigilię klasową przyniosła genialną sałatkę. Generalnie nie lubię sałatek, ale ta była naprawdę świetna, polecam i wklejam przepis. ;)
SAŁATKA GYROS
* mix sałat z roszponką lub sałata lodowa (proponuję z biedronki, wypróbowana)
* duży filet z piersi kurczaka
* przyprawa do gyrosa KAMIS
* główka czosnku
* pół pęczka szczypiorku
* pęczek kopereku
* 1 duży ogórek wężowy
* 2 pomidory
* duży jogurt naturalny
* olej
* sól i pieprz
Marynata do piersi:
*2-3 łyżki oleju
*2 łyżki przyprawy do gyrosa
*3-4 ząbki czosnku (starte na średnich oczkach)
Piersi umyć, ewentualnie odkroić tłuszcz, pokroić w kostkę średniej wielkości,
wymieszać z marynatą i wstawić do lodówki na 2 godz. (najlepiej, żeby piersi były w pojemniku z wieczkiem.)
W tym czasie można przygotować SOS:
przelewamy jogurt do miski
1/4 obranego ogórka ścieramy na tarce, odsączamy. Siekamy koperek, szczypiorek i dorzucamy 4 starte ząbki czosnku. Wlewamy 2 łyżki oleju. Mieszamy. Przyprawiamy solą i pieprzem według uznania. Wkładamy do lodówki.
Po 2 godz. rozgrzewamy patelnię i smażymy piersi na najmniejszym palniku na średnim ogniu co jakiś czas mieszając. Smażymy 10-15 minut.
Kroimy resztę ogórka w talarki, tniemy pomidory na 8 części.
WARSTWY :
1. sałata
2. kurczak
3. pomidory i ogórki
4. sos
Warstwy powtarzamy dwa razy.
Smaaacznego! <ciacho>
-
Ja zrobiłam dzisiaj dwie sałatki i jestem z siebie dumna ;D Jedna z makaronem, selerem, kukurydzą i ogórkiem kiszonym (i majonezem, oczywiście), a drugą z brokułów, sera feta, kukurydzy, słonecznika i sosu czosnkowego.
Polecam!
Ale przychodzę do Was z inną sprawą. Czy ktoś może mi podać dobry, sprawdzony przepis na tatar?
I z góry ładnie proszę o rozpisanie go w miarę szczegółowo, bo jako że od 8 lat nie jem mięsa, wiele zagadnień z tej dziedziny jest mi całkowicie obcych. A chciałabym zrobić przyjemność mojemu A., bo lubi.
-
Tatara jadłam i nawet lubię (zwłaszcza pod wódeczkę <szczerzy_sie>), ale niestety jeszcze nie robiłam.
Lubicie frytki? Pewnie tak, chyba wszyscy je lubią. Wiadomo "co dobre, to niezdrowe" <haha>, więc nie powinniśmy ich zbyt często jeść. Ale jest sposób, aby frytkami można się było objadać (oczywiście w granicach rozsądku, bo przejedzenie też nie jest zdrowe <szczerzy_sie>).
Robi się je z... selera.
2 duże selery obrać, umyć i pokroić tak jak tradycyjnie kroi się ziemniaki na frytki. Zalać je marynatą składającą się z dwóch łyżek oliwy z oliwek, 1 łyżeczki curry i jednej łyżeczki słodkiej papryki. Wymieszać porządnie i odstawić do lodówki na jakieś 2 godziny. Następnie frytki wyłożyć na blachę pokrytą spożywczą folią aluminiową i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy ok. pół godziny.
Upieczony seler jest lekko słodkawy, przyprawy dodają mu trochę ostrości - całość ma wyśmienity smak! Dobre i zdrowe!(https://www.dyskutujesz.pl/proxy.php?request=http%3A%2F%2Fwww.smilies.4-user.de%2Finclude%2FGirls%2Fgirl.gif&hash=0be385a07a01569f93a6d6ef09019e98) (http://www.smilies.4-user.de)
-
Widzę, że skoro sezon na selery to i różne potrawy selerowe zaczynają się pojawiać :D
Ostatnio w mojej kuchni pojawiła się zupa selerowa i muszę przyznać, że wyszła całkiem smaczna. Dziwna, ale dobra :D
Została zrobiona według przepisu:
http://bielskiemamy.pl/zupa-selerowa/
Przekopiuję tu treść, bo może nie każdy będzie miał ochotę klikać. :)
Składniki:
1 średniej wielkości seler
2 ? 3 ziemniaki
1 marchewka
ok. 1,5 l bulionu (drobiowego lub warzywnego)
1 liść laurowy
ząbek czosnku
1/2 cebuli
sól, pieprz
1 łyżka masła
szklanka kwaśnej śmietany
Najpierw przygotowujemy bulion w osobnym garnuszku.
Później seler ścieramy na tarce o grubych oczkach i podsmażamy na masełku. Następnie dodajemy do tego czosnek i cebulę. Smażymy jeszcze kilka minut. Do tejże mikstury dolawamy ugotowany wcześniej bulion. Dorzucamy marchewkę i pokrojone w kostkę ziemniaki. Doprawiamy solą i pieprzem.
Całość gotujemy do miękkości (ok. 15 minut).
W zależności od upodobań można całość zmiksować lub gdy nie przepadamy za zupami-kremami ? po prostu zabielić śmietaną i ? gotowe! Podawać z grzankami lub zielonym groszkiem. Ewentualnie bez tych dodatków. Niektórym ziemniaki, marchewka i seler w zupie mogą w zupełności wystarczyć :)
Zupa selerowa została pochłonięta. Ja ją zrobiłam z połowy selera, bo nie potrzebowałam dużo.
Tak więc chyba wypróbuję te frytki, bo jeszcze kawałek selera pozostał :P
Jeśli zaś chodzi o tatara.... to hmm moi rodzice kupują takie mięso na tatar czy coś takiego w sklepie. Ono już zapakowane w taki woreczek jest. Dodają jajko, różne przyprawy: sól,pieprz, paprykę, maggie itp. mieszają i pochłaniają. Ja osobiście tego nie cierpię, więc wiem tyle co z obserwacji. :P No i oni lubią na ostro. :P
-
2 duże selery obrać, umyć i pokroić tak jak tradycyjnie kroi się ziemniaki na frytki. Zalać je marynatą składającą się z dwóch łyżek oliwy z oliwek, 1 łyżeczki curry i jednej łyżeczki słodkiej papryki. Wymieszać porządnie i odstawić do lodówki na jakieś 2 godziny. Następnie frytki wyłożyć na blachę pokrytą spożywczą folią aluminiową i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy ok. pół godziny.
Upieczony seler jest lekko słodkawy, przyprawy dodają mu trochę ostrości - całość ma wyśmienity smak! Dobre i zdrowe!(https://www.dyskutujesz.pl/proxy.php?request=http%3A%2F%2Fwww.smilies.4-user.de%2Finclude%2FGirls%2Fgirl.gif&hash=0be385a07a01569f93a6d6ef09019e98) (http://www.smilies.4-user.de)
Genialna przekąska - wypróbowałam i na pewno robić będę. Bardzo smaczne a niewtajemniczeni nadal nie wiedzą, że to był seler :D
Tylko mało chrupiące mi wyszły, pomimo że piekłam odrobinę dłużej (może przesadziłam z oliwą do marynaty?). To następnym razem najwyżej zweryfikuję jeszcze :)
Zupę też kiedyś zrobię a jak jeszcze gdzieś macie przepisy na jakieś nietypowe przekąski (zwłaszcza te, które mogą zastąpić mniej zdrowe odpowiedniki) to ja jestem chętna :zawstydzony1:
-
Frytki z selera smakowały, no to może jeszcze coś w ten deseń <usmiech>
Co prawda tym razem z ziemniaków. A czytałam niedawno artykuł opierający się na badaniach naukowców z USA, że one wcale nie tuczą, o ile nie smażone są na tłuszczach, nie polane żadnymi sosami, czy polane keczupem lub majonezem. Pieczone w piekarniku bez tych dodatków obniżają ciśnienie nie gorzej niż niektóre leki.
Ziemniaki pieczone w ziołach
Ziemniaki obrać, umyć pokroić w wzdłuż i w szerz tworząc kratownicę, ale tak, aby powstałe słupki nie przecięły się do końca (jak igły jeża <jezyk>). Przygotować zalewę: 2-3 łyżki oliwy z oliwek (ilość zależy od ilości ziemniaków), po pół łyżeczki słodkiej papryki, bazylii, oregano, szczypta soli i pieprzu. U mnie w domu lubimy potrawy z nutą czosnku, więc tu też dodałam - jeden przetarty ząbek.
Wysmarować zalewą ziemniaki, ułożyć na wyłożonej folią blasze i piec ok. godziny.
Można podawać do mięs, a że mają wyśmienity smak można je jeść same z mlekiem do popicia.
-
Jeśli chodzi o pieczone ziemniaki, to najbardziej chyba lubię jak takie troszkę podgotowane wrzucamy do piekarnika jak się piecze mięsko - posypujemy tylko papryką, pieprzem i czosnkiem, to się razem wszystko piecze i wychodzi pyycha! <mniam> Że niezbyt zdrowe... No trudno, ale też nie jemy tego codziennie czy nawet co tydzień, raz na jakiś czas ;) A, i uwielbiam ziemniaki pieczone w folii w ognisku tudzież na grillu, podawane z twarożkiem se szczypiorkiem i/lub sosem czosnkowym! <3
A teraz jeszcze takie pytanie do was... Jak robicie sos sałatkowy? Bo ja przyznaję bez bicia, strasznie lubię sosy Knorra, ale wiem, że średnio to to zdrowe... A jak próbuję sama coś zmajstrować (np. oliwa z oliwek + ocet winny + zioła suszone + sól + pieprz), to jakoś smak... Nie że zły, ale czegoś mi brakuje ;)
-
A teraz jeszcze takie pytanie do was... Jak robicie sos sałatkowy? Bo ja przyznaję bez bicia, strasznie lubię sosy Knorra, ale wiem, że średnio to to zdrowe... A jak próbuję sama coś zmajstrować (np. oliwa z oliwek + ocet winny + zioła suszone + sól + pieprz), to jakoś smak... Nie że zły, ale czegoś mi brakuje ;)
Ja do tego, co podałaś dodaję jeszcze musztardę Dijon oraz ząbek czosnku <usmiech>
-
A teraz jeszcze takie pytanie do was... Jak robicie sos sałatkowy? Bo ja przyznaję bez bicia, strasznie lubię sosy Knorra, ale wiem, że średnio to to zdrowe... A jak próbuję sama coś zmajstrować (np. oliwa z oliwek + ocet winny + zioła suszone + sól + pieprz), to jakoś smak... Nie że zły, ale czegoś mi brakuje ;)
Ja sos sałatkowy robię z jogurtu naturalnego, startego ogórka, czosnku, posiekanego szczypiorku oraz kopru i odrobinę oleju dolewam. Sól + pieprz do smaku i gotowe, wychodzi świetny. ;)
-
A mnie dziś naszła ochota na pastę jajeczną. Macie na nią jakieś ciekawe przepisy? Ja gotuję jajka na twardo, a kiedy ostygną, obieram je ze skorupek, przekręcam przez maszynkę do mięsa, dodaję majonez, bardzo drobniutko posiekaną cebulkę oraz sól i pieprz do smaku. :D
-
przekręcam przez maszynkę do mięsa
Szczerze podziwiam...
Nienawidzę maszynki do mięsa :D Jak tylko w głowie zaświta mi myśl o pasztecie, krokietach, tudzież innych wymagających użycia maszynki potrawach to... albo zbieram się z wielkim trudem i poświęceniem, albo odganiam taką myśl... Nie, że sam proces mielenia jest straszny, ale... składanie i rozkładanie, a potem mycie każdego elementu... Fuj! Znaczy.. ja dysponuję takim dość wiekowym mechanizmem, może te nowocześniejsze są jakieś... mniej skomplikowane i łatwiejsze w utrzymaniu :D Jednak, tak czy inaczej podziwiam ;) Ja tam w wyniku mojego lenistwa rozgniatam porządnie widelcem i też jakoś jest :D Przyprawiam za to różnie... :) Ale najbardziej lubię wkrajać szczypior :)
-
Moja maszynka do mięsa nie należy do nowoczesnych, ale całkiem nieźle sobie radzę z jej czyszczeniem. Nie ma tych części aż tyle. Kiedyś pastę jajeczną przygotowywałam za pomocą blendera, ale jednak wolę robić to za pomocą wspomnianej maszynki.
Ale najbardziej lubię wkrajać szczypior :)
Ja też! Tyle tylko, że preferuję ten z ogrodu cioci, którego mogę zerwać ile chcę, który jest piękny, pachnący i naturalnie wyhodowany. Aż za nim teraz zatęskniłam! :D A kiedy go nie mam, przerzucam się na cebulkę.
-
Zrobiłaś mi ochotę na pastę jajeczną :P Chociaż mam chwilowy post od jajek. Po tym, jak w niedzielę użyłam 17, a w ogóle przez cały zeszły tydzień 30.... :D Znaczy no... wiadomo: mielone, naleśniki, biszkopt, ale... w dużej mierze to też jajka jako jajka do zjedzenia (gotowane i jajecznica), więc... dużo za dużo. Zwłaszcza zakładając, że z tego ponad połowę przyswoiłam sama.
-
Ja jeżeli robię pastę z jajek to jest to pasta bardziej rybna. Wędzona ryba, jajka, ogórek konserwowy, troszkę cebulki, majonez, sól i pieprz. Nigdy nie mielę składników, zazwyczaj kroję, więc niektórzy uważają ją za sałatkę. Jak dla mnie świetnie pasuje do kanapek. Chyba muszę poprosić mamę, żeby zrobiła w tym tygodniu, o ile dostaniemy wędzoną rybę... <mruga>
-
Ja za to do pasty jajecznej dodaję jeszcze ser żółty. I wychodzi tak: starte jajka na drobno, starty ser na drobno, cebulka drobno posiekana... majonez, pieprz, sól i gotowe. :P Wszystko porządnie wymieszać i można jeść :P
-
Tak piszecie o tej paście jajecznej, rybnej że mam ochotę ją zrobić i zjeść <ciacho>
-
Dla lubiących wątróbkę coś bardzo prostego, szybko przyrządzonego, no i przede wszystkim smacznego! <szczerzy_sie>
- 0.5 kg wątróbki drobiowej,
- cebula,
- jabłko,
- czerwona papryka,
- sól, pieprz
Cebulę kroimy w kostkę, paprykę w paseczki, jabłko (ze skórką) w małe kawałki. Wkładamy do garnka, dodajemy wątróbkę, podlewamy wodą (pół szklanki), solimy, pieprzymy i dusimy (do miękkości wątróbki). Na koniec wsypujemy sos pieczarkowy jasny (winiary), suchy. Jeszcze chwilę poddusić i potrawa gotowa. Nie dość, że smakowita, to jeszcze zapach pobudza apetyty <jezyk>
Uwaga: najlepsze są jabłka kwaśne, sprawiają, że danie ma wyrazisty smak.
-
Jakoś z zasady nie przepadam za wątróbką, ale... Przez pewien rok jadłam obiady w szkole i pamiętam, że czasami podawano ją z cebulą, a czasami z jabłkiem. Nienawidziłam tej z jabłkiem, kompletnie nie trafiało to w mój gust kulinarny. Z cebulą była całkiem znośna.
A propos szkolnej stołówki - do dziś miło wspominam stamtąd klopsiki w sosie koperkowym i kurczaka z curry. :D
-
Wątróbki i w ogóle mięsa nie jadam, ale kiedyś kolega zaprosił mnie na kolację własnej roboty i podał ryż z sosem jabłkowo-cebulowym... To było straszne. Zupełnie nie moje połączenie smaków. Tak samo jak wszelkie sałatki czy surówki owocowo-warzywne. Albo jedno, albo drugie.
Jedyny wyjątek to surówka, którą robiła mi babcia jak byłam mała - marchewka i jabłko starte i pocukrowane. Pycha!
-
A propos szkolnej stołówki - do dziś miło wspominam stamtąd klopsiki w sosie koperkowym i kurczaka z curry. :D
Kopytka z bitkami cielęcymi i buraczkami <3 Najlepsze ze szkolnej stołówki... i jeszcze ryż ze śmietaną <mniam>
Jedyny wyjątek to surówka, którą robiła mi babcia jak byłam mała - marchewka i jabłko starte i pocukrowane. Pycha!
Moja ulubiona surówka po dziś dzień i jedna z niewielu, które jestem w stanie zjeść. Jabłko, marchew, cukier, cytryna i mogę jeść, jeść i jeść.
Bo jak Ty nie jadasz mięska, ja za bardzo warzywek nie lubię i muszą być bardzo dobrze wkomponowane bym zjadła. :)
A właśnie! Jak jecie mizerię?
Bo ja lubię ją jeść w postaci: ogórek, śmietana, cukier, cytryna :P a wiele osób tej wersji nie lubi i stosuje tę z octem albo z samą wodą z ogórków.
-
Jakoś z zasady nie przepadam za wątróbką, ale... Przez pewien rok jadłam obiady w szkole i pamiętam, że czasami podawano ją z cebulą, a czasami z jabłkiem. Nienawidziłam tej z jabłkiem, kompletnie nie trafiało to w mój gust kulinarny. Z cebulą była całkiem znośna.
Przez wiele, wiele, wiele lat gardziłam wątróbką. Nie jadłam i już. Nie dałam się przekonać, wolałam głodować... no po prostu nie było opcji. Potem raz, drugi, trzeci spróbowałam. A teraz, jak mama zrobiła na obiad, to wyjadłam wszystko, co zostało na kolację. Wątróbka jest pyszna! :) Tak samo miałam z krupnikiem i z kapustą z grochem. Też już się przekonałam. W ogóle w tym momencie nie mam czegoś takiego, czego do ust nie wezmę ;)
Bo ja lubię ją jeść w postaci: ogórek, śmietana, cukier, cytryna :P a wiele osób tej wersji nie lubi i stosuje tę z octem albo z samą wodą z ogórków.
Absolutnie najgorsze zestawienie. Znaczy.. ja jestem naprawdę wszystkożerna. Nie brzydzi mnie nic, spróbuję wszystkiego - czy to będzie ślimak, czy ozorek, czy szpinak, czy zimne nogi, czy meksykańskie, czy inne... wszystko jestem w stanie skosztować i wszystko zjem. Najwyżej mi mniej smakuje i tyle. No i ta mizeria na słodko jest czymś, co przechodzi mi przez gardło z trudem wielkim. Naprawdę. Jeśli jest takowa, to mnie zwyczajnie obrzydza i staram się unikać...
Dla mnie mizeria to ogórek, sól i pieprz i śmietana/jogurt/kefir. Przy czym pieprzu dużo. Może być koperek. Może być bez soli - a z samym pieprzem. Uznaję bez pieprzu, ale właśnie z koprem i solą. Ale no nijak nie może się tam pojawić cukier.
Podobnie mam z czerniną. Zjeść zjem, ale to naprawdę z grzeczności, bo nie wypada odmówić, jednak szczerze nie lubię. Chociaż całkiem możliwe, że nie trafiłam jeszcze na dobrze przyprawioną, bo mnie się trafia zawsze mdła, a jednak czernina powinna być kwaśniejsza... no nie wiem :D Może kiedyś ktoś mi zrobi taką, że będę zachwycona ;)
Niedługo wybieram się do koleżanki, której mama potrafi i zrobi mi prażuchy :D Nie mogę się doczekać. Prażuchy robił mi dziadek, póki żył i była to jedna z najcudowniejszych potraw :) Najlepsza z maślanką <3 Swoją drogą maślankę mogę litrami.. <3
-
A ja właśnie nie trawię innych wersji mizerii jedynie tę na słono- słodko- kwaśno. <smiech> A już koperek którego nie lubię to omijam szerokim łukiem.
Ja jestem wybredna jedzeniowo... choć i tak teraz jest lepiej niż kiedyś.
-
Ja jestem wybredna jedzeniowo... choć i tak teraz jest lepiej niż kiedyś.
Kiedyś byłam. I to nawet nie jest kwestia tego, że faktycznie nie lubiłam.. Bunt chyba :D
Jednak są rzeczy, bez których nie funkcjonuję.
1) Mleko i wszystko, co mleczne - jogurty, kefiry, maślanki, serki.
2) Potem owoce i warzywa - w każdej postaci - na surowo, ugotowane, upieczone, przetwory...
3) No i mięsko. I tu też właściwie wszystko, bez wyjątku, szczególnie bliska jest mi karkówka, żeberka, cały drób... lubię podroby: ozorki - zarówno na zimno do chleba, jak i w gulaszu, gulasz z żołądków, serca, wątróbkę. To jest to, co mieć muszę. Mogę nie jeść pieczywa, ryżu, makaronów, kasz - chociaż z wyjątkiem gryczanej, bo tę pochłaniam w dużych ilościach i chyba nie umiałabym całkiem zrezygnować. A cała reszta... no dodatki, czyli mogę, ale nie muszę ;)
Jednak mam w domu jedną taką marudę, że idzie się załamać. Pomidorowej nie lubi, szczawiowej nie lubi, kaszy nie zje, ryż tylko w potrawce, absolutnie nie w zupie, koperek nie, pietruszka nie, warzywa z zupy nie, podroby nie, szpinak nie, kalafior niekoniecznie... idzie się załamać. Zwłaszcza tej pomidorowej nie mogę odżałować :P Czasem robię na przekór, bardziej dla siebie, no ale też nie mogę przesadzać i robić raz w tygodniu, a pewnie sama dla siebie bym tak gotowała :)
-
Jedyny wyjątek to surówka, którą robiła mi babcia jak byłam mała - marchewka i jabłko starte i pocukrowane. Pycha!
Czy tylko ja jestem jakaś dziwna i nigdy nie jadłam czegoś takiego? Może kiedyś wypróbuję.
Do czerniny za to jakoś nie mogę się przekonać i przełamać swoje opory, by spróbować. Ale prażuchy? <serduszko> Z podsmażonym pokrojonym w kostkę boczkiem i gotowaną kiszoną kapustą... Tylko jeść! W ogóle ze mnie to taki człowiek pierwotny, dla którego podstawą dania jest mięso. Według mojego taty, który podziela ten pogląd, tak mają ludzie z grupą krwi B. Ale wytłumaczenie, dobre sobie. :D
-
Nie lubię bardzo tej marchewki z jabłkiem :P Ani tej gotowanej z groszkiem, blee :P Chociaż i tak się trochę przełamuję, jak jest marchewka w sałatce czy np. taki hamburger - ale nie z McDonalda tylko taki z budki, no wiecie, taka buła wypchana surówkami <mniam> - i jest trochę takiej tartej marchewki, to nie wybrzydzam. Generalnie, są rzeczy, których nie zjem (bądź jeszcze nie dorosłam do spróbowania), niemniej zauważyłam, że smak mi się zmienia i nie mówię nigdy :P
Co do mizerii - przed wakacjami napisałabym, że najgorsze zestawienie to ta na słodko właśnie xD Ale u harcerzy panie kucharki w ogóle bosko gotują, tylko ta mizeria na słodko - ale ostatecznie, do ziemniaczków troszkę się zjadło :) Kiedyś w ogóle nie jadałam mizerii, teraz uwielbiam, ale wersję słoną, tj. kroję ogórki na cienkie plasterki, solę, odstawiam, po parunastu minutach odciskam wodę, dodaję cebulę posiekaną w piórka, śmietana, pieprz i ewentualnie dosalam jeszcze - mniaaam, szczególnie do ziemniaczków!
A teraz właśnie robi się u mnie schab i/lub skrzydełka z kurczaka (nie ogarnęłam koncepcji, na co w końcu zdecydowali się rodzice) w sosie pomarańczowym z cebulką, do tego ziemniaki bite z masełkiem i śmietaną - ajjjć <serce>
-
Nie lubię bardzo tej marchewki z jabłkiem
Ja też, ja też. Nie znoszę wręcz, bo to jabłko wydziela sok i się robi taka papka. Za to starta marchewka z prażonym słonecznikiem to pychota. Polecam.
-
Nie lubię bardzo tej marchewki z jabłkiem
Ja też, ja też. Nie znoszę wręcz, bo to jabłko wydziela sok i się robi taka papka. Za to starta marchewka z prażonym słonecznikiem to pychota. Polecam.
Czyli wychodzi na to, że jestem dziwna z tą marchewką. <smiech>
I w sumie jak tak czytam to tylko nasuwa się stwierdzenie: "Co kraj to obyczaj".
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy jeść marchewkę z prażonym słonecznikiem. Aż chyba kiedyś spróbuję :D
Tak samo żeby ogórek (mizeria) z cebulką. :D Śmieszne i interesujące te różnice, że jedni lubią na słodko, inni na słono jeszcze inni z cebulką... :D
-
Też jestem dziwna z tą marchewka, bo ją lubię. Bartek ma to po mnie, bo też ją uwielbia <jezyk>
Zresztą ja lubię wszystkie dodatki surówkowe do drugiego dania. Dla mnie nie ma drugiego bez jakiegokolwiek warzywnego dodatku. To samo kanapka. Nie uznaję bez warzywka <szczerzy_sie>
Wątróbkę lubię, ale musi być dobrze przyrządzona. Ta stołówkowa zazwyczaj jest za twarda (zawsze porównywałam ją do cholewki <haha>). Moja mama robiła smaczną, więc się nie zraziłam. A ta drobiowa z powyższego przepisu jest naprawdę. Choć wiadomo - smakowe gusta też są różne <szczerzy_sie>
Z tymi przyzwyczajeniami żywieniowymi to są ciekawe sprawy. Moja koleżanka na przykład placki ziemniaczane posypuje cukrem, Mój Artur polewa zagęszczoną śmietaną, mój dziadek jadał zupy z chlebem (nawet te, w których były ziemniaki), a ja makaron na mleku lekko solę (nie lubię słodzonego) <szczerzy_sie>
-
Właśnie to jest super, że wydziela się sok z jabłka! I robi się takie mniam. :D
Marchewkę z groszkiem też lubię, a bez groszku, tylko z samym zagęszczeniem (nie wiem, jak to się nazywa, mama zawsze mówi "marchewka na gęsto") jeszcze bardziej.
Z tymi przyzwyczajeniami żywieniowymi to są ciekawe sprawy. Moja koleżanka na przykład placki ziemniaczane posypuje cukrem
Ja też. Nie lubię w ogóle placków, ale jeśli już, to z cukrem. ;)
mój dziadek jadał zupy z chlebem (nawet te, w których były ziemniaki)
I tu też się zgadza. Tzn. nie wszystkie jem z chlebem (bo pomidorową, czy rosół nie), ale bardzo dużo - żurek, ogórkową, pieczarkową...
-
Zalewajka z chlebem. Mniaaam. :)
Generalnie lubię jeść chleb. I np. gdy spożywam jogurt i nie mam musli, to biorę chleb i wkruszam go do środka kubeczka. :D Samym jogurtem się nie najem a jogurt z wkruszonym chlebem jest ok. Wiem, że pewnie to Was zdziwi, ale jakoś tak mam. :D
Też cukrzę placki ziemniaczane, w sumie te z jabłkiem również... chociaż tu lepszy cukier puder, ale i same są też zjadliwe.
Marchewkę zjadam w każdej postaci. :D Dobre warzywko.
Jednak jestem głównie człowiek mięsożerny i jogurty, zupy, placki, warzywa nie najedzą mnie do sytości. Mięso albo ryby choć raz dziennie muszę mieć. :)
-
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy jeść marchewkę z prażonym słonecznikiem. Aż chyba kiedyś spróbuję :D
Już do tego przekonałam kilka osób, które się krzywiły na słowa 'marchewka ze słonecznikiem'. A teraz to wcinają.
Dla mnie nie ma drugiego bez jakiegokolwiek warzywnego dodatku. To samo kanapka. Nie uznaję bez warzywka <szczerzy_sie>
Piona! Nie ogarniam jak można jeść, jak ja to nazywam, "suche kanapki". :)
Właśnie to jest super, że wydziela się sok z jabłka! I robi się takie mniam. :D
Marchewkę z groszkiem też lubię, a bez groszku, tylko z samym zagęszczeniem (nie wiem, jak to się nazywa, mama zawsze mówi "marchewka na gęsto") jeszcze bardziej.
U mnie się na to zasmażka mówi <wyszywa>
Zupa z chlebem-nigdy nie ogarniałam tego. Zawsze babcia mówi: "chlebka sobie weź" i mnie tym rozbraja <smiech> Jak mogę to się staram unikać chleba.
O a ja dziś zrobiłam sałatkę owocową. Mniam.
-
Piona! Nie ogarniam jak można jeść, jak ja to nazywam, "suche kanapki". :)
Też nie bardzo umiem jeść takie kanapki... Jak już naprawdę nie mam warzyw, to chociaż chrzan, albo majonez... Swoją drogą chrzan mogę w nieprzyzwoitych ilościach ;)
Zalewajka z chlebem. Mniaaam. :)
W ogóle zalewajka <3 Uwielbiam, jak ostatnio mama mi zrobiła, to zjadłam... talerz, potem drugi, a resztę na kolację :P Ja jestem kwaśne dziewczę i im więcej żurku, im więcej kwaśnej kapusty, tym lepiej :) Bigos też jadłam na każdy posiłek w sobotę :P
Też cukrzę placki ziemniaczane, w sumie te z jabłkiem również... chociaż tu lepszy cukier puder, ale i same są też zjadliwe.
Ja placki zjem tak, jak mi podadzą. Sama z siebie z cukrem, ale mogę zjeść z sosem, ze śmietaną, na ostro, na słono... nie przeszkadza mi zupełnie, bo placki ziemniaczane strasznie lubię :) A placki z jabłkami też z cukrem pudrem. Ostatnio jadłam naleśniki z cukrem pudrem i z cynamonem i były to jedne z najlepszych naleśników, jakie miałam w ustach.
Też jestem dziwna z tą marchewka, bo ją lubię. Bartek ma to po mnie, bo też ją uwielbia <jezyk>
Zresztą ja lubię wszystkie dodatki surówkowe do drugiego dania. Dla mnie nie ma drugiego bez jakiegokolwiek warzywnego dodatku.
Oj tak, ja surówki też. I na słodko, i na kwaśno. Marchewka z jabłkiem i z cukrem jest pyszna. :) Tak samo, jak wszelkie surówki z selera, czy kapustne... Ale nade wszystko uwielbiam buraki. Mój organizm potrzebuje niesamowite ilości czerwonego, bo jak otworzę słoik, to zjadam cały - z nikim się nie dzielę... Mogę jeść tarte, wiórki, z chrzanem, w całości... a nawet takie po prostu ugotowane, wyjęte z wody.
W ogóle ze mnie to taki człowiek pierwotny, dla którego podstawą dania jest mięso. Według mojego taty, który podziela ten pogląd, tak mają ludzie z grupą krwi B. Ale wytłumaczenie, dobre sobie. :D
Ja mam A :D Jestem zatem jakimś wyjątkiem, bo zdecydowanie... Ryby zjem, nawet lubię, ale mięsko, to mięsko. Nie mogłabym być wegetarianką. Oj nie.
-
W ogóle zalewajka <3 Uwielbiam, jak ostatnio mama mi zrobiła, to zjadłam... talerz, potem drugi, a resztę na kolację :P Ja jestem kwaśne dziewczę i im więcej żurku, im więcej kwaśnej kapusty, tym lepiej :) Bigos też jadłam na każdy posiłek w sobotę :P
Zalewajka fakt <3. Też uwielbiam wersję kwaśniejszą aż kiedyś muszę sobie zrobić, bo dawno nie miałam... Ciocia ostatnio uparcie robi mniej kwaśną a ta kwaśna jest właśnie najlepsza. <3
Ciekawe czy w ogóle ktoś wie o czym my tu mówimy, bo okazuje się, że zalewajka to nie taka znana zupka. <haha>
Też do drugiego dania lubię mieć coś surówkowego... Tylko ja mam tak, że to jest albo sama kapusta kiszona, albo same buraczki z octem (nie lubię chrzanu) albo sam ogórek kiszony a jak surówki to: marchew- jabłko, mizeria, pomidor- ogórek (ewentualnie sam pomidor lub sam ogórek)
A ostatnio dziwię się sama sobie, że bez problemu zjadam cebulę i paprykę w kurczaku po tajsku... No ale skoro dobrze wymieszane w ryż, to widocznie ładnie mi się przemyca :D
-
A propo warzyw. Wiem z doświadczenia, że dzieciaki nie bardzo za nimi przepadają. Mój Bartek jedynie wspomnianą marchewkę z jabłkiem i cukrem wcinał. A to dlatego tak bywa, że co niektórych jeszcze nie jedli. Wykręcają głowy na ich widok, więc rodzice nie wmuszają, też tak robię. Ale ostatnio wpadałam na perfidny pomysł, niestety oparty na małym oszustwie , ale najważniejsze, że poskutkowało i Mały przekonał się do kolejnego warzywa <jezyk>
Chodzi o żółtą fasolkę szparagową. Wmówiłam dzieciakowi, że to frytki <slucha>. I co? Zjadł i nawet podsumował "Niezłe" (jedno z ulubionych słówek, podłapanych od tatuśka <szczerzy_sie>)
-
A ostatnio dziwię się sama sobie, że bez problemu zjadam cebulę i paprykę w kurczaku po tajsku... No ale skoro dobrze wymieszane w ryż, to widocznie ładnie mi się przemyca :D
A to ja cebulę zwyczajnie lubię i wrzucam ją często do potraw. Np. jajecznica - zjem każdą odmianę, bo wszystko, co ma jajka zjadam w każdej postaci, ale najbardziej lubię z cebulą. Może, nie musi być kiełbasa, czy grzyby, ale cebula obowiązkowo. Tak samo gulasz z żołądków, czy z żeberek, czy właśnie zupy na żurku, czy fasolka po bretońsku... no cebula być musi :)
Paprykę lubię najbardziej surową, skrojoną w kostkę z pomidorem i z serkiem wiejskim (taka a'la sałatka), ale w potrawach też mi nie przeszkadza. Rany... wychodzę na jakiegoś obżartucha :D No ale... lubię jeść. Nie da się ukryć, że lubię. Jem rozsądnie dość, ale nie umiałabym nie jeść :)
-
Ja za to nie lubię jeść. :D Często zapominam o jedzeniu i nie lubię jak ktoś stoi nade mną i gada ciągle "kiedy jemy obiad", "a co na kolację?"- jedząc śniadanie. Albo stwierdzanie cioci jak odmawiam jedzenia, że "dobre". Nie wątpię, ale jestem niejadek i nie umiem w siebie wmuszać.
Jem, bo to potrzebne do życia i dlatego wybieram to, co lubię.
Zdecydowanie wolę gotować. :D
Chodzi o żółtą fasolkę szparagową. Wmówiłam dzieciakowi, że to frytki <slucha>. I co? Zjadł i nawet podsumował "Niezłe" (jedno z ulubionych słówek, podłapanych od tatuśka <szczerzy_sie>)
Biedny Bartuś. Hihi. :D Ciekawe co powie jak się dowie, że te frytki, to fasolka :D
-
Chodzi o żółtą fasolkę szparagową. Wmówiłam dzieciakowi, że to frytki <slucha>. I co? Zjadł i nawet podsumował "Niezłe" (jedno z ulubionych słówek, podłapanych od tatuśka <szczerzy_sie>)
Biedny Bartuś. Hihi. :D Ciekawe co powie jak się dowie, że te frytki, to fasolka :D
Nie robię mu za często frytek, więc jeszcze rozeznania nie ma. Tym bardziej, że jedliśmy jeszcze inne, z selera (pisałam o nich tutaj kiedyś) <szczerzy_sie>
No ale trzeba będzie mu kiedyś uzmysłowić, bo jeszcze chłopak fałszywy obraz świata sobie przyswoi <smiech>.
Rany... wychodzę na jakiegoś obżartucha :D No ale... lubię jeść. Nie da się ukryć, że lubię. Jem rozsądnie dość, ale nie umiałabym nie jeść :)
No to my dwa obżartuchy możemy być.
Też lubię jeść. Może dlatego, że i pichcić lubię, eksperymentować. W ogóle lubię te kuchenne prace: gotowanie, robienie zapasów, słoiczki z kolorowymi nalepkami (co to jest i data) <jezyk>. A ostatnio nabrałam ochoty na nalewki i likiery. Koleżanka się tym zajmuje i na zachętę zaserwowała mi żurawinówkę, kawówkę, i borówkówkę. Pyszne, że aż strach (bo się uzależnić można <haha>) A w piwniczce ma jeszcze nalewkę z kukułek i pigwy.
-
Też lubię jeść. Może dlatego, że i pichcić lubię, eksperymentować. W ogóle lubię te kuchenne prace: gotowanie, robienie zapasów, słoiczki z kolorowymi nalepkami (co to jest i data) <jezyk>. A ostatnio nabrałam ochoty na nalewki i likiery.
Mam identycznie. Gotować lubię, nawet ostatnio bawiłam się w cukiernika amatora.. :D Zakupy spożywcze, to zawsze był mój ulubiony, cotygodniowy wypad, a przetwory robię pasjami. Jak tylko przyjdzie lato, to zawsze sobie coś wynajdę, co trzeba zaprawić :D Nie lubię sprzątać, ale akurat dla kuchni robię wyjątek :D I tak się jakoś składa, że jak przychodzi czas porządków, to od kuchni zaczynam, a i często na niej kończę, pozostałe pomieszczenia ogarniając 'po łebka'. :D Zmywam z wielką ochotą... najczęściej, jak jestem wściekła, ale i bez wściekłości też. Po prostu odnajduję się w tym wszystkim i żałuję, że nie poszłam do jakiegoś gastronomika. Myślę, że byłby to trafny wybór ;)
Koleżanka się tym zajmuje i na zachętę zaserwowała mi żurawinówkę, kawówkę, i borówkówkę. Pyszne, że aż strach (bo się uzależnić można <haha>) A w piwniczce ma jeszcze nalewkę z kukułek i pigwy.
No właśnie.. z pigwy! Co roku obiecuję sobie, że zrobię nalewkę z pigwy. I co roku mi się to nie udaje... ech. A to przecież całkiem proste - zwłaszcza mając dwa duże i z dużą ilością owoców krzaki w ogrodzie :)
Kawówka? <3 Czy masz może przepis? Ewentualnie mogłabyś dopytać, jak się coś takiego robi? Myślę, że pokochałabym kawówkę :D
-
Koleżanka się tym zajmuje i na zachętę zaserwowała mi żurawinówkę, kawówkę, i borówkówkę. Pyszne, że aż strach (bo się uzależnić można <haha>) A w piwniczce ma jeszcze nalewkę z kukułek i pigwy.
No właśnie.. z pigwy! Co roku obiecuję sobie, że zrobię nalewkę z pigwy. I co roku mi się to nie udaje... ech. A to przecież całkiem proste - zwłaszcza mając dwa duże i z dużą ilością owoców krzaki w ogrodzie :)
Kawówka? <3 Czy masz może przepis? Ewentualnie mogłabyś dopytać, jak się coś takiego robi? Myślę, że pokochałabym kawówkę :D
Ale nie wychodzi w sensie, że nie zabierasz się w końcu do tego, czy w sensie, że wychodzi, ale nieudana? <usmiech>
Przepisu jeszcze nie mam, ale jak nie zapomnę, to jutro się dopytam. Pracuję ze mną w grupie, to będę miała okazję.
Ona robi taką "czystą", ale mi zaproponowała dodawanie do niej trochę kondensowanego mleka (prosto do kieliszka). Piłam taką "czystą" i taką z mlekiem - obie bardzo, bardzo dobre. Pierwsza trochę ostrzejsza, druga bardziej likierowata. Pychota <szczerzy_sie>
-
Ale nie wychodzi w sensie, że nie zabierasz się w końcu do tego, czy w sensie, że wychodzi, ale nieudana? <usmiech>
No właśnie nie zabieram się. No ale w tym roku już muszę :D W zeszłym roku zastąpiła mnie koleżanka mamy... i potem przyniosła do spróbowania. :D Ja się nie załapałam, ale mama z koleżanką wypiły po 3 kieliszki i je porządnie siekło. Nie ma to jak domowej roboty ścinacz z nóg :D
Oj, jak tak piszesz o tej kawówce... <3 Uwielbiam kawę, więc myślę, że alkoholowo też będzie czymś idealnym dla mnie :)
-
Ale nie wychodzi w sensie, że nie zabierasz się w końcu do tego, czy w sensie, że wychodzi, ale nieudana? <usmiech>
No właśnie nie zabieram się. No ale w tym roku już muszę :D W zeszłym roku zastąpiła mnie koleżanka mamy... i potem przyniosła do spróbowania. :D Ja się nie załapałam, ale mama z koleżanką wypiły po 3 kieliszki i je porządnie siekło. Nie ma to jak domowej roboty ścinacz z nóg :D
Oj, jak tak piszesz o tej kawówce... <3 Uwielbiam kawę, więc myślę, że alkoholowo też będzie czymś idealnym dla mnie :)
Bo one naprawdę zwalają. Dla mnie wystarczą 2 kieliszki i już czuję mroczki <haha>
Żurawinówka, czy borówkówka też pyszna. Coś jak alkoholowe nadzienie w czekoladkach dobrej marki. Tylko nie gęsta, a płynna, jak wódka, no i ostrzejsza nieco.
-
A próbowałyście kiedyś Tarninówki? Mniam, to dopiero pyszna nalewka. :D
Kiedyś u znajomych była jedna już złagodzona a druga jeszcze nie ... Piliśmy obie a na drugi dzień wszyscy ledwie żywi... a tak ładnie wchodziła. :D
Kawówka? <3 Czy masz może przepis? Ewentualnie mogłabyś dopytać, jak się coś takiego robi? Myślę, że pokochałabym kawówkę :D
Mój dziadek świętej pamięci, robił przepyszną kawówkę... Znaczy jako, że nie pijam kawy to zawsze próbowałam łyczek albo nurzałam usta, ale było dobre. :) Niestety w większych ilościach kawy nie toleruję, więc unikam.
Tak więc min jak kochasz kawę, to koniecznie musisz sobie spreparować. :)
A na bóle brzucha najlepsza orzechówka. :)
Za to pigwówką moi rodzice leczyli się z przeziębienia w tym roku. <haha> Ponoć skutecznie... Fakt chorzy nie są. :D
-
Placki ziemniaczane - ostatnio jadałam z solą i cukrem :P Ale u mnie w domu jada się generalnie z cukrem. Niemniej, mam od niedawna uraz i jakoś... wolę nie jeść wcale ;]
Co do kanapek - ee tam, takie bez warzywek też mogą być spoko :P Znaczy, uwielbiam takie na bogato, z warzywkami etc., ale zwykle jestem zbyt leniwa na takie rzeczy ;] Poza tym, jak byłam młodsza, to w ogóle nie przepadałam za większością warzyw i kanapki najczęściej jadałam z samą wędliną (od czasu do czasu z pomidorem lub ogórkiem konserwowym).
Swoją drogą, tradycyjnymi kanapkami na obozach, na które jeździłam (tudzież jeżdżę) są takie: chleb lub WASA <zależnie od kraju> plus majonez plus żółty ser plus zielony ogórek <plus, w zależności od kraju bądź okoliczności - jajko na twardo i pasta kawiorowa>. Takie coś w domu smakuje mi średnio, ale kojarzy z wakacjami bardzo, na których to najlepiej smakuje podczas wędrówek, przyrządzane podczas siedzenia na trawie, na świeżym powietrzu, po kilku godzinach maszerowania :D
Ogólnie, to nie jestem ani typowo mięso- ani roślinożerna :P Nie wyobrażam sobie zrezygnować z mięsa, ale jednocześnie jak nie jem przez jakiś czas, to nie jest to dla mnie problemem. To chyba tez pozostałość z tych obozów, gdzie mięso jadało się praktycznie od święta ^^ Bardzo lubię też ryby (szczególnie z grilla!) czy krewetki. I nie ukrywam, że mam uprzedzenia (np. do czerniny, podrobów wszelakich czy zimnych nóżek etc.) - ale w sumie to... nie mówię nigdy, może jeszcze nie dorosłam do próbowania :P Bo np. takich grzybków, mizerii czy w ogóle surówek parę lat temu nie jadałam wcale... A teraz uwielbiam! :)
Wczoraj np., jak oglądałam MasterChefa amerykańskiego, to własnie było zadanie żeby przyrządzić móżdżki/jądra/nerki i inne takie. Dobra, wyglądało apetycznie, ale odrzuciło mnie to, sorki ;)
<a swoją drogą - wersja polska nawet się nie umywa do amerykańskiej, u nas chcą budzić litość, współczucie, ciągły płacz, teksty "bo ja nie zasłużyłam..." itp., a tam jadą po sobie równo, nie ma skrupułów, każdy chce wygrać i tego nie ukrywa ;]>
Co do likierów i nalewek - nie przepadam za tymi słodkimi nieowocowymi ;) A owocowe lubię, szczególnie te domowej roboty :D W tym roku zrobiliśmy w domu super aroniówkę (choć daje mocnego kopa xD), wiśniówka też wyszła pyszna i to z wiśni z naszego ogródka. A ostatnio przez przypadek trochę otworzyliśmy taką dużą butelkę, sprzed dobrych paru lat,... czereśniówki :D Trochę chyba straciła na mocy (albo robiliśmy wtedy słabsze :P), ale smak ciekawy :D
-
Też praktycznie nie jadłam warzyw jak byłam mała... Gotowanych nie, surówek absolutnie. Pomidora zresztą nie zjem do dzisiaj, chyba, że nie wypada mi go w towarzystwie skądś wyławiać. :D
-
Pomidora zresztą nie zjem do dzisiaj, chyba, że nie wypada mi go w towarzystwie skądś wyławiać. :D
Wiedziałam, że to niemożliwe, abym była jedyna! Wszyscy się temu dziwią, ale też nie cierpię pomidorów. Lubię pomidorówkę, sos pomidorowy, ketchup, nawet pomidora w jajecznicy, jeśli jest pokrojony w małe kawałki zjem, bo nadaję potrawie ciekawszego smaku. Ale pomidor w czystej postaci nie przejdzie. Wielokrotnie mama wciskała mi na kanapki świeżutkiego pomidorka, z własnego ogrodu...zawsze wyrzucałam i często nie byłam w stanie zjeść kanapki z powodu tego miąższu, który po nim zostaje, a fe :P
W szkole już się wszyscy nauczyli, że jak kupuję bułkę na stołówce to pomidor zawsze ląduje w koszu (lub w bułce koleżanki), ale rzeczywiście, są miejsca, gdzie wyławiać głupio, wtedy cały plasterek niemalże połykam w całości żeby tylko jak najmniej poczuć <haha>
-
Wiedziałam, że to niemożliwe, abym była jedyna!
Wreszcie ktoś mnie rozumie w tej kwestii! :D
Moi rodzice już dawno się poddali, wszystkie zabiegi typu "zjedz chociaż kawałeczek" nie odnosiły żadnego skutku. Pamiętam jak mnie kuzynka taty namawiała - bo ona też jako dziecko nie lubiła, a teraz bez tego warzywa obejść się nie może - ale nawet jej nie chciałam wierzyć. Tak jak mówisz - lubię pomidorówkę, sos pomidorowy, ketchup... Pomidorów w jajecznicy nigdy nie jadłam, więc nie mogę się wypowiedzieć. I o ile jeszcze ta część przy skórce jest znośna (choć i tak jej nie cierpię), to miąższ i pestki są okropne.
ale rzeczywiście, są miejsca, gdzie wyławiać głupio, wtedy cały plasterek niemalże połykam w całości żeby tylko jak najmniej poczuć <haha>
Żółwik! <haha>
-
Wiedziałam, że to niemożliwe, abym była jedyna! Wszyscy się temu dziwią, ale też nie cierpię pomidorów.
Jeszcze jeden ludź nie lubi pomidorów. Taki ludź o nazwie Zuz. :) I niestety niejedzenie pomidorów kojarzy mi się głównie z nią a to dlatego, że Zuzu nie jadła ich do 21 r.ż. bodajże. Wtedy pierwszy raz spróbowała i potem dała opis: "Pomidor jest dobry" :D
Ale chyba na tym jednym razie poprzestała w smakowaniu ich. :D
Za to ja kocham pomidory, ale za to jedynie z solą. Nie lubię pomidorów z cebulą, uważam inaczej niż większość społeczeństwa, że cebula niszczy ich smak. :)
Dziś jadlam na obiad frytki, kotleta schabowego (mniam) i buraczki tarte. Dobra sprawa. ;)
Kotlety schabowe to jedna z kilku potraw, które mogę jeść w wielkich ilościach :D
W szkole już się wszyscy nauczyli, że jak kupuję bułkę na stołówce to pomidor zawsze ląduje w koszu (lub w bułce koleżanki), ale rzeczywiście, są miejsca, gdzie wyławiać głupio, wtedy cały plasterek niemalże połykam w całości żeby tylko jak najmniej poczuć
Ja tak robię z cebulą i papryką :D Jak mogę to wywalam albo daję komuś a jak nie wypada to połykam, by jak najszybciej znalazło się w żołądku :D
-
A dla mnie kanapka bez pomidora to nie kanapka. Jak mama jedzie na zakupy i pyta co kupić to pierwsze słowo to pomidor :D
Tak mówicie o plackach ziemniaczanych z cukrem i solą. Spróbujcie z pieczarkami (albo z kurkami w sezonie) w lekkim sosie ze śmietanki. Mega pyszności :)
-
Tak mówicie o plackach ziemniaczanych z cukrem i solą. Spróbujcie z pieczarkami (albo z kurkami w sezonie) w lekkim sosie ze śmietanki. Mega pyszności :)
Albo w gulaszu, czy to takim zwykłym czy węgierskim :D
BlackTiger, serio nie lubisz papryki i cebuli? :O Moje ukochane połączenie, czy to na surowo czy na gorąco, sałatki tylko z papryką i cebulą, najchętniej dodawałabym wszędzie :D A całkiem długo nie lubiłam ani jednego ani drugiego :P
Z tymi pomidorami nie jesteście same, ale powiem wam, że i tak dobrze, że się zmusicie, tudzież wyłowicie itp. Moja koleżanka nie znosi pomidorów do tego stopnia, że nie zje NIC co miało styczność z pomidorem (czyli np. nie wyłowi go sobie z hamburgera, hamburger idzie do kosza ;]). Pomidorówki też nie cierpi, ale te chemiczne pomidory typu keczup czy sos pomidorowy (taki w pizzy np.) je normalnie.
Ja pomidory lubię, ale jak np. robię sałatkę, to wykrawam środek i kroję w kostkę tą twardą część - nie lubię, jak mi te pestki tak pływają po sałatce :P No i pomidora z cebulą uwielbiam, szczególnie, jak sobie dorobię tego nieszczęsnego niezdrowego sosu sałatkowego Knorra ;]
Ale nie powiem, bo często też wyławiam pomidora z takich wielkich hamburgerów czy coś, szczególnie, że często trafiam na takie... jakby brzydko pokrojone, grubo albo tą końcową szczęść ze skórką, blah :P
-
BlackTiger, serio nie lubisz papryki i cebuli? :O Moje ukochane połączenie, czy to na surowo czy na gorąco, sałatki tylko z papryką i cebulą, najchętniej dodawałabym wszędzie :D A całkiem długo nie lubiłam ani jednego ani drugiego :P
Mało, że nie lubię... Nienawidzę. Gardzę nimi, tak samo szpinakiem. Najgorsze danie wg mnie to krokiety ze szpinakiem i serem lazur... (Nota bene Wam polecam, bo normalni ludzie się tym zajadają ;) )
Dla mnie zapach tych trzech warzyw jest nie do zaakceptowania a ja mam tak, że jem to co mi dobrze pachnie.
Np. ogórków małosolnych nie zjem, tak samo takich dopiero co niedawno ukiszonych..., muszę mieć porządnie kwaskowato pachnące ogórki. :D
Ale.. np. syrop z cebuli dosyć lubię, szczypiorek lubię i jak papryka lub cebula są dobrze gdzieś zachomikowane to zjem..., ale to muszą być drobnymi kawałkami i bardzo dobrze w coś wmieszane. No i jedzenie nie może mi nimi przesiąknąć,, bo jak czuję ich zapach to ble...
Jedyny wyjątek stanowią pierogi ruskie. Tu cebula mi nie przeszkadza, choć jak za duży kawałek i jest możliwość, to wydłubuję.
Pierogi ruskie mogę o każdej porze dnia i nocy w dowolnych ilościach. :D
Podobnie jak Wy jako dziecko bardzo mało jadłam warzyw... Dlatego pewnie mama stosowała tę mizerię na słodko czy marchew z jabłkiem abyśmy choć trochę zjedli.
Zawsze byłam wybredna i trudno mi się przekonać do pewnych potraw.
Śledzi np. nie tknę. A już śledź z cebulą i śmietaną... o Fuuuu zwiewam gdzie pieprz rośnie jak najdalej od tego.
Za to w wieku 24 lat pierwszy raz spróbowałam Flaki (nie miałam wyjścia, byłam w gościach, nie mogłam odmówić) i mi nawet smakowały.
W Grecji próbowałam małży nie podeszły i ośmiornicę w sosie koperkowo jakimś tam i ona mi smakowała. Taka kurczakowata trochę. :)
Krewetek nie trawię. Tak samo sushi... Ostatnio próbowałam i stanęło mi w gardle aż pani domu się przeraziła, bo naprawdę miałam nieciekawą minę jak próbowałam to przełknąć... Wierzcie mi chciałam to polubić. :D Generalnie nie tykam surowego, bo i tatar mi nie podchodzi.
Przekonałam się też do żołądków i serduszek, ale ozorków chyba się nie odważę... Ciekawa jestem czerniny, bo w końcu rzadko je się krew. :P
Za to mięsa typu wołowe wieprzowe cielęce drobiowe mogę jeść prawie w każdej postaci (nie mogą mieć dużo cebuli [oczywiście jak się w niej duszą nie ma problemu tylko w środku nie może jej być] i np. majonezu :P ) Ryby też lubię. Chyba wszystkie zjem oprócz śledzi i większości owoców morza.
Lubię potrawy kapustne (za wyjątkiem kapuśniaku). Lubię wszystko co ziemniakowe, kasze, ryże, makarony (spaghetti mniam albo takie małe makaroniki literki czy gwiazdki mniam)...
Nie przepadam za zupami. Wolę stałe dania a zupy jak już to gęste. Kocham rosół, pomidorową, grochówkę, kminkową z naleśnikami, zalewajkę i to jest taka brygada, którą mogę jeść... Inne typu pieczarkowa, grzybowa, fasolowa, barszcze wszelakie (czerwony, biały, ukraiński), krupnik też ujdą.
Nawet szczawiową ostatnio przełykam a jako dziecko trzymałam się jak najdalej, ale kapuśniak nadal mnie nie przekonuje. :)
Nie lubię chłodników.
Z warzyw lubię ogórki, pomidory, marchewkę, selera, buraczki (nie ćwikła), fasolkę żółtą szparagową, kalafiora a wszystko inne to jest raz na jakiś czas w małych ilościach do ewentualnego spróbowania. Generalnie pozostałe mogą nie istnieć. Zwłaszcza cebula, papryka, cukinia, bakłażany, oliwki itp. :D
Za to chyba jestem jedną z nielicznych osób wielbiących owsiankę. <smiech> I chyba tylko przez to, ze nie chodziłam do przedszkola, więc mnie nikt nie zmuszał do jedzenia. :D
Oczywiście lubię też placki ziemniaczane, z jabłkiem, racuchy i takie te badziewka :D
Lubię pierogi ruskie (oczywiście najlepsze babcine) i z mięsem i z kapustą i grzybami. Krokiety też lubię i naleśniki.
Nie lubię pierogów owocowych i knedli. Znalazłoby się jeszcze sporo rzeczy. O np. gardzę kaszanką. To jedzenie, bo potrawą tego nie nazwę..., to coś, to dla mnie danie pijaków spod monopolowego. Ja wiem, że większość Polaków ją uwielbia, ale mnie brzydzi... Jak widzę kaszankę, momentalnie mam odruch wymiotny. Wzięło się to pewnie z tego, że jako dziecko mieszkałam w starej kamienicy i tam właśnie miejscowe pijaczki, brudnymi łapskami kupowali i wcinali tę kaszankę... Fuuuu. No a poza tym je się ją z cebulą. <smiech>
Dobra może ja już się zamknę..., bo rozpisałam się niesamowicie. <smiech>
-
Dziś jadlam na obiad frytki, kotleta schabowego (mniam) i buraczki tarte. Dobra sprawa. ;)
Kotlety schabowe to jedna z kilku potraw, które mogę jeść w wielkich ilościach :D
Prawdziwa Polka <haha>
Skoro mowa o ulubionych potrawach - moje to ryby, grzyby, wszelkie mączne typu pierogi, kluski, kołduny, babki, placki ziemniaczane, wszelkie zapiekanki (nie te na bułce, ale takie zapiekane w naczyniu żaroodpornym w piekarniku), z zup pomidorówka z makaronem, szczawiowa, grzybowa, ogórkowa (uwielbiam), barszcz ukraiński, krupnik, buraczkowa...
O kurczę aż mi się jeść zachciało <haha>
A dziś kilogram jabłek skroiłam w cieniutkie plasterki i suszą się na papierze na kaloryferach. Za jabłkami nie przepadam (chyba, że są w zapiekanym ryżu <szczerzy_sie>), ale takimi "chipsami" mogę się objadać i objadać <usmiech>
-
O, cebuli też nienawidzę. Na pizzy jeszcze ewentualnie zdzierżę, ale jak mam okazję to też zrzucam, a poza tym... tragedia. Potrafi mi cebula zepsuć najsmaczniejszy posiłek. Wyczuję ją zawsze, choćby była w minimalnych ilościach.
A co do tego, co ktoś wyżej wspomniał - że chęć na mięso wiąże się z grupą krwi. Słyszałam już tę teorię. Moja pani od biologii też tak uważała. ;) Że osoby z grupy B będą bardziej "tęskniły" za mięsem jeśli zdecydują się na wegetarianizm oraz że szybciej mogą popaść z tego powodu w problemy ze zdrowiem. Zaś osobom z grupą A łatwiej się przestawić.
Od 8 lat nie miałam mięsa w ustach, nie zatęskniłam za nim ani razu. Ze dwa razy tylko zdarzyło się tak, że byłam bardzo głodna i weszłam do kuchni z pytaniem "Co tak pięknie pachnie?", a okazało się, że była to wędzona szynka i jakieś udka drobiowe, ale na uznaniu zapachu za ładny się skończyło, nie miałam ochoty po to sięgnąć. Niestety nie wiem jaką mam grupę krwi więc nie wiem czy się zgadza z teorią, czy nie :D
-
Niestety nie wiem jaką mam grupę krwi więc nie wiem czy się zgadza z teorią, czy nie :D
Wiem, że to nie w temacie, ale to warto wiedzieć i mieć w ogóle zawsze przy sobie :) Dla swojego bezpieczeństwa :)
Prawdziwa Polka <haha>
Ja schaby zjem. I nawet lubię. Tylko nienawidzę ich panierować. W ogóle trzeba mieć szczęście, żeby wpaść do mnie w odwiedziny i trafić na coś w panierce.. Schaby zdarzają się z 3 razy w roku, ryby z 3 razy w roku i serki pleśniowe maks 2 razy. Ja i panierowanie, to zdecydowanie nie idzie w parze.
Podobnym cudem jest znalezienie u mnie w domu chleba, masła i wszelkich wędlinowatych, kiedy jestem sama. :D
Nie przepadam za zupami. Wolę stałe dania a zupy jak już to gęste. Kocham rosół, pomidorową, grochówkę, kminkową z naleśnikami, zalewajkę i to jest taka brygada, którą mogę jeść... Inne typu pieczarkowa, grzybowa, fasolowa, barszcze wszelakie (czerwony, biały, ukraiński), krupnik też ujdą.
Nawet szczawiową ostatnio przełykam a jako dziecko trzymałam się jak najdalej, ale kapuśniak nadal mnie nie przekonuje. :)
Nie lubię chłodników.
Mnie w zasadzie jest wszystko jedno, czy zupa, czy stałe. Zupy lubię wszystkie. I oprócz tej nieszczęsnej czerniny, nie wiem, czy jest jakakolwiek, którą mniej. A właśnie kupiłam sobie na szczawiową i na ogórkową, to mój plan na ten tydzień ;) No i pewnie rosół z raz, czy dwa... o tak, rosół to jest u mnie najczęściej. Śmieję się, że to moje lekarstwo na smutki :D
Śledzi np. nie tknę. A już śledź z cebulą i śmietaną... o Fuuuu zwiewam gdzie pieprz rośnie jak najdalej od tego.
Ja zupełnie odwrotnie. Innych ryb w dzieciństwie nie jadłam, musiałam się tego z czasem nauczyć, a śledzie zawsze. Moje ulubione:
śledzie, woda zagotowana z cebulą i z przyprawami, zatrzepana śmietaną i to podawane na zimno z gorącymi ziemniakami. Obowiązkowa potrawa w Środę Popielcową, Wigilię i w Wielki Piątek :D Mama się próbowała w tym roku w Popielec zbuntować :P Taaaa... oczywiście, że były.
A co pomidorów, no to.. trudno mi zrozumieć, że w ogóle da się ich nie lubić. Hahaha :D
-
Niestety nie wiem jaką mam grupę krwi więc nie wiem czy się zgadza z teorią, czy nie :D
Wiem, że to nie w temacie, ale to warto wiedzieć i mieć w ogóle zawsze przy sobie :) Dla swojego bezpieczeństwa :)
Wiem, wiem, ciągle się zbieram na zrobienie tych badań ale też ciągle mi nie po drodze. Nie rozumiem tylko czemu wszystkim moim znajomym określili to przy porodzie i wpisali do książeczki, a mnie nie.
Myślałam że dowiem się, jak pójdę oddać krew, ale mnie nie przyjęli :( Powiedzieli, że za mało ważę.
Śledzi nie jadłam nigdy, nawet wtedy, kiedy jadłam jeszcze mięso. Chyba że takie z puszki, w oleju lub pomidorach, którymi smarowało się chleb. Ale takie jak na wigilię, albo do wódki... brrrrr. Za to z tego co pamiętam, ryby w ogóle, jako takie, mi smakowały.
-
Prawdziwa Polka <haha>
Z Galicji na dodatek, bo jeszcze jak taka kapustka zasmażana do tego jest to ideał. <haha>
No ale właśnie ten kotlet z kapustą to danie austriackie, a u nas tak się przyjęło. :P
Ja i panierowanie, to zdecydowanie nie idzie w parze.
Mnie to nie przeszkadza, bo odkąd pamiętam to było moje kuchenne zadanie jako pomoc mamie i przywykłam. :)
Jak gotuję dla siebie to mało panieruję, ale to przez to, że jednego kotleta mi się nie opyla, poza tym to wydłuża a chcę zwykle jedzonko jak najszybciej.
O, cebuli też nienawidzę. Na pizzy jeszcze ewentualnie zdzierżę, ale jak mam okazję to też zrzucam, a poza tym... tragedia. Potrafi mi cebula zepsuć najsmaczniejszy posiłek. Wyczuję ją zawsze, choćby była w minimalnych ilościach.
Z tym wyczuwaniem cebuli mam tak samo. I na pizzy nie lubię, tam ewentualnie papryka. Cebula w zęby kole. :D
Podobnym cudem jest znalezienie u mnie w domu chleba, masła i wszelkich wędlinowatych, kiedy jestem sama. :D
Mam podobnie... :P Bo w zasadzie śniadanie jem w pracy a w domu obiadokolację i już więcej nic.
A na weekend jak wpada luby lub jakiś inny gość to kupuje się te wędliny, pieczywo i przeważnie ich nie dojadamy i potem umierają... i trza wyrzucić a ja mam za każdym razem wyrzuty sumienia jak jakieś jedzenie, nawet popsute, muszę wywalić.
Caliente to Ty nawet chyba bardziej weganka niż wegatarianka ;)
Myślałam że dowiem się, jak pójdę oddać krew, ale mnie nie przyjęli :( Powiedzieli, że za mało ważę.
Mnie też nie pozwalają oddać krwi. :( Ten sam argument...
I jeszcze dziecinnym głosikiem baba do mnie, że ja chucherko i mało ważę.. Pfff :P
-
Caliente to Ty nawet chyba bardziej weganka niż wegatarianka ;)
No coś Ty. Ser i mleko pod każdą postacią to połowa mojej egzystencji. Masło, jajka, sery każdego rodzaju, jogurty no wszystkie produkty, w których się używa tych wcześniej wymienionych (ciasta, makaron...) - nie ogarniam, jak można bez tego żyć.
-
Po przypominającym nocnym esemesie (coś ok. 12 <haha>) do koleżanki dostałam w końcu przepisik... Biedaczka chyba ma jeszcze gorszą pamięć niż ja <szczerzy_sie>
Kawówka
1. Zagotować 1 szkl. wody, dodać 1 i 1/2 szkl. cukru i 1 cukier waniliowy.
2. 3 łyżki stołowe kawy rozpuszczalnej (ona robi z Tchibo Gold Crema) rozpuścić w szkl. gorącej wody.
3. Połączyć produkty z pkt 1 i 2, wymieszać i zostawić na noc.
4. Następnego dnia dodać 1 szkl. spirytusu. Wlać do butelki i odstawić na ok. tydzień, aby wszystko się "przeżarło".
Oczywiście podane porcje składników większa się w miarę chęci "wyprodukowania" zapasu, bo gwarantuję po osobistym "kiperowaniu", że taki na pewno będzie konieczny <szczerzy_sie>
-
Bardzo, bardzo dziękuję. Od samego czytania zrobiła mi się ochota na kawówkę :D Kurde, że też w poście nie piję alkoholu... Na pewno jednak zrobię, sprawdzę na własnej skórze, jak to smakuje. Z moją miłością do kawy wróżę jednak sukces tej nalewce ;)
Ja dzisiaj zaserwowałam moim gościom kaszę gryczaną z maślanką. Najpierw zgodnie spytały, czy mam ochotę na częste wizyty w łazience (podobno tak działa maślanka... podobno, bo ja tego nigdy nie doświadczyłam, a maślankę litrami zdarza mi się pijać), potem spojrzały podejrzanie na talerze pełne kaszy, a potem usłyszałam: I ty się naprawdę tym najadasz? :D
Tak, najadam się. Ugotowana kasza gryczana, lekko osolona... i maślanka do przepicia. Bez żadnych dodatków. Dziadek mnie tego nauczył i jadam tak często, a na dodatek umieszczam bardzo wysoko na liście moich ulubionych potraw.
-
Maślankę uwielbiam do młodych ziemniaczków z cebulką podsmażoną na boczku, albo odsmażanymi po obiedzie. Pycha. Jako zamiennik maślanki - zsiadłe mleko, z mleka prosto od Mućki <szczerzy_sie> (tak, mam takową u rodziców, zagorzałych fanów "Sami Swoich")
Za to kaszy gryczanej nie cierpię, brrr!
-
Maślankę uwielbiam do młodych ziemniaczków z cebulką podsmażoną na boczku, albo odsmażanymi po obiedzie. Pycha. Jako zamiennik maślanki - zsiadłe mleko, z mleka prosto od Mućki <szczerzy_sie> (tak, mam takową u rodziców, zagorzałych fanów "Sami Swoich")
Maślankę mogę litrami. Zsiadłe mleko też. Mogę też kefiry - łącznie ze smakowymi (zresztą maślanki smakowe też). Jogurty tylko owocowe, naturalne mi stają w gardle :P Ale generalnie... dogaduję się ze wszystkim nabiałowym. :D A co do młodych ziemniaczków z cebulką... MNIAM. Ale tu się kłania moje głębokie uczucie do ziemniaków generalnie...
Nie mogę się tu wypowiadać. Raz, że jestem na diecie, a zaraz się robię głodna, a dwa, że mój entuzjazm przy pisaniu o jedzeniu jest przerażający :D
-
Kawówka, z moją niechęcią do nieowocowych nalewek - brzmi jednak kusząco, oj kusząco :)
Młode ziemniaczki - uwielbiam! Z masełkiem, koperkiem, a najlepiej z masełkiem czosnkowym <serce>
Jogurty jadam owocowe głównie, czasem te różne czekoladowe wynalazki, ale ogółem nie jestem specjalnie uzależniona, mam ochotę, to chętnie zjem, ale długo spokojnie wytrzymam :) A naturalny - do płatków kukurydzianych, uwielbiam, a jeszcze bardziej grecki :D
A dzisiaj, z braku innych składników i z pozostałości po wczorajszych tortillach, jako surówka - kapusta pekińska z cebulką, jako sos śmietana+majonez+sól+pieprz - nie spodziewałam się rewelacji, ale zaskoczyło mnie, że tak dobrze smakuje :D
-
Wczoraj piekłam ciasto. :) Trochę poeksperymentowałam, wprowadziłam pewne modyfikacje, ale wszystko wyszło ok. ;D
Ciasto królewiec
ciasto: 3 szklanki mąki, szklanka cukru, 1 łyżeczka sody, 150g margaryny, jajko, 3 łyżki miodu
krem budyniowy: 1/2 l mleka, 200 g masła, 1/2 szklanki cukru, 1 łyżeczka cukru waniliowego, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, 1 łyżka mąki pszennej
polewa: 100 g margaryny, 50g kakao, 120 g cukru pudru, 2 łyżki mleka
Najpierw wszystkie składniki na ciasto trzeba dokładnie ugnieść, potem podzielić mniej-więcej na pół, jedną z połówek zasypać spód blachy i zagnieść, następnie upiec. W tym czasie zrobić krem budyniowy: odlać niepełną szklankę mleka, resztę zagotować z cukrem i cukrem waniliowym. W zimnym mleku rozmieszać mąkę pszenną i ziemniaczaną, potem wlać do gotującego się mleka, cały czas mieszając. Na koniec dodać masło i mieszać, aż powstanie jednolita masa. Na upieczony spód wylać tą masę, odczekać nieco, aż nie będzie tak gorąca i zasypać resztą ciasta (nie ugniatać,powinna wyjść jakby kruszonka). Wstawić do piekarnika, piec na 100 stopni około 10 min, w każdym razie, żeby było ładnie spieczone. ;D Polewę robimy prosto, rozpuścić margarynę i dodać resztę składników. Ja na wierzch ciasta wysypałam jeszcze pokruszone orzechy włoskie i wiórki kokosowe.
-
Brzmi super, na pewno spróbuję! :) Nie rozumiem tylko jednego zwrotu: "jedną z połówek zasypać spód blachy i zagnieść, następnie upiec". Jak rozdzielę ciasto na dwie połówki, to co konkretnie mam zrobić? Wylepić blachę tak jakby?
-
Jak już masz te dwie połówki, to jedną z nich zasyp spód blachy. Ciasto powinno mieć sypką konsystencję, ale jak już zasypiesz, ugnieć palcami. Mam nadzieję, że już zrozumiale, przepraszam, nie potrafię pisać przepisów, chaotycznie mi to wyszło. :D
-
To ciasto brzmi intrygująco, ze składników widać, że będzie raczej takie sypkie właśnie, aniżeli zrobi się taka gładka masa...
Ja natomiast wczoraj robiłam placuszki z cukinii ;) Posiłkowałam się blogiem makecookingeasier, ale wprowadziłam parę modyfikacji, niektóre z musu, niektóre dla bezpieczeństwa ;]
Na około 10-12 placuszków potrzebujemy:
1 średną cukinię
około 40 g mąki (ja dodałam jeszcze potem łyżkę, bo stwierdziłam, że masa wyszła mi za rzadka)
ok. 25 ml mleka
1 jajko
sól, pieprz
tymianek (można świeży lub suszony, ja miałam suszony; ponadto autorka przepisu podaje 2 łyżki tymianku, ja dodałam łyżeczkę, ale następnym razem chyba zrezygnuję, trochę mi jednak nie podchodzi ten smak, zapach)
1 zielona papryczka jalapeno (tejże nie miałam, ale na pewno następnym razem wypróbuję z nią ;))
olej do smażenia
Jajko roztrzepujemy z solą i pieprzem. Dodajemy przesianą mąkę, mieszamy i dodając mleko wyrabiamy gładką masę. Cukinię dokładnie myjemy, nie obieramy! Ścieramy na tarce na małych oczkach. Odciskamy sok, który się pojawi (i to w dużych ilościach). Mieszamy z tymiankiem i posiekaną drobno jalepeno (jeśli oczywiście posiadamy). Łączymy z ciastem dokładnie. Jeśli stwierdzicie, że jest za rzadkie, to można dosypać trochę mąki ;)
Smażymy na patelni z obu stron na złoto, wykładamy na papierowy ręcznik (piją tłuszcz jak szalone). Bardzo fajny smak i wbrew pozorom, szybko i łatwo się robi :) Nawet moja siostra, która warzyw praktycznie nie je, bo nie lubi, spróbowała kawałek, po czym... wzięła resztę tego placuszka i potem dokładkę :D
-
Za to ja zrobiłam dziś zupę kminkową z naleśnikami :D
Danie dziwne aczkolwiek dobre i można nim zaskoczyć gości.
Do zrobienia naleśników użyłam:
- Dwa jajka
- Szklankę mleka
- 1/4 szklankę wody
- 2 szklanki mąki
- trochę oleju
- trochę soli
Mamy ciasto, potem je smazymy, następnie zwijamy w ruloniki i kroimy. Wychodzą takie długie paski a la makaron. Wkładamy do miseczek (talerzyków).
Do zrobienia zupy potrzebny jest bulion. Z racji tego, że wczoraj miałam rosół, bulionik był.
Ale można też na szybko zrobić go z kostek rosołowych, tudzież po prostu ugotować go.
Ale jeśli został nam rosołek z dnia poprzedniego to zamiast pomidorowej można zrobić kminkową. Czyli do rosołku wsypałam całe opakowanie kminku plus zabieliłam śmietaną. To musi się tak ok 20- 30 minut pogotować.
Następnie zalałam naleśniki będące w miseczkach ową zupą i odbyło się smakowanie. :)
Fabienne jadła pierwszy raz, ale stwierdziła, że dobre, więc jej wierzę na słowo. :D Mnie również smakowało. Zresztą bardzo smakowało, w końcu jedna z lubianych zupek :D
-
Jak już masz te dwie połówki, to jedną z nich zasyp spód blachy. Ciasto powinno mieć sypką konsystencję, ale jak już zasypiesz, ugnieć palcami. Mam nadzieję, że już zrozumiale, przepraszam, nie potrafię pisać przepisów, chaotycznie mi to wyszło. :D
Tak, teraz już wiem :) Dzięki! Pochwalę się jeśli mi wyjdzie.
-
Tygrysie, zwiniesz w rulonik, pokroisz...nie rozwinie ci się to?
Wydaje mi się, że nie w tym kierunku idzie moja wyobraźnia..:(
Ale za owsiankę masz plusa.
Czy ręczniki papierowe spiją tłuszcz z każdej usmażonej ...hmmm...rzeczy? Jeśli tak, to genialny patent. Nie wiedziałam.
Jeśli chodzi o przepis, to wszystko co dotyczy warzyw jest dla mnie mile widziane - co prawda nie jem dużo smażonego, ale czasami zjeść to mnie nie zabije.
Macie jeszcze jakieś pomysły na ziemniaki?
Powiedzmy, że ugotuję ziemniaki w mundurkach...zdejmę skórkę i co dalej? Sałatkę jarzynową wykluczam :D
Zaczęłam piec chleb żytni w domu - co dodalibyście do niego, poza ziarnami słonecznika? Chodzi właśnie o takie dodatki. Raczej nie kupowałam takiego chleba i nie wiem co zwykle jest...hmmm...sezam?
Ciasto wypróbuję a od siebie daję przepis, prosty, na placek, który w ogromnym zeszycie mojej mamy został skatologowany jako placek "Dziwak". Bardzo go lubiłam, mam zawsze piekła go nam na andrzejki w podstawówce, na zabawy choinkowe.
Dodam tylko, że ciasto jest dobre "na drugi dzień", ładnie "mięknie", wszystko się ładnie łączy. Podejrzewam, że w dzień pieczenia byłby trudny do pokrojenia.
Ciasto:
4 szklanki mąki, 1 szklanka cukru pudru, 2 łyżki miodu (w postaci płynnej), pól kostki margaryny, 1 łyżeczka sody, 2 całe jaja.
Składniki trzeba połączyć, ciasto zagnieść. Ja często ścieram sobie margarynę na tarce, na grubych oczkach - nie muszę wtedy tak długo siekać. Gdyby się ciasto nie chciało zagnieść, zawsze warto dodać odrobinę mleka czy wody.
Zagniecione ciasto podzielić na trzy w miarę równe części, rozwałkować i upiec. Powstaną trzy placki, które przełożymy masą grysikową.
Krem - masa:
4 łyżki grysiku (kaszy manny) ugotować w 1/2 litra mleka i odstawić na zimno do ostygnięcia.
20 dkg masła (lepiej masła, ale ja często i tak zastępowałam margarynę do pieczenia...bo tańszy zamiennik :P) utrzeć w makutrze (czy jakie tam inne sprzęty są) z 1 szklanką cukru pudru, kroplą olejku waniliowego. Po czym dodawać po łyżce ostudzonego grysiku i ucierać do uzyskania efektu puszystości.
Placek przełożyć a wierzch posypać można cukrem pudrem lub też, jak kto woli, polać polewą jakąś.
-
Tygrysie, zwiniesz w rulonik, pokroisz...nie rozwinie ci się to?
Wydaje mi się, że nie w tym kierunku idzie moja wyobraźnia..:(
Ale za owsiankę masz plusa.
Nie rozwiną się. Niektóre ewentualnie podczas przenoszenia do miseczki. :)
Owsianka mniam :D Taka gęsta. :P
Zaczęłam piec chleb żytni w domu - co dodalibyście do niego, poza ziarnami słonecznika? Chodzi właśnie o takie dodatki. Raczej nie kupowałam takiego chleba i nie wiem co zwykle jest...hmmm...sezam?
Moja ciocia dodaje orzechy włoskie :P I czasem nawet rodzynki :P
Powiedzmy, że ugotuję ziemniaki w mundurkach...zdejmę skórkę i co dalej?
Zjeść je. <smiech>
-
Macie jeszcze jakieś pomysły na ziemniaki?
Powiedzmy, że ugotuję ziemniaki w mundurkach...zdejmę skórkę i co dalej? Sałatkę jarzynową wykluczam
Jeszcze gorące posmarować każdy języczkiem masełka i posypać startym serem <usmiech>
Zaczęłam piec chleb żytni w domu - co dodalibyście do niego, poza ziarnami słonecznika?
Oho, ho! Dodawać można wszystko <szczerzy_sie>
Moja koleżanka dodaje suszone płatki papryki (w małych słoiczkach w spożywczym można kupić), kiedyś jadłam też z żurawiną suszoną, o tym z orzechami i rodzynkami słyszałam (ale nie jadłam), jadłam z pestkami dyni.
W jakimś przepisie czytałam że może być z cebulą.
-
Powiedzmy, że ugotuję ziemniaki w mundurkach...zdejmę skórkę i co dalej?
Zjeść je. <smiech>
Nie wpadłabym na to, dzięki <skacze> W sumie najzdrowiej.
Masełko i stary żółty ser ...to piękny przepis dla Jean kilka lat temu...może być dla rodziny Jean, teraz dla Jean i masełko i żółty ser odpadają - no chyba, że od święta. Starość - nie radość, młodość - nie wieczność :) Trzeba się pilnować, bo jeszcze jest masa pilnych rzeczy do zrobienia ;P
Ta cebula do chleba..gdzie się powinna znajdować? Na wierzchu czy jak? Chyba, że chodzi o zupełnie inna postać czy coś.
-
No to masełko i ser dla rodzinki, a dla Jean... maślanka <jezyk>
Wszystkie chlebowe dodatki można dodać i do ciasta i posypać na wierzch. Jak kto woli.
-
(...)
Czy ręczniki papierowe spiją tłuszcz z każdej usmażonej ...hmmm...rzeczy? Jeśli tak, to genialny patent. Nie wiedziałam.
(...)
Spijają, spijają, może nie każdą rzecz opłaca się tak traktować, ale u mnie zawsze jak są jakieś placki ziemniaczane, racuchy, ostatkowe oponki itp. - z patelni wykładamy na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym. Jasne, całego tłuszczu nie wchłoną, ale jak już talerz pusty i ręcznik się wyrzuca, to widać, ile tego tłuszczu spłynęło (a mógł skończyć w żołądku). Także polecam :)
A co do ziemniaków - może kopytka? ;]
Chlebek cebulowy jest pyszny, oczywiście, jeśli ktoś lubi cebulkę :)
-
Czy ręczniki papierowe spiją tłuszcz z każdej usmażonej ...hmmm...rzeczy? Jeśli tak, to genialny patent. Nie wiedziałam.
DOBRA RADA:
Smażąc chruściki, z chęcią zdjęcia ich z tłuszczu, nie podchodź blisko ognia z talerzem, z którego po każdej stronie zwisa papierowa serwetka.
Serio, nie próbuj tego w domu. :D
-
A co do ziemniaków - może kopytka? ;]
Albo kluseczki śląskie te z dziurką. :)
Chociaż moja ciocia zawsze kopytka lub kluseczki robi z ziemniaków nie świeżo ugotowanych tylko z poprzedniego dnia :D
-
A propos klusek - czy w Waszych regionach są popularne kluski tarte? Z tego, co wiem, tutaj mało kto je robi, ale u mnie w domu na stole pojawiały się odkąd pamiętam. :D
-
Ja jadłam tylko kluski tarte na mleku, albo w zupie (zacierkowej).
A co do ziemniaków - może kopytka? ;]
Albo kluseczki śląskie te z dziurką. :)
Chociaż moja ciocia zawsze kopytka lub kluseczki robi z ziemniaków nie świeżo ugotowanych tylko z poprzedniego dnia :D
Ja też tak robię. Jeśli mam w jadłospisie na następny dzień kopytka, to dzień wcześniej do obiadu gotuję większy garnek ziemniaków.
-
Zwykle chyba się robi z takich ziemniaków z poprzedniego dnia ;) Ale jak ostatnio moją mamę natchnęło na kopytka, to robiła ze świeżych, ba, wręcz ciepłych jeszcze - i też wyszły mega :D
-
Co to są kluski tarte?
Ciasto wypróbuję a od siebie daję przepis, prosty, na placek, który w ogromnym zeszycie mojej mamy został skatologowany jako placek "Dziwak". Bardzo go lubiłam, mam zawsze piekła go nam na andrzejki w podstawówce, na zabawy choinkowe.
Dodam tylko, że ciasto jest dobre "na drugi dzień", ładnie "mięknie", wszystko się ładnie łączy. Podejrzewam, że w dzień pieczenia byłby trudny do pokrojenia.
Ciasto:
4 szklanki mąki, 1 szklanka cukru pudru, 2 łyżki miodu (w postaci płynnej), pól kostki margaryny, 1 łyżeczka sody, 2 całe jaja.
Składniki trzeba połączyć, ciasto zagnieść. Ja często ścieram sobie margarynę na tarce, na grubych oczkach - nie muszę wtedy tak długo siekać. Gdyby się ciasto nie chciało zagnieść, zawsze warto dodać odrobinę mleka czy wody.
Zagniecione ciasto podzielić na trzy w miarę równe części, rozwałkować i upiec. Powstaną trzy placki, które przełożymy masą grysikową.
Krem - masa:
4 łyżki grysiku (kaszy manny) ugotować w 1/2 litra mleka i odstawić na zimno do ostygnięcia.
20 dkg masła (lepiej masła, ale ja często i tak zastępowałam margarynę do pieczenia...bo tańszy zamiennik :P) utrzeć w makutrze (czy jakie tam inne sprzęty są) z 1 szklanką cukru pudru, kroplą olejku waniliowego. Po czym dodawać po łyżce ostudzonego grysiku i ucierać do uzyskania efektu puszystości.
Placek przełożyć a wierzch posypać można cukrem pudrem lub też, jak kto woli, polać polewą jakąś.
U nas to się nazywa "Placek Królewski", ale warstwę grysiku mamy tylko jedną, na górze, a na dole zamiast grysiku - powidła. I jest to moje najukochańsze ciasto na świecie. <serce>
Czy ręczniki papierowe spiją tłuszcz z każdej usmażonej ...hmmm...rzeczy? Jeśli tak, to genialny patent. Nie wiedziałam.
DOBRA RADA:
Smażąc chruściki, z chęcią zdjęcia ich z tłuszczu, nie podchodź blisko ognia z talerzem, z którego po każdej stronie zwisa papierowa serwetka.
Serio, nie próbuj tego w domu. :D
Od siebie dodam, że rękawice z IKEI widowiskowo płoną. Śmierdzą przeokropnie, ale ten niebiesko-zielony płomień... ach! ;D
-
Zwykle chyba się robi z takich ziemniaków z poprzedniego dnia ;) Ale jak ostatnio moją mamę natchnęło na kopytka, to robiła ze świeżych, ba, wręcz ciepłych jeszcze - i też wyszły mega :D
U mnie w domu też z poprzedniego dnia. Znaczy w tym domu domu, bo u mnie, jako u mnie kopytek i klusek śląskich nie ma. :D Chociaż uważam, że gotowanie idzie mi całkiem nieźle, właściwie nie boję się ani rzeczy trudniejszych, ani wymagających więcej grzebania i zazwyczaj to wychodzi nawet smaczne (jak już najbardziej wybredny człowiek na świecie zjada...), tak... kopytek i klusek śląskich nie umiem. Jedno i drugie próbowałam robić. Chociaż zawsze gotuję 'na oko', tak trzymałam się ściśle przepisu. I cóż :P Najbardziej podobała mi się próba, w której po wrzuceniu kopytek do wrzątku... nie było, czego wyciągać, bo zrobiła się jedna wielka ziemniaczana papka. :D Stwierdziłam, że bez tych potraw się obejdę i więcej prób nie podjęłam. Może czas znowu popróbować.
Obalam zatem stwierdzenie mojej koleżanki 'kopytka zawsze wychodzą'. Jest ktoś, komu nie :P
-
Moja żona to Mistrzyni Zup. Znowu muszę to powiedzieć. Wczorajsza uczta kulinarna pod tytułem "Zupa rybna z borowikami" spowodowała kolejny już opad szczęki z powodu intensywnie pozytywnych doznań.
Gdyby ugotowała takie coś w "Master szefie" to tym wszystkim Gesslerkom i panu "Oddawaj fartucha" buty by pospadały.
-
Kluski tarte na mleku? Dobre, dobre, tylko ja mleka nie mogę :( Ale czasem się skuszę. U mnie jednak mówi się na to kluski lane, a nie tarte.
Spijają, spijają, może nie każdą rzecz opłaca się tak traktować, ale u mnie zawsze jak są jakieś placki ziemniaczane, racuchy, ostatkowe oponki itp. - z patelni wykładamy na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym. Jasne, całego tłuszczu nie wchłoną, ale jak już talerz pusty i ręcznik się wyrzuca, to widać, ile tego tłuszczu spłynęło (a mógł skończyć w żołądku). Także polecam :)
Dokładnie. Je jeszcze odsączam prażony słonecznik do marchewki, o której wspominałam.
Ostatnio mam fazę na koktajle owocowe na wodzie. Wczoraj robiłam taki z melona, pomarańczy i mandarynek. Mniamm :)
-
U mnie jednak mówi się na to kluski lane, a nie tarte.
Ototo! :D A kluski tarte są bardzo podobne do śląskich, tyle tylko, że dodaje się do nich tarte ziemniaki.
Ostatnio mam fazę na koktajle owocowe na wodzie. Wczoraj robiłam taki z melona, pomarańczy i mandarynek. Mniamm :)
Koktajle na wodzie? Czyli tak konkretniej co? :D
Ciasta z grysikiem nigdy nie jadłam...
Od siebie dodam, że rękawice z IKEI widowiskowo płoną. Śmierdzą przeokropnie, ale ten niebiesko-zielony płomień... ach! ;D
<serduszko>
-
Moja żona to Mistrzyni Zup. Znowu muszę to powiedzieć. Wczorajsza uczta kulinarna pod tytułem "Zupa rybna z borowikami" spowodowała kolejny już opad szczęki z powodu intensywnie pozytywnych doznań.
Gdyby ugotowała takie coś w "Master szefie" to tym wszystkim Gesslerkom i panu "Oddawaj fartucha" buty by pospadały.
Jakie miłe słowa.
Wspaniale słyszeć jak mąż docenia pracę żony :)
Kluski tarte na mleku? Dobre, dobre, tylko ja mleka nie mogę :( Ale czasem się skuszę. U mnie jednak mówi się na to kluski lane, a nie tarte.
Hmm to ja znam nazwę lane ciasto <smiech> i u mnie to się je z takim a la rosołkiem? W każdym razie coś w tym stylu/, ale te kluski pycha są.
-
i u mnie to się je z takim a la rosołkiem? W każdym razie coś w tym stylu/, ale te kluski pycha są.
Bo te kluseczki można jeść z wieloma rzeczami: z mlekiem, w rosole, w zupie pomidorowej...
Albo jagodowej, którą, kiedy byłam mała, gotowała mi babcia. <serduszko>
-
Koktajle na wodzie? Czyli tak konkretniej co? :D
Nic specjalnego-miksuję owoce i dodaje w trakcie miksowania trochę wody- 1/3 lub 1/2 szklanki. Chyba, że chcę sam mus owocowy to bez wody. Lepiej mi smakują jak na jogurcie :) Poza tym nie wszystkie owoce pasują do jogurtu. Pomarańczy albo kiwi bym z życiu z jogurtem nie zmieszała, więc robię na wodzie.
-
Hmm to ja znam nazwę lane ciasto <smiech> i u mnie to się je z takim a la rosołkiem? W każdym razie coś w tym stylu/, ale te kluski pycha są.
U mnie też się tak je. :D To chyba regionalny zwyczaj. W ogóle zauważyłam, że u nas się podobnie przyrządza potrawy, bo już między tym, co się je u Ka, czy u jego rodziny, to widzę przepaść. (W nazewnictwie też.. ja piekłam, piekę i będę piekła ciasto, a oni zawsze pieką placka, albo u mnie są zimne nóżki, a tam galart i takie tam inne różne) :D
Chwilowo mam przerwę w gotowaniu wymyślnych potraw, bo samej sobie mi się nie chce. Żyję więc na zupach - a to rosół, a to szczawiowa, a to ogórkowa (jak dziś :D), jeszcze mam w planach pomidorową w tym tygodniu :D
-
Kluski tarte na mleku? Dobre, dobre, tylko ja mleka nie mogę :( Ale czasem się skuszę. U mnie jednak mówi się na to kluski lane, a nie tarte.
Hmm to ja znam nazwę lane ciasto <smiech> i u mnie to się je z takim a la rosołkiem? W każdym razie coś w tym stylu/, ale te kluski pycha są.
Aaa, to już wiem! :D U mnie też lane ciasto, pierwsze słyszę o kluskach tartych.
-
Aaa, to już wiem! :D U mnie też lane ciasto, pierwsze słyszę o kluskach tartych.
O to jednak w pewnych regionach dalej od Czewy i R. to też lane ciasto :D Hihi.
Ale co prawda, to prawda... Te kluski są tak pyszne, że aż szkoda je zjadać. Zawsze mam wyrzuty sumienia, bo one tak szybko znikają a chciałabym jeszcze, jeszcze i jeszcze. :D
-
Aaa, to już wiem! :D U mnie też lane ciasto, pierwsze słyszę o kluskach tartych.
O to jednak w pewnych regionach dalej od Czewy i R. to też lane ciasto :D Hihi.
No u mnie, na Mazurach, też lane kluski są. Ale ja miałam na myśli kluski tarte na tarce o grubych oczkach. Robi się takie ciasto jak na makaron, tylko nie wałkuje się i kroi, a ściera prosto do gotującego się mleka albo zupy.
Zwykle chyba się robi z takich ziemniaków z poprzedniego dnia ;) Ale jak ostatnio moją mamę natchnęło na kopytka, to robiła ze świeżych, ba, wręcz ciepłych jeszcze - i też wyszły mega :D
U mnie w domu też z poprzedniego dnia. Znaczy w tym domu domu, bo u mnie, jako u mnie kopytek i klusek śląskich nie ma. :D Chociaż uważam, że gotowanie idzie mi całkiem nieźle, właściwie nie boję się ani rzeczy trudniejszych, ani wymagających więcej grzebania i zazwyczaj to wychodzi nawet smaczne (jak już najbardziej wybredny człowiek na świecie zjada...), tak... kopytek i klusek śląskich nie umiem. Jedno i drugie próbowałam robić. Chociaż zawsze gotuję 'na oko', tak trzymałam się ściśle przepisu. I cóż :P Najbardziej podobała mi się próba, w której po wrzuceniu kopytek do wrzątku... nie było, czego wyciągać, bo zrobiła się jedna wielka ziemniaczana papka. :D Stwierdziłam, że bez tych potraw się obejdę i więcej prób nie podjęłam. Może czas znowu popróbować.
Obalam zatem stwierdzenie mojej koleżanki 'kopytka zawsze wychodzą'. Jest ktoś, komu nie :P
A jak je wkładasz? Wszystkie na raz wrzucasz?
Ja jak kroję na kopytka, to lekko przypruszam mąką, aby nie sklejały się aż wszystko pokroję oraz w trakcie przenoszenia do garnka.
Wrzucam do wody pojedynczo po kilka (8-10) i mieszam drewnianą łyżką. Potem kolejne 10 i znów mieszam. I tak dalej, aż wszystkie wrzucę.
No i w trakcie gotowania też mieszam.
Nigdy mi się nie skleiły <usmiech>
-
Moja żona to Mistrzyni Zup. Znowu muszę to powiedzieć. Wczorajsza uczta kulinarna pod tytułem "Zupa rybna z borowikami" spowodowała kolejny już opad szczęki z powodu intensywnie pozytywnych doznań.
Gdyby ugotowała takie coś w "Master szefie" to tym wszystkim Gesslerkom i panu "Oddawaj fartucha" buty by pospadały.
Jakie miłe słowa.
Wspaniale słyszeć jak mąż docenia pracę żony :)
No ciężko nie doceniać, jak co jakiś czas przygotuje istne dzieło sztuki. Ona jak nawet pomidorówkę czy ogórkową ugotuje, to nieraz nie jestem głodny a jem dla samej przyjemności.
-
A jak je wkładasz? Wszystkie na raz wrzucasz?
Szczerze mówiąc... tak dawno nie robiłam, że nie wiem, jak wrzucałam :) Ale wiem, że zrobiła mi się ochota na ponowne spróbowanie. Może na sobotę zrobię kopytka. :D Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie
Kiedyś tam w zeszłym roku czytałam sobie "Książkę poniekąd kucharską" Chmielewskiej. I ona tam między innymi prawiła, że wszystko, co zdrowe i lekkie jest pracochłonne. Od 2 tygodni jadam zdrowo i lekko i wiem, że zdecydowanie miała rację. Dzisiaj robiłam prostą sałatkę na śniadanie, a zajęło mi to dobre 30min (z ugotowaniem jajek). Zrobienie prostej kanapki zajęłoby mi 2min :D
-
W ogóle większość tego co dobre to jest szkodliwe, tuczące i tak dalej. Dla mnie - zagorzałego mięsożercy, lubiącego zjeść dużo i tłusto to niestety, jest bardzo uciążliwe.
-
China doll, zrobiłam ciasto o którym pisałaś :) Wyszło, jest pyszne! Tylko musiałam wprowadzić pewną modyfikację, bo napisałaś żeby wlać masę budyniową na upieczony spód, pokruszyć na to resztę ciasta i piec "10 minut w 100 stopniach" - jak tak zrobiłam, to ta część ciasta na górze była całkiem surowa. Piekłam chyba z 10 minut dłużej, na opcji podpiekania tylko góry i jest ok. ;)
Ach, no i nie miałam miodu więc zastąpiłam go złotym syropem (http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/20/Lyle'sGoldenSyrup.jpg). ;)
-
O, cieszę się bardzo. <o_tak> No, co do czasu pieczenia ciasta rzeczywiście mogłam się pomylić, bo nawet nie pamiętałam, ile siedziało w piekarniku. Takie rzeczy zawsze robię 'na oko', po prostu jak ładnie wygląda, to wyjmuję. :D
Chciałam się podzielić nowym odkryciem z Biedronki. Ostatnio spróbowałam paluszków rybnych z serem ze 'Złotej rybki' - pycha. <jezyk> Są dwa rodzaje, z serem i ze szpinakiem, te drugie również dobre, ale pierwsze to w ogóle niebo w gębie. Nie są cienkie jak te standardowe paluszki, tylko trochę większe, pakowane po dwa. Polecam. ;)
-
Taki prościutki przepisik na "piątkowo-postne" danie <szczerzy_sie>
Makaron w sosie serowo-pieczarkowym
- makaron (nie piszę ile, bo kto ile chce, to tyle ugotuje),
- 0,5 kg pieczarek,
- 10 dkg śmietankowego topionego serka,
- 1 papryka
- 2 łyżki śmietany,
- 2 łyżki oliwy,
- 1 łyżka masła,
- vegeta, szczypta mielonej ostrej papryki, szczypta soli.
Makaron ugotować al dante.
Pieczarki umyć, obrać i pokroić w ćwiartki. Poddusić w rondelku na oliwie i maśle z dodatkiem przypraw. Paprykę pokroić w kostkę, dodać do pieczarek i dalej dusić. Gdy będzie miękka dodać śmietanę i serek. Gotować, aż do rozpuszczenia się serka.
Polać makaron, ozdobić natką pietruszki i kilkoma krążkami papryki.
Smacznego!
A, wczoraj próbowaliśmy naszej, własnoręcznie zrobionej nalewki kawowej. Jest ok!
Po niedzieli spróbujemy kolejnego wyzwania - nalewka z kukułek <jezyk>
-
Aaa, to już wiem! :D U mnie też lane ciasto, pierwsze słyszę o kluskach tartych.
O to jednak w pewnych regionach dalej od Czewy i R. to też lane ciasto :D Hihi.
No u mnie, na Mazurach, też lane kluski są. Ale ja miałam na myśli kluski tarte na tarce o grubych oczkach. Robi się takie ciasto jak na makaron, tylko nie wałkuje się i kroi, a ściera prosto do gotującego się mleka albo zupy.
Zwykle chyba się robi z takich ziemniaków z poprzedniego dnia ;) Ale jak ostatnio moją mamę natchnęło na kopytka, to robiła ze świeżych, ba, wręcz ciepłych jeszcze - i też wyszły mega :D
U mnie w domu też z poprzedniego dnia. Znaczy w tym domu domu, bo u mnie, jako u mnie kopytek i klusek śląskich nie ma. :D Chociaż uważam, że gotowanie idzie mi całkiem nieźle, właściwie nie boję się ani rzeczy trudniejszych, ani wymagających więcej grzebania i zazwyczaj to wychodzi nawet smaczne (jak już najbardziej wybredny człowiek na świecie zjada...), tak... kopytek i klusek śląskich nie umiem. Jedno i drugie próbowałam robić. Chociaż zawsze gotuję 'na oko', tak trzymałam się ściśle przepisu. I cóż :P Najbardziej podobała mi się próba, w której po wrzuceniu kopytek do wrzątku... nie było, czego wyciągać, bo zrobiła się jedna wielka ziemniaczana papka. :D Stwierdziłam, że bez tych potraw się obejdę i więcej prób nie podjęłam. Może czas znowu popróbować.
Obalam zatem stwierdzenie mojej koleżanki 'kopytka zawsze wychodzą'. Jest ktoś, komu nie :P
A jak je wkładasz? Wszystkie na raz wrzucasz?
Ja jak kroję na kopytka, to lekko przypruszam mąką, aby nie sklejały się aż wszystko pokroję oraz w trakcie przenoszenia do garnka.
Wrzucam do wody pojedynczo po kilka (8-10) i mieszam drewnianą łyżką. Potem kolejne 10 i znów mieszam. I tak dalej, aż wszystkie wrzucę.
No i w trakcie gotowania też mieszam.
Nigdy mi się nie skleiły <usmiech>
Kopytka, kluski śląskie, pyzy, szare kluski nie zawsze wychodzą, gdyż nie wszystkie gatunki ziemniaków się do nich nadają. Najbardziej popularną odmianą jest u nas ostatnio Vineta, która jest ziemniorem typu A - czyli sałatkowym, posiadającym mało skrobi. Nie rozlatuje się, fajnie się piecze, w zupach trzyma formę. Tylko nie zrobisz z nich żadnej z ww. potraw.
Podam fajną ściągawkę:
http://www.mowimyjak.pl/styl-zycia/kuchnia/jak-wybierac-ziemniaki-by-przygotowane-z-nich-potrawy-byly-smaczne-dowiedz-sie-wiecej-o-przeznaczeni,17_33406.html (http://www.mowimyjak.pl/styl-zycia/kuchnia/jak-wybierac-ziemniaki-by-przygotowane-z-nich-potrawy-byly-smaczne-dowiedz-sie-wiecej-o-przeznaczeni,17_33406.html)
Ostatnio w napadzie gotowania zrobiliśmy z małżonem pół zamrażarki pyz i śląskich z odmiany Jelly i wyszły nie chwaląc się dobrze.
Drugim błędem przy kopytkach może być zbyt długie zarabianie ciasta. Należy to zrobić szybko, w minutkę, gdyż "miętoszone" ziemniaki robią się wodniste i dodawać trzeba do nich więcej mąki i stają się w efekcie niezjadliwe.
BTW, tarte kluski to nazwa klusek z surowych tartych ziemniaków, podawanych ze smażoną cebulą z twarogiem. To, co ty nazywasz tartymi, to na Ziemi Dobrzyńskiej (skąd pochodzi moja rodzina) ... zacierki.
-
Jedliście kiedyś langosza? W Cieszynie można je kupić prawie wszędzie, ale jakby się ktoś wybierał - polecam jedynie Millor Bar na rynku, koło banku Milenium, inne Cieszyńskie langosze są paskudne i ociekają tłuszczem.
Ja ostatnio zrobiłam w domu, wyszedł bardzo dobry, więc polecam. ;)
(Z przepisu wychodzi ok. 5 porcji, a jedna wystarczy, żeby (do)rosły facet się najadł, więc w razie potrzeby należy zmniejszyć proporcje ;) )
30dag mąki pszennej
10dag drożdży
200ml mleka
pół łyżeczki soli
pół łyżeczki cukru
olej (do głębokiego smażenia)
Z drożdży, 8 łyżek letniego mleka, 3 łyżek maki oraz cukru przygotowujemy zaczyn. Odstawiamy na 10-15 minut, następnie wlewamy do niego resztę mleka, dodajemy make i sol. Odstawić pod przykryciem na 30 minut. Wyrośnięte ciasto dzielimy na 5 części, formujemy bułeczki i odstawiamy na 15 minut (niekoniecznie - przypis Caliente). Następnie rozciągamy bułeczki na cienki placek (bardzo cienki, bo bardzo urośnie w smażeniu - przypis Caliente), tak, żeby nie powstały w nim dziury. Smażymy na zloty kolor.
Grubo posypujemy startym serem i polewamy ketchupem i sosem czosnkowym (śmietana + 2-3 ząbki czosnku).
Ponieważ w internecie nie ma ładnych zdjęć langoszy, to dodaję swoje :P
http://zapodaj.net/images/6e2c9dbc16e74.jpg (http://zapodaj.net/images/6e2c9dbc16e74.jpg)
Smacznego :)
-
Obrodziły mi w tym roku cukinie. Piękne, dorodne, czasem 3-4 kilogramowe i aż się do mnie uśmiechają swą zielonością, więc najpierw pojawiły się w plackach <usmiech>
Ok 1 kg cukinii,
1 cebula,
1 i 1/2 szkl. mąki,
2 jajka,
ząbek czosnku,
dowolne zioła (ja dałam bazylię i oregano),
sól, pieprz
Jeśli mamy cukinię prosto z działki, świeżutko zerwaną, o miękkiej skórce, to wystarczy ją umyć i całą zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Jeśli jest bardziej dojrzała z twardą skórką, to przed starciem obieramy ją. Dość mocno odciskamy sok, dodajemy drobno posiekaną cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek, wbijamy jajka, dodajemy sól i pieprz do smaku i wszystko dokładnie mieszamy, po trochu sypiemy mąkę (cukinia puści jeszcze sok i zrobi się rzadsze ciasto, jak na placki ziemniaczane). Smażymy na rozgrzanym oleju.
Ewentualne dodatki na placki: keczup (bardzo dobre), różnego rodzaju dipy albo po prostu bez niczego - też są dobre.
Smacznego!
-
Kawówka
1. Zagotować 1 szkl. wody, dodać 1 i 1/2 szkl. cukru i 1 cukier waniliowy.
2. 3 łyżki stołowe kawy rozpuszczalnej (ona robi z Tchibo Gold Crema) rozpuścić w szkl. gorącej wody.
3. Połączyć produkty z pkt 1 i 2, wymieszać i zostawić na noc.
4. Następnego dnia dodać 1 szkl. spirytusu. Wlać do butelki i odstawić na ok. tydzień, aby wszystko się "przeżarło".
Oczywiście podane porcje składników większa się w miarę chęci "wyprodukowania" zapasu, bo gwarantuję po osobistym "kiperowaniu", że taki na pewno będzie konieczny <szczerzy_sie>
Zrobiłam. Nawet podwójną porcję (choć robiąc podwójną niekoniecznie musiałam dać podwójnie cukru). Sama dużo nie piłam, bo nie lubię kawy, ale nalewka się rozeszła bardzo szybko (rozdałam przepis), a w sobotę poleciała nawet podbić francuski rynek:) Dobre a roboty właściwie nic przy tym. Udało Ci się El rozkochać ,mnie w kolejnym swoim przepisie (po genialnych frytkach z selera) ;)
-
Może to będzie głupie pytanie z rana...ale czy można zrobić nalewkę z mięty? Jeśli tak, to czy ktoś ma jakiś konkretny przepis? Tu nawet nie chodzi o proporcje...bo, tak myślę, gdybym podstawiła inne dane pod przepis na "kawówkę" to też by pewnie jakoś wyszło. Tylko, że ...nie wiadomo jak się obejść z miętą właśnie - parzyć, suszyć, skruszyć? Hilfe ;D Mam fazę miętową nieogarniętą (już coroczne sztachanie się na zakończenie oktawy Bożego Ciała nie wystarcza :D)
-
Jak to sztachanie się na oktawę?
Na pewno da się zrobić miętowke ja nie mam przepisu, ale moze wygoogluj.
z mojej strony polecę wm o ile nie znacie jarmuż. Znaczy mi nie smakował za bardzo, ale synowie znajomej i m. Się zajadali.
ROzdzielamy listki jarmuża. Polewamy je oliwą i solą i wsadzamy do piekarnika by się przypiekły. Trzeba pilnowac by sie nie spaliły. Wychodzą z tego chipsy jarmużowe :] zdrowa przekąska.
Sorki za brak interpunkcji i pol.znakow ale pisze z tableta.
-
Na zakończenie oktawy przynosi się wianki do poświęcenia (myślałam, że to dość znany zwyczaj <mysli>). Uplata się je z koniczyny, ziół wszelakich i mięty, najczęściej właściwie. Kiedy potem kilkaset takich dzieł znajdzie się w pomieszczeniu zamkniętym, no niechby nawet drzwi zostały otwarte, to można się naprawdę odurzyć. Lubię ten dzień:-)
Poczekam, może ktoś zna przepis. Za to wygooglowałam sobie co to jest jarmuż, więc może i to kiedyś wypróbuję. ;D
-
Jean, pytałam mojej znajomej, która specjalizuje się w nalewkach ("słynna" kawówka ;D), nie robiła jeszcze miętówki, ale jej zdaniem używa się raczej świeżej miety i chyba powinno się dodać syropu z cytryny albo pigwy. Bardzo dobrze łączy się z miętą dodając swoistego posmaku.
Za to robiła nalewkę z "lodowych" miętowych cukierków.
-
To można prosić o tę z lodowych miętowych cukierków? Przepis znaczy? Czy już była i mam poszukać sobie, przeszukując poprzednie posty? :)
-
Moja żona swego czasu dostała "fazy" na nalewki i narobiła ich całe mnóstwo dosłownie ze wszystkiego. Ale miętówki to chyba nie.... a zresztą spytam.
-
Zapytaj proszę :) Mnie chodzi też o to, czy to w ogóle nadawałoby się do picia, czy miałoby jakiś smak. Może mięta nadaje się na herbatę, jako dodatek do wody, ale w połączeniu ze spirytusem będzie nie do strawienia <mysli>
-
Nie no przecież w lekach często jest mięta a to łączy się ze spirytusem... Są też krople miętowe na żołądek to też ze spirytusem.
Ale serio tego obrzędu po Bożym Ciele z miętą to nie znam. :)
Tu znalazłam taki przepis np.
http://julaimamarazemwkuchni.blogspot.com/2014/06/nalewka-mietowa.html (http://julaimamarazemwkuchni.blogspot.com/2014/06/nalewka-mietowa.html)
lub
http://gotowanieipieczenieiloveit.blogspot.com/2013/09/nalewka-mietowa.html (http://gotowanieipieczenieiloveit.blogspot.com/2013/09/nalewka-mietowa.html)
I widzę, że raczej ze świeżych liści robią.
Może coś Ci Jean pomoże, ale ta z cukierków tez może być dobra. ;D
-
Ale serio tego obrzędu po Bożym Ciele z miętą to nie znam.
Naprawdę? Nie chodzi o samą miętę a o wianki, które między innymi z mięty uplata. Przejrzałam w necie - o tradycji takiej donoszą media regionalne z niemal każdej części Polski <mysli>
http://www.jasnagora.com/multimedia/news_audio_nowe/15021.mp3 (http://www.jasnagora.com/multimedia/news_audio_nowe/15021.mp3)
Między innymi (jest poświecenie wianków z ziół).
A za linki odnośnie nalewki miętowej bardzo dziękuję <serduszko> Wiem, że w lekach się łączy miętę ze spirytusem...no ale ja na przykład kropli miętowych nie mogłabym zażywać dla przyjemności. Zatykają. Kiedyś dawałam sobie na cukier, dzisiaj rozcieńczam z odrobiną wody. Stąd moje rozważania na ten temat ;D
-
Jakoś w Radomsku się z tym nie spotkałam...
Ludzie za to zrywają liście które przyozdabiają ołtarze. Zawsze się zastanawiałam czemu.
Zioła u nas się 15 sierpnia święci
Może jestem słabym obserwatorem albo po prostu moja rodzinka nigdy "nie bawiła" się w takie rzeczy.
Ewentualnie po prostu może w Radomsku jako mieście ten zwyczaj umarł? Trudno mi powiedzieć. Dopytam mamy lub cioci. :P
Też bym nie wypiła kropli miętowych dla przyjemności :D Za mocne, ale lubię.
Pewnie nalewka też będzie mocna, bo mięta sama w sobie trochę wzmacnia wszystko.
-
Nie wiem jaki ma smak "czysta" nalewka mietowa, ale wydaje mi się, że chyba to trunek dla odważnych. Moja "specjalistka" mówiła, że jej "lodowo-miętowa" smakowała nielicznym i to raczej meskiej części (podobno zbyt "gryząca"), no to z samej mięty musi być tylko dla koneserów takiego smaku :D
Bardziej smakuje nalewka z "normalnych" mietusów. Przepis jest taki sam, prosty jak drut.
2 paczki cukierków ropuszczamy w 1 litrze ciepłej wody. Jak wystygnie dodać do spirytusu (nie odwrotnie). I niech sobie troche nalewka poleżakuje.
Ot i cała filozofia ;D
-
A ile tego spirytusu? :D Też litr?
-
Zwalam na moją niesprawność umysłową w trakcie choroby <smiech>
Oczywiście 1 litr spirytusu.