Wreszcie udało mi się zebrać "twórczo" i napisać parę słów o "sławnym"
?Winie truskawkowym? (z dedykacją dla Jean, której obiecałam zrobić to już sto lat temu

).
Obraz w reż. Dariusza Jabłońskiego (oparty na ?Opowieściach galicyjskich? Andrzeja Stasiuka) należy do specyficznego gatunku filmu. Przedstawiona w nim rzeczywistość miesza się ze światem mitów, legend, czy zabobonów, ale w taki sposób, że pojawienie się elementów owego świata nie wywołuje zdziwienia drugiej strony. Nazywa się to realizmem magicznym. Miałam już z nim do czynienia czytając m.in. książkę jednej z moich ulubionych pisarek Isabel Allende ?Dom dusz?, czy ?Suma naszych dni?. Z oglądanych przeze mnie filmów opartych na tejże konwencji przychodzi mi na myśl ?Jasminum?.
Wróćmy do ?Wina??.
Mamy więc świat realny, umiejscowiony w Żłobiskach, w małej bieskidzkiej wiosce, gdzie zazębiają się elementy życia różnych nacji: polskiej, słowackiej, ukraińskiej. Do realności zaliczyć możemy zapadłość tej popegeerowskiej mieściny: ludzie (przede wszystkim mężczyźni, którzy w tym filmie stanowią plan główny) chwytają się różnych dorywczych prac, często nielegalnych (kradzież drzewa z lasu), przesiadują w jedynym rozrywkowym miejscu wsi, czyli w knajpie i umilają sobie upływający czas popijaniem taniego wina truskawkowego oraz zachwycają się wdziękami miejscowej piękności o imieniu Lubica, czy też oglądają wypożyczone w Dukli (niedalekim miasteczku) filmy erotyczne. Miejsce, gdzie czas płynie wolno i spokojnie, gdzie - jak mówi jeden z bohaterów -
?wrony zawracają?, gdzie policjant jeździ na patrole zdezelowanym rowerem, gdzie w całej wiosce są tylko trzy telefony (na komisariacie, u proboszcza i niedziałający u sołtysa), gdzie raczej nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się znaleźć choć na jeden dzień, a co dopiero osiąść na stałe.
Jednak zjawia się tu taki właśnie desperat, policjant z wielkiego miasta i to zjawia się na własne życzenie. Andrzej w tej zapadłej dziurze chce bowiem ukoić serce po stracie ukochanej córki. Jest to człowiek trzeźwo patrzący na świat,
?niewierzący w Boga, a przynajmniej nie za bardzo?, skrupulatnie dbający o przestrzeganie prawa. Wraz z nim w Żłobiskach pojawia się ?to coś?, coś, co daje się wyczuć w powietrzu, coś nieodgadnionego, coś magicznego. Miejscowi już to wiedzą, widz zresztą też, bo oto nagle słychać melancholijną ukraińską pieśń o miłości i śmierci, nad wioską przelatuje kruk, na niebie pojawia się samolot niczym srebrzący się w słońcu krzyż, a z gór zaczyna schodzić mgła. Dla widza zjawiska te nie mają wcale wymiaru kiczu, ponieważ reżyser świetnie je w obraz wkomponował. Oglądając film ma się wrażenie, że mieszkańcy (nawet ksiądz) w sposób naturalny owe znaki przyjmują. One ich nie dziwią, one tylko informują, że coś się stanie. I staje się.
Biorąc pod uwagę to, co wyżej napisałam o miejscowych ludziach, można by posądzić ich o prostactwo, prymitywność. Nic bardziej mylnego. To targane różnymi emocjami jednostki, to ?honorowe chłopy?, to ludzie, którym ich własna filozofia życiowa pomaga przetrwać burze, tragedie, to dobrzy obserwatorzy i niejeden z nich przerósłby swą mądrością paru miastowych ?inteligentów?

.
- Najważniejsze, żeby bydlątko się nie bało, zła robota ? kiepskie mięso, śmierdzi strachem ? mówi Kościejny (w tej roli świetny
Marian Dziędziel), oprawiający sarnę.
- Jak nie myślę, to wierzę, ale jak zaczynam myśleć, to nie wiem ? odpowiada Lewandowski (czyli
Lech Łotocki, kolejna bardzo dobra kreacja) na pytanie o istnienie nieba.
Nawet miejscowy ?głupek? ma swoją filozofię:
to są rzeczy niepojęte i muszą takie być. Bo jakby było inaczej, to by ich w ogóle nie było ? wyjaśnia Jasiek (
Maciej Stuhr niezwykle przekonujący w tej roli).
Andrzej (świetny czeski aktor
Jiri Machacek) zaczyna powoli wsiąkać w nowy, jakże obcy do tej pory świat. Ten wiejski mistycyzm udziela się także jemu. Mam wrażenie, że jakieś znaczenie ma tu wypicie przez niego niemal całej butelki wina truskawkowego. Ale przecież te nieziemskie sprawy odczuwa on wtedy, gdy jest trzeźwy. Może trunek również jest elementem owej magii?

Realizm magiczny ?Wina?? wpleciony jest w dość oklepany schemat fabularny (mamy tu zbrodnię, a nawet dwie, mamy miłość, zazdrość i zdradę, mamy winę i karę), ale to nie ona tu jest najważniejsza, a po mistrzowsku budowany klimat. Jego dopełnieniem są zapierające dech w piersiach zdjęcia ukazujące piękno bieszczadzkich krajobrazów (jak na przykład śliczna sceneria miłosnych uniesień Andrzeja i Lubicy -
Zuzanna Fialova, aktorka słowacka - ukazanych w sposób bardzo delikatny)

, przejmująca jak zwykle u Michała Lorenca muzyka

oraz lekki, subtelny humor (jak chociażby wieczór wigilijny u Lewandowskiego: światło gaśnie, palą się świece, na stole butelki po wypitym winie truskawkowym, czterech facetów siedzi przy choince i nostalgicznym głosem śpiewa?
?siedem dziewcząt z Albatronsa, Tyś jedyna??, prąd znów się włącza, nastrój pryska, a Lewandowski stwierdza
?Cholera, było prawie jak na pasterce? 
).
Podsumowaniem niech będzie wypowiedź samego Andrzeja Stasiuka, autora literackiego pierwowzoru ?Wina truskawkowego?
?Opowieść o miłości, śmierci i pokutującym duchu została rozświetlona jakimś nieco nieziemskim blaskiem, cudownym blaskiem kina, który przypomina jednak jasność nadprzyrodzoną. Chyba udało się pokazać to, co niewidzialne.?źródło: Monika Piętas. Kultura i styl. TVN24
Trudno mi określić, czy film jest wart polecenia, czy wręcz przeciwnie. Jak już wspomniałam na samym wstępie, jest on dość nietypowy. Przemówić może jedynie do tych, którzy lubią tego typu obrazy. Może do miłośników Tima Burtona, który także w swoich obrazach nawiązuje do realizmu magicznego? W każdym bądź razie mnie się podobał, wywarł bardzo dobre wrażenie
