A którą wersję? Z którego roku?
Obejrzałam bodajże ostatnią wersję, sprzed dwóch lat. Rok produkcji 2011.
W rolach głównych Mia Wasikowska i Michael Fassbender. Jako pani Fairfax - Judi Dench <3 .
Uważam, że dobry wybór aktorów. Uroda Mii jest taka oryginalna i nadaje postaci wyjątkowości.
Może i na miniserial się skuszę, bo tam jest na pewno więcej wątków rozwiniętych, przedstawionych głębiej. Film trwa bodajże półtorej godziny, więc niektóre wątki czułam są trochę szybko pokazane, chociaż i tak jest to zrobione w zmyślny sposób. Podobało mi się.
idealnie ukazany klimat chłodnej Anglii, mrocznej, owianej tajemnicą posiadłości,
Tu też pięknie pokazano chłodną Anglię, tajemnicze wrzosowiska, zmierzch, burze, mgły... Oj jak ja to uwielbiam.

Poza tym czuć od filmu typowo angielską aurę.
Może trochę zboczę z tematu, ale El jak lubisz angielskie klimaty to polecam serial kryminalny Broadchurch. On ma tylko 8 odcinków. W nich zamyka się cała sprawa a jest sensownie zrobiony. Może by Ci się spodobał.
Dzięki za polecone filmy na pewno do nich sięgnę. Zwłaszcza Firelight mnie zaintrygował.
Co do Igrzysk...
Z tego co pamiętam to ostatnia scena należała już bardziej do drugiej części książki, bo w pierwszej części zakończenie jest trochę inne.
O widzisz Fiołku dzięki za wyjaśnienie. Bo właśnie tak to zakończenie nie pasuje.
Czyli dobre miałam przeczucie, że kolejne części będą. Książka ma 3 tomy tak?
Dokładnie, chory system. Podział na dystrykty (lepsze lub gorsze) i absolutne podporządkowanie władzy. Równi i równiejsi.
Taaa..., ale czy nasz świat jest inny? Oglądając film momentami miałam wrażenie, że to wcale nie jest fikcja. Nie zdziwię się jak w końcu ktoś np. wpadnie na kretyński pomysł zrobienia show na podobnych zasadach.
Ludzie od zawsze potrzebowali chleba i igrzysk i władze, systemy, media bardzo dobrze to wykorzystują.
Dzisiaj za to obejrzałam
"Pewnego razu na Dzikim Zachodzie".
Nie wiem co faceci widzą w westernach, ale trzeba przyznać, że każdy z nich jako film jest robiony perfekcyjnie. No a taka klasyka jak Pewnego razu... to już w ogóle.

Świetne aktorsko, świetne scenariuszowo, świetne zdjęciowo i muzycznie. Chociaż irytująca melodyjka harmonijkowa symbolizująca "oddech śmierci" mnie wykańczała.
Bardzo podobało mi się pokazanie takiego prawdziwego mężczyzny. Zwłaszcza w ostatnich scenach, gdy jeden z bohaterów mimo ran przy kobiecie trzyma fason, goli się niby wszystko ok a na łzy z bólu pozwala sobie dopiero po odjechaniu od damy, na uboczu, tuż przed śmiercią.
Nie no sprytnie wymyślona i poprowadzona historia. Kto jeszcze nie widział, na pewno warto.
Tylko ostrzegam to western, film stary, więc tam jest inne pojęcie szybkości akcji
