Może ktoś się wczoraj skusił na obejrzenie
Boiska bezdomnych?
Ja obejrzałam po raz drugi i tym razem film podobał mi się bardziej. Skupiłam się i nic nie mogło mnie oderwać od ekranu, przeżyłam każdą scenę i wchłonęłam tę historię całą sobą. Po prostu uczta dla serca, lekkie zamieszanie w głowie, emocje przede wszystkim.

Bohaterem, na którym wszystko się opiera, bez którego historia nie zaczęła by się, jest Jacek Mróz. Były piłkarz reprezentacji polskiej piłki nożnej, który po kontuzji kolana w wieku 17 lat, traci nadzieję na dalszą karierę.
Po tym kopniaku od losu, Jacek spada na samo dno. Mimo tego, że ma kochającą żonę Ewę i córeczkę Amelię, nie potrafi żyć z nimi i dla nich. Wpada w sidła alkoholizmu, wódka niszczy wszystko- traci pracę, szacunek i przede wszystkim rodzinę. W końcu ląduje na Dworcu Centralnym.
Tam okazuje się, że bezdomnym nie musi być zapijaczony i niezdolny do niczego wrak człowieka. Każdy z tych przedstawionych w filmie, ma oryginalną historię, własny powód, dla którego się tu znalazł oraz umiejętności, czasem nawet talent. Oni są jacyś, mają charakter. Ich problemy i ułomności czynią z nich silniejszych od zwykłych ludzi. Każdemu z nich potrzeba po prostu bodźca, pewnej motywacji i wsparcia.
W drużynie mamy m. in. Indora, który był marynarzem, Nitra- (niedoszłego) ukraińskiego kosmonautę, Ministra, który nie rozstaje się ze swoją teczką, Księdza- alkoholika, a także Górnika.
Wszyscy stworzyli nie tylko drużynę, ale przede wszystkim namiastkę rodziny, przyjacielskie grono. Razem przeżywają sukces, ale i porażki. Razem cierpią, gdy umiera Staszek.
Zdawałoby się- jednostki nieprzydatne, słabe, a jednak, to oni tworzą reprezentację polskich bezdomnych i jadą na Mistrzostwa Świata Bezdomnych w piłce nożnej. Czy sięgną po puchar...?
Wydaje mi się, że żaden puchar nie przedstawi, jak wielkie zwycięstwo każdy z nich odniósł. Ale może obejrzyjcie i oceńcie to sami. Naprawdę warto, piękna, choć trudna historia.

Wielu ludzi uważa rolę Jacka za najlepszą kreację Dorocina. Nie jest moją ulubioną, to na pewno. Nie umiem jasno określić, gdzie gra Marcina najbardziej mi się podobała.

Jednak ukłon i podziękowania mu się należą.

Nawet moja siostra, która jest bardzo sceptycznie do niego nastawiona, stwierdziła, że "Jejku, ten Dorociński to jednak naprawdę dobry aktor.".

Krzyk, płacz, beztroski śmiech... Wachlarz emocji, a każda zagrana z wielkim zaangażowaniem i co najważniejsze, wiarygodnie i tak, że patrzyłam z otwartą buźką.

To nie jest ładna, a tym bardziej prosta rola. Marcin gra brudnego i wyniszczonego człowieka, od którego ludzie uciekają.
Jednak poradził sobie, było mi-strzo-wsko!