"Podać rękę diabłu" (symboliczna scena, gdy generał Dallaire podaje rękę członkowi Hutu, który mówi "jak spotkam go -amerykańskiego generała nie widział na oczy - to go zabiję") - mocny film. Co innego "tylko" słyszeć o dramacie w Rwandzie, a co innego zobaczyć na własne oczy. Co prawda jedynie w filmowych scenach, ale obraz oparty był na wspomnieniach autentycznej postaci - generała, szefa misji pokojowej. To samo można odnieść do samego generała. "Nikt mi nie powiedział, że tu jest tak pięknie" - mówi zachwycając się krajobrazem, tuż po przybyciu do Rwandy. Pod koniec filmu, ten twardy, odważny żołnierz płacze widząc rozkładające się trupy ludzi, leżące w wodzie, schowane pod mostkiem, po którym właśnie przechodził.
Znamienne słowa generała "Obozy koncentracyjne - to ludobójstwo, a jak sąsiedzi obcinają głowy, ręce, nogi sąsiadom to nie jest ludobójstwo?" (cytat nie całkiem dosłowny, ale sens taki jak trzeba). Dramat dwóch plemion, które mieszkają w jednym państwie, żyją obok siebie i czują do siebie wrogość (zwłaszcza Hutu mają w tym względzie bardzo radykalne poglądy) i w to wszystko włącza się ktoś trzeci, tzw. cywilizowany Zachód ze swoimi bezsensownymi decyzjami (Francja dostarcza broń Tutsi tuż po zawarciu pokoju międzyplemiennego, "bo przecież była zamówiona w trakcie wojny", co stało się punktem zapalnym rzezi Hutu nad Tutsi) i rozkazami (nie wpuszczać nikogo na teren misji, nawet uciekających przed rzezią cywilów).
Dużo mówiąca postać pani premier Agathy (nie pamiętam nazwiska) - do końca wierząca, że obecność misji pokojowej ochroni ją, jej rodzinę, jej lud przez ekstremistami Hutu. Nawet słysząc ich wrzaski w ogrodzie niemal z serdecznym uśmiechem na twarzy dziękuję Dallaire za opiekę, za pomoc. Scena później... straszne.
Ten film to także bardzo dobre studium człowieka ogarniętego bezsilnością, tracącego wiarę w człowieczeństwo.