O ludzie! Znów Adamczyk? A Karolaka czasami tam nie było?
"Wielbicielka"Fabuła - nic odkrywczego: szkolny (college) mistrz sportów pływackich spędza noc z dziewczyną, cierpiącą na zaburzenia emocjonalne. Są konsekwencje, ale nie takie o jakich zapewne większość myśli (to thriller). Jednak film trzyma w napięciu. Poza tym mamy tu potwierdzenie kilku życiowych prawd i choćby ku przestrodze młodym ludziom polecałabym tę produkcję:
Po pierwsze - "Mój ojciec zdradzał matkę. Bardzo cierpiała z tego powodu. Obiecałem sobie, że nigdy nie zrobię czegoś takiego dziewczynie, którą pokocham". Ha! Nigdy nie mów nigdy, bo jak w piękny, poetycki sposób powiedziała Szymborska - "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono".
Po drugie - "Jak już raz byłem winny, to winny będę zawsze?!". Tu akurat nie o zdradę chodziło. A wątek ukazuje, że ludzie się jednak zmieniają. A pozory mylą.
Całość przypomina trochę "Fatalne zauroczenie", tylko w wersji dla młodzieży.
Na plus ładne kadry "basenowe" w błękitnej tonacji.
Była sobie dziewczynaTym razem film obyczajowy. Również skierowany raczej do młodych ludzi: historia dziewczyny, która porzuca marzenia o studiach na Oxfordzie, by uczyć się życia u boku starszego, doświadczonego mężczyzny. Oryginalny tytuł brzmi "An Education" i ma podwójne znaczenie. Widzimy jak wygląda ta "nauka życia", jakie są oczekiwania dziewczyny pod tym względem, czy rzeczywistość spełni je, co na to rodzice, którzy całe swoje życie podporządkowali temu, aby córka zdobyła wyższe wykształcenie. Druga strona medalu - zdobywanie wiedzy. W efekcie mamy konfrontacje obu edukacji. Która z nich ważniejsza? Odpowiedź wcale nie taka oczywiste, bowiem trzeba mieć na względzie czasy, w których akcja się rozgrywa. To lata sześćdziesiąte - z jednej strony podporządkowanie się normom zwyczajowym, czyli kobieta ma być atrakcyjnym dodatkiem dla mężczyzny (kura domowa i ozdoba przyjęć - tak a propo gender
), z drugiej strony buntowanie się przeciw temu, coraz bardziej widoczna chęć bycia równorzędnym partnerem we wszystkich dziedzinach życia (a wiedza będzie tu podstawą).
Film stonowany, nieśpieszny, ale jednak z przyjemnością się go ogląda z kilku powodów: naturalna kreacja aktorki grającej główną bohaterkę (Carey Mulligan - dziewczyna ma talent, bo znam kilka jej bardzo dobrze zagranych ról, m.in. jako Kathy w "Nie opuszczaj mnie", o którym to filmie wspominałam kiedyś w tym temacie i jako Daisy w "Wielkim Gatsby"), sama postać Jenny, jej psychologiczny portret, zaś nad nią samą "krążący" duch Audrey Hepburn (styl bohaterki), Londyn i Paryż z klimatem lat sześćdziesiątych (moda, gadżety, auta, aranżacje lokali), no i oczywiście wpadający w mój muzyczny gust soundtrack, w którym nie zabrałko Brendy Lee, Raya Charlesa, czy bardziej współczesnej uwielbianej przeze mnie Melody Gardot.
Tu trailer...
... a tu jeden z utworów z tego filmu - Melody Gardot.
Kto szuka spokojnej, lekkiej, ale dobrej rozrywki, wcale nie w duchu komedii romantycznej to szczerze polecam