Autor Wątek: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich  (Przeczytany 8550 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Justek

  • Moderator Globalny
  • *****
  • Wiadomości: 2302
  • Płeć: Kobieta
  • we are only the sun
  • Wyróżnienia:
Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« dnia: Październik 26, 2012, 19:05:12 »
Postanowiłam taki oto temat założyć... ;) Jak nie będzie zainteresowania to scalę z innym, ale może jednak ktoś się pokusi o parę zdań, chociażby krytycznych.

Ponoć zabijają wyobraźnię odbiorcy, często zmieniają sens przedstawionej historii, są zbrodnią ludzkości, bo są coraz częstszym zamiennikiem lektur. Wielokrotnie spotykam się z tym zwłaszcza w szkole, gdzie uczniowie zamiast czytać lektury- sięgają po ich ekranizacja, uznając to za bardziej przystępny sposób zapoznania się z fabułą. A Wy, co sądzicie na ich temat? Lubicie je, czy może wręcz przeciwnie? Zdarzyło Wam się kiedyś zastąpić książkę filmem, bądź ekranizację uznać za twór bardziej udany niż powieść?

Ja przyznam szczerze, że chętnie sięgam po ekranizacje różnych powieści, wiadomo, czasem nieświadomie, ale świadomie też. Nawet lektur szkolnych. Przykładem może tutaj być np. "Quo vadis", do którego- w wersji książkowej oczywiście- podchodziłam dwukrotnie. Za pierwszym razem poległam bardzo szybko, bowiem twórczość Sienkiewicza to dla mnie męka niepojęta. Natomiast za drugim razem pierw obejrzałam film, a później zabrałam się za czytanie. Nieporównywalne doznania :) W końcu udało mi się wejść w fabułę, uporządkować fakty. Nie wiem jakie były wcześniejsze ekranizacje, bo ja sięgnęłam po tę z 2001 roku, w roli Marka Winicjusza Paweł Deląg, Nerona zaś zagrał Michał Bajor. Ale pojawiła się tam też np. doskonała Danuta Stenka jako Pomponia Grecyna. Bardzo udana produkcja, popłakałam się i nadal mam łzy w oczach, na samo wspomnienie sceny z chrześcijanami rzuconymi na pożarcie lwom...ich wspólna modlitwa, wydarte jednej z kobiet niemowlę. Wydaje mi się, że książka nie oddaje aż takich emocji.

Natomiast ostatnio miałam okazję na lekcji obejrzeć ekranizację "Dziadów" Mickiewicza, czyli film zatytułowany "Lawa". Jest to zbitek fragmentów wszystkich części utworu, więc bez znajomości lektury trudno jest moim zdaniem połapać się w tym wszystkim. Natomiast jak się jest zaraz po przeczytaniu i dokładnym przeanalizowaniu dzieła to film może zwyczajnie...nudzić. Tak jak to było w moim przypadku. Jedyny plus jaki dostrzegałam w tym wszystkim to bardzo klimatyczna muzyka i ogólny smutek, mrok, przejawiający się w każdej ze scen.

Z lektur szkolnych uwielbiam również ekranizację "Pana Tadeusza". Co prawda nigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby zastąpić oglądanie czytaniem, bo akurat "Pan Tadeusz" jest dla mnie piękny w obu wersjach. Niemniej jednak jak ktoś woli oglądać albo lubi w ten sposób sobie utrwalać zdarzenia z książki: bardzo polecam. Sama niedługo mam (po raz drugi już) do przeczytania "Pana Tadeusza", więc z pewnością ponownie spotkam się z tym filmem.

Spoza szkolnych lektur zaś to najbardziej w pamięci zapisał mi się film "Pod słońcem Toskanii", który powstał na podstawie autobiograficznej książki Frances Mayes o takim samym tytule. Ze mną jest chyba coś kompletnie nie tak, bo o ile film kocham i oglądałam go już ze sto razy, tak książkę odłożyłam na półkę po kilkunastu stronach. Kompletnie nie przypadła mi do gustu... <placze> Diane Lane w tym filmie była niesamowita, a widoki bajeczne, nie potrafiłam więc odnaleźć się w książkowej wersji, nic mi tam do siebie nie pasowało. Kiedyś na pewno jednak wrócę, może z czasem moje nastawienie się zmieni, bo aż wierzyć się nie chce, że tak doskonały film może powstać na podstawie książki, która jest kiepska.

Offline Jean

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2669
  • Płeć: Kobieta
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #1 dnia: Październik 26, 2012, 19:38:41 »
Nie wiem co ekranizacje zabijają a czego nie. Wiem tylko, od zawsze, że książki okazują się dużo lepsze. Z drugiej strony chyba wolę kierunek ekranizacja - książka niż odwrotnie. "Potop" najpierw obejrzałam i czytając widziałam wszystko tak jak przedstawił to reżyser, łącznie z Kmicicem Olbrychskim. "Ogniem i  mieczem" najpierw przeczytałam, potem próbowałam obejrzeć...masakra, wszystko nie tak. Ta chałupa wyglądała inaczej, stała gdzie indziej, oni ci czy tamci wyglądali inaczej. Kierunek: książka -  ekranizacja utrzymałam potem tylko jeden raz - przy powieści Larssona. Czasami po prostu wolę pozostać przy książkach...
Muszę jeszcze raz temat przemyśleć, w końcu sporo już w tym życiu ekranizacji było. Dużo takich, kiedy oglądając nie wiedziałam, że jest jakaś książka   :o

Offline Justek

  • Moderator Globalny
  • *****
  • Wiadomości: 2302
  • Płeć: Kobieta
  • we are only the sun
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #2 dnia: Październik 26, 2012, 19:54:54 »
Masz rację, Jean. Czytanie książki po wcześniejszym obejrzeniu filmu jest często lepszym rozwiązaniem, szczególnie w przypadku lektur szkolnych właśnie. Powód? Właśnie taki jak wskazałaś: to, co czytasz jesteś w stanie odnieść do konkretnych, znanych Ci już obrazów. Szczególnie przydatne w przypadku bohaterów, którzy podczas czytania przybierają postać danego aktora, którego możesz sobie potem do woli wyobrażać w danych momentach. Ja pomimo wyjątkowo bujnej wyobraźni czasem naprawdę nie jestem w stanie "udźwignąć" tych wszystkich opisów, zwłaszcza jak akcja osadzona jest w niekoniecznie bliskich mi czasach...wtedy dramat po prostu.

Offline Jean

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2669
  • Płeć: Kobieta
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #3 dnia: Październik 27, 2012, 08:41:20 »
Ludzie się często skarżą na Sienkiewicza - że niezrozumiałym językiem pisze, że opisy za długie, że to że tamto. Ok, przecież nie wszyscy lubią takie same książki, taki sam sposób narracji itd.

Ale ostatnio trafiłam na książkę bardzo współczesnego pisarza - między innymi napisał książkę, na podstawie której nakręcono "Kolekcjonera kości" - gdzie opisy ciągnęły się przez pierwsze 130 stron  powieści. I naprawdę, żeby kończyło się to na opisie miejsca, w którym bohaterowie przebywali to byłaby bajka. Wydaje mi się, że do zrozumienia niektórych musiałabym chyba zrobić doktorat z fizyki. No ale, tutaj nikt mnie nie zmuszał (a i tak przerwałam czytanie kilkanaście stron później)  a Sienkiewicz to lektury.

Przypomniałam sobie jeszcze, że "Lawę" oglądałam po przeczytaniu "Dziadów". Ale, po pierwsze, i książka i film były dla mnie abstrakcjami więc nic mi nie przeszkadzało i nie przyszło mi do głowy szukanie ciągów logicznych w fabule. Po drugie, to była ekstra wycieczka do domu kultury po drugiej stronie miasta ;D

Nie ma nic przeciwko wcześniejszym oglądaniu i późniejszym czytaniu, żeby tylko przeczytać. Książka, po uprzednim obejrzeniu ekranizacji, raczej rzadko zawodzi a często potrafi pozytywnie zaskoczyć. Może się okazać, że jest tam dużo fajniejszych rzeczy niż w filmie, bo w filmie zostały pominięte na przykład.

Natomiast kiedy czytasz a potem oglądasz to nie dość, że wizja reżyserska nie zgadza się z Twoją, to jeszcze coś trafia jak Ci setki wątków pomijają. 

A tak w ogóle, to potrafi ktoś, takim prostym językiem, na chłopski rozum, wytłumaczyć różnicę między adaptacją a ekranizacją?

Offline Justek

  • Moderator Globalny
  • *****
  • Wiadomości: 2302
  • Płeć: Kobieta
  • we are only the sun
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #4 dnia: Październik 27, 2012, 10:24:00 »
Ja "Lawę" oglądałam w szkole, na lekcjach, w obecności polonistki, która co chwilę mówiła: a tę scenę pamiętacie? A kojarzycie skąd to jest? A to poznajecie? ::) I okazało się, że reżyser umieścił tam tyle symboli, że non stop musiałabym się ich wyszukiwać. Dlatego przyznam szczerze, że już na trzeciej godzinie, gdy nauczycielka na chwilę wyszła, przewinęliśmy film o jakieś 20 minut... :D I nadal wiem, o co w nim i w całych "Dziadach" chodziło!

A tak w ogóle, to potrafi ktoś, takim prostym językiem, na chłopski rozum, wytłumaczyć różnicę między adaptacją a ekranizacją?
Różnica pomiędzy tymi słowami jest stosunkowo niewielka, dlatego często stosuje się je wymiennie, ale ostatnio doczytałam, że to wielki błąd :D Bowiem ekranizacja jest wierniejszym niż adaptacja "przeniesieniem na ekran". Stąd adaptacjami często nazywamy filmy "oparte na historii" albo "inspirowane książkami autorstwa". Ekranizację zaś tworzy się możliwie jak najwierniej przekazując fabułę, losy i kreacje bohaterów. Adaptacja może wykraczać poza fabułę i przyjęty sens historii.

I w tym rozumieniu "Lawa" jest adaptacją, gdyż Konwicki prócz elementów fabuły mickiewiczowskich "Dziadów" wplątał tam też wątki związane z XX-wieczną historią Polski m.in. obraz Katynia, bowiem chciał, aby we filmie doszukiwano się związków z sytuacją Polski po II wojnie światowej.
Przynajmniej ja tak myślę... :D

Offline El

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1261
  • Płeć: Kobieta
  • zagubiona w czasie...
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #5 dnia: Październik 27, 2012, 11:29:42 »
Ponoć zabijają wyobraźnię odbiorcy, często zmieniają sens przedstawionej historii, są zbrodnią ludzkości, bo są coraz częstszym zamiennikiem lektur.
E tam, niektórzy takich filmów nie oglądają a wyobraźni za grosz nie mają <szczerzy_sie>

Widz oglądający ekranizację, czy adaptację zazwyczaj wyobraźnię ma już rozwiniętą. Za "stary" jest na jej rozwijanie, a często, gęsto ma większą niż sam pisarz. Dla dorosłego ważniejszy raczej będzie aspekt "wiedzowy" (np. fakty związane z szeroko pojętą historią: wydarzenia, kultura, klimat, itp), artystyczny (jak film jest zrobiony), czy też po prostu rozrywkowy (dobrze spędzony czas). A wyobraźnię po obejrzeniu filmu też można rozwijać (niektórzy pamiętają z dzieciństwa zabawy w Indian, jeszcze powieści Karola Maya nie czytali, ale ekranizacje oglądali - i wcale to nie było całkowite naśladownictwo).
Dalej ekranizacja, czy adaptacja nigdy nie jest wiernym odtworzeniem książki. Ekranizacja może nawet dotyczyć tylko kilku jej wątków, adaptacja zaś będzie nawet ich przeinaczeniem, jakąś powiedzmy wariacją. A to, że uczniowie stosują je jako koło ratunkowe swojego lenistwa, to nie wina istnienia takich filmów. Raczej wątpię, żeby nauczyciel polskiego zalecał zamiast czytania oglądanie.

Jeśli chodzi o mnie uwielbiam ekranizację, zwłaszcza powieści opowiadających czasy dalekiej przeszłości i te bliższej. I wolałabym zachować taka kolejność jak podają dziewczyny: film - książka. Z tych przyczyn, o których wspominacie. Wyszukiwanie "usterek" w fabule psułoby mi odbiór, skupiałabym się na czekaniu na ulubioną scenę i denerwowała się, że jej na przykład nie ma. Późniejsze przeczytanie książki łączyłoby się z nowymi rzeczami, co z kolei mogłoby wpłynąć na inne spojrzenie na jakiś tam wątek. Wcześniej obejrzana ekranizacja mogłaby być po części zwiastunem książki, jej reklamą.

Moje ulubione filmy z omawianego gatunku? Jest ich masa i tak na gorąco trudno mi wybrać. No ale skoro wspomniałyście Sienkiewicza to faktycznie całą trylogię mogę oglądać po kilka razy, nie znudzi mi się pan Michał w wersji Tadeusza Łomnickiego (Zamachowski jest ok, ale tego pierwszego raczej nie przebije), kocham Olbrychskiego i w roli Azji, i w roli Kmicica, a takiego Zagłobę (tego z pierwszej wersji, czyli Mieczysław Pawlikowski, i tego z drugiej, czyli Kazimierz Wichniarz) to już chciałabym nawet w rodzinie mieć <szczerzy_sie>.

Świetną adaptacją, jak dla mnie, jest film "Niebezpieczne związki" na podstawie"listowej" powieści  Choderlos de Laclos. Gra aktorska Glen Close,  John Malkovich i Michelle Pfeiffer na wysokim poziomie. Do dziś, po kilkukrotnym obejrzeniu, ciarki mnie przechodzą na wspomnienie sceny, gdy Valmont zrywa z panią de Tourvel i to jego "to silniejsze ode mnie", podobnie przy końcowej scenie upadku, publicznie "wybuczanej", wygwizdanej markizy de Merteuil. Jak to mówią cud, miód i orzeszki.

A jeszcze przypomniała mi się adaptacja kolejnej lektury. Tę zawsze oglądam, gdy widzę zapowiedź w programie TV. Chodzi o "Nad Niemnem". Uważam, że wcale nieźle przedstawiono w niej najważniejsze wątki powieści Orzeszkowej: wątek patriotyczny, wątek sporu sąsiedzkiego, wątek miłosny Justyny i Jana. Pięknie ukazany krajobraz (który w powieści jest tak nie lubiany za rozwlekłe opisy). Aktorzy i ci starsi, doświadczeni, i ci młodsi, mało znani stanęli na wysokości zadania.

No i wspomnę o dwóch z ostatnich adaptacji, którymi się zachwycam . Pierwsza to miniserial brytyjski "North & South" Elizabeth Gaskell (moja miłość do niego objawiła się nawet odpowiednim forumowym "ubrankiem" <jezyk>). Druga to "Gra o tron" George'a R. R. Martina. Dwie fenomenalne, różniące się wszystkim, oprócz poziomu gry aktorskiej (w obu przypadkach wysoki). Inny klimat, inne czasy (w Grze całkowicie wymyślone), inna muzyka.

Jak mi się jeszcze coś przypomni to coś dorzucę.

Na koniec deklaracja: jestem jak najbardziej za ekranizacjami i adaptacjami i nie uważam, że są beee...
Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną.
Andrzej Sapkowski

Offline Justek

  • Moderator Globalny
  • *****
  • Wiadomości: 2302
  • Płeć: Kobieta
  • we are only the sun
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #6 dnia: Październik 27, 2012, 11:56:25 »
A dziewczyny, czy któraś z Was oglądała którąś z ekranizacji/adaptacji "Zbrodni i kary" Dostojewskiego? Czytałam wiele pochlebnych opinii o tej z 2002 roku- klik. Książkę czytałam w wakacje, więc wcale nie zależy mi na tym, aby film bardzo wiernie oddawał fabułę- wręcz przeciwnie, mogłoby to być dosyć uciążliwe, jednak sama historia spodobała mi się na tyle, że przed przerabianiem jej w szkole chciałabym sobie jeszcze jakoś dopracować obraz.

Raczej wątpię, żeby nauczyciel polskiego zalecał zamiast czytania oglądanie.
Żeby zdecydowanie zalecał porzucenie lektury to rzadko się zdarza, racja, ale jednak zdarzają się takie przypadki, że sugeruje uczniom możliwość wyboru w przypadku niektórych lektur, mających dobre ekranizacje. Ja tak miałam w "Hamletem", którego tylko obejrzałam, ponieważ moja polonistka stwierdziła, że znajomość tej części fabuły nam wystarczy, a jeśli ktoś chce to może oczywiście sięgnąć po całość (w formie książkowej), ale nie jest to konieczne. Dla mnie film był rewelacyjny i o wiele większą przyjemnością było dla mnie w tym czasie oglądanie, niż czytanie ;) Zaoszczędziłam trochę czasu i mogłam sięgnąć po te lektury, które są bezwzględnie wymagane.

Offline Amaranth

  • Art's Souls
  • *****
  • Wiadomości: 1664
  • Płeć: Kobieta
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #7 dnia: Październik 29, 2012, 16:39:58 »
To ja wspomnę o filmie, która na pewno każdy widział choć raz. Nigdy w życiu!, czyli ekranizacja książki Katarzyny Grocholi. Już nie raz na tym forum pisałam o tym filmie, ale tak go uwielbiam, że napiszę jeszcze raz ;D
Moim zdaniem film nie odstaje od książki. Wiadomo, że nie wszystkie sceny zostały w filmie zawarte, ale to co się w nim znalazło idealnie opowiedziało całą historię. Książkę przeczytałam dopiero po obejrzeniu i czytając przed oczami miałam Stenkę jako Judytę, Żmijewskiego jako Adama, Frycza jako Eksia, Brodzik jako Ulę i całą resztę aktorów. Twórcom filmu udało się wykonać niełatwą sztukę, film jest świetny, dorównuje powieści. Dodatkowo w filmie można zobaczyć piękne krajobrazy. :)
Ja Wam pokażę! już nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, wręcz przeciwnie. Obejrzałam tylko raz i więcej nie mam zamiaru. W tym przypadku zdecydowanie wolę książkę niż film. Jestem za tym, aby Ja Wam pokażę nakręcić ponownie z aktorami z Nigdy w życiu! ;)

Offline Mintek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1047
  • Płeć: Mężczyzna
  • Polski faszysta
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #8 dnia: Październik 30, 2012, 06:54:01 »
Porównam tutaj dwie bardzo różne adaptacje moich ulubionych książek.

Forrest Gump (Winston Groom)
Film i książka w zasadzie pokrywają się w skrajnie małym stopniu. W zasadzie tylko postać Forresta, Jenny, Bubby i porucznika Dana (który jednak jest postacią o zupełnie innym charakterze niż w filmie). Całkiem inne są przygody - przykładowo w książce Forrest zostaje aktorem, producentem nowej Coli, genialnym szachistą, leci w kosmos, trafia do Chin i ratuje od śmierci Mao Tse Tunga, czy wreszcie kandyduje na senatora. W ogóle książka (jak i jej kontynuacja "Gump i spółka") ma wiele z ducha "szwejkowskiego" - Forrest nie opiera się, nie załamuje tylko "płynie na fali".
Film jest całkiem inny - nie umniejszając mu oczywiście, a Tom Hanks genialnie zagrał Forresta, uważam, że świetnie wypada w rolach takich "dużych dzieciaków".

"Fabryka Oficerów" (H. H. Kirst)
Całkiem przypadkowo trafiłem na płyty z tym niemieckim miniserialem w "Nie dla idiotów". I jako, że uwielbiam książkową "Fabrykę oficerów" - kupiłem w ciemno. I jest to jak do tej pory najwierniejsza adaptacja literatury z jaką się spotkałem. W zasadzie jest to niemal słowo w słowo przeniesienie książki na ekran. Pewnie dlatego, cały materiał filmowy ma ponad 5 godzin. Dodatkowo - bardzo dobry dobór aktorów, postacie wyglądały i zachowywały się niemal dokładnie tak jak sobie wyobrażałem czytając książkę.
Polecam.

Czyli - jak widać - można trzymać się ściśle litery książki jak i odbiec od niej tak daleko jak tylko się da. I jeśli mamy do czynienia z dobrym reżyserem i scenarzystą - będzie to za każdym razem "Uczta kinomana" :D
"Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Możesz być lepszy ale gołąb i tak poprzewraca figury, nasra na szachownicę i będzie się cieszył, że wygrał"

Offline Avant

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 133
  • Płeć: Kobieta
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #9 dnia: Październik 30, 2012, 20:29:31 »
Widzę, że wolicie najpierw obejrzeć, a potem przeczytać - ja mam odwrotnie.  <mruga> Jeśli mam okazję, to zdecydowanie wolę sięgnąć po książkę przed zobaczeniem filmu. Kiedy czytam, mogę sobie wszystko sama wyobrazić, ułożyć po swojemu... A potem z ciekawością patrzę, jak widział to w swojej głowie reżyser. Jasne, że czasem można się zdenerwować, że coś zostało pominięte, przedstawione inaczej niż ja to sobie wyrysowałam, ale mimo to zdecydowanie wolę kolejność: książka, a potem film.


Justek, a wiesz może z którego roku był ten film o Hamlecie? Zdaje się, że jest ich kilka... Czytałam tę książkę z przyjemnością i jestem ciekawa filmu...


"Nigdy w życiu" i "Ja wam pokażę" widziałam i podobnie jak Amaranth, również lubię tę pierwszą, a nie przepadam za drugą częścią. Straciła według mnie charakterystyczny humor i lekkość, którą ma książka - ot, film nie najgorszy, ale nic poza tym. Za to część pierwszą oglądam zawsze z przyjemnością.
Pamiętam, że był też kiedyś jakiś serial o Judycie i jej perypetiach, ale chyba też nie był zachwycający. Oglądałam go prawdopodobnie będąc jeszcze w podstawówce czy gimnazjum, sama już nie wiem, a skoro nie pamiętam zbyt wiele na jego temat to może znaczyć, że był słaby lub byłam zbyt młoda, aby go docenić. <mruga>

Widziałam także "Forresta Gumpa" (genialny film!), o którym już kiedyś pisałam tutaj na forum, więc nie chciałabym się powtarzać.
Niestety, dotychczas nie udało mi się sięgnąć po książkę.

Offline Justek

  • Moderator Globalny
  • *****
  • Wiadomości: 2302
  • Płeć: Kobieta
  • we are only the sun
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #10 dnia: Październik 31, 2012, 06:15:21 »
Oczywiście, Avant. Oglądałam wersję "Hamleta" z 1990 roku, ponieważ skusiła mnie Helena Bonham Carter w roli Ofelii ;)

Ja obydwa filmy na podstawie książek Grocholi kocham: i "Nigdy w życiu", i "Ja Wam pokażę!"...wiem, wiem, jestem w tym poglądzie totalnie odosobniona, przyzwyczaiłam się :D Niemniej jednak chociaż "Nigdy w życiu" oglądałam z tysiąc razy (serio, miałam takie moment, gdzie codziennie sięgałam po ten film, chociażby we fragmentach), jestem w stanie 3/4 filmu cytować, kocham Stenkę nad życie, a jej duet ze Żmijewskim to coś wspaniałego, to jednak...Grażynę Wolszczak kocham także :) I nie potrafię nie lubić jej w roli Judyty. Jeśli postrzega się ten film nie jako kontynuację, a jako osobną produkcję to naprawdę można go polubić. Ja nawet doszłam kiedyś do wniosku, że mnie bliższa do tej książkowej wersji Judyty wydaje się ta, którą wykreowała pani Wolszczak. Jest taka bardziej...zakręcona, nieprzewidywalna :D Niemniej jednak to moja subiektywna opinia i wiem, że nikt się z nią nie zgadza :D

Offline Avant

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 133
  • Płeć: Kobieta
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #11 dnia: Listopad 02, 2012, 17:11:12 »
Dziękuję bardzo, obejrzę. :D

Zaskoczę Cię i powiem, że zgadzam się z opinią, że Grażyna Wolszczak lepiej pasuje do roli książkowej Judyty (lubię ją w tej roli). :D Tak jak mówisz, jest bardziej zakręcona i... ciepła (może trochę dziwnie brzmi to słowo, ale według mnie idealnie pasuje). Mimo to, wolę "Nigdy w życiu", gdzie główna bohaterka jest jakby drugą, nieco inną wersją Judyty wykreowaną świetnie przez Stenkę.
Nie chciałabym, aby zabrzmiało to tak, że całkowicie przekreślam "Ja wam pokażę" - uważam jednak, że w porównaniu wypada gorzej.

Offline kazia

  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 27
  • Ja to proszę Pana mam bardzo dobre połączenie.
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #12 dnia: Listopad 08, 2012, 15:27:45 »
Polecę klasyką:
"Ziemia obiecana" - uwielbia Reymonta za jego lekkość narracji, za zabawy słowem i fffogle. Adaptację "Chłopów" obejrzałam z przyjemnością, ale bez zachwytów, podobnie z "Komediantką". Ale pomimo mego uwielbienia dla powieści, uważam film za lepszy od oryginału.
Film Wajdy to po prostu majstersztyk - doskonale dobrani aktorzy, bez obsadowych błędów, wszyscy zagrali na największych obrotach, doskonale oddany klimat Łodzi sprzed wojen, tej ziemi obiecanej 4 narodów, z której każdy wychodzi z ubrudzonymi rękami. Bez wątpienia szczytowe osiągnięcie Wajdy i w pełni zasłużona nominacja do Oskara. Oklaski dla Pszoniaka, Seweryna, Dykiel. Po prostu trzeba obejrzeć.

Offline Avant

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 133
  • Płeć: Kobieta
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #13 dnia: Styczeń 19, 2013, 18:00:41 »
Parę dni temu miałam okazję obejrzeć adaptację książki Tolkiena "Hobbit. Tam i z powrotem" w kinie. Poszłam, chociaż nigdy nie czytałam tej książki i generalnie mało orientowałam się w świecie wykreowanym przez Tolkiena, ponieważ w ogóle nie pociągała mnie nigdy fantastyka.

I okazało się, jak dużo traciłam. Na pewno do polubienia tego gatunku nie skłonił mnie film, bo ten zupełnie mi się nie spodobał. Ale gdyby nie on, pewnie nie sięgnęłabym po Tolkiena. Byłam ciekawa, jak zakończy się cała historia i czy też nie przypadnie mi do gustu podobnie jak film, więc postanowiłam przeczytać książkę. Okazała się bardzo ciepłą, fascynującą, zabawną i wzruszająca historią - mimo że "Hobbit" jest dla dzieci (ale to już nie ten temat).
Jestem w trakcie "Władcy Pierścieni".

Offline Ami

  • Użytkownik
  • **
  • Wiadomości: 55
  • Wyróżnienia:
Odp: Ekranizacje i adaptacje dzieł literackich
« Odpowiedź #14 dnia: Wrzesień 18, 2013, 11:27:39 »
Widzę, że wolicie najpierw obejrzeć, a potem przeczytać - ja mam odwrotnie.  <mruga> Jeśli mam okazję, to zdecydowanie wolę sięgnąć po książkę przed zobaczeniem filmu. Kiedy czytam, mogę sobie wszystko sama wyobrazić, ułożyć po swojemu... A potem z ciekawością patrzę, jak widział to w swojej głowie reżyser. Jasne, że czasem można się zdenerwować, że coś zostało pominięte, przedstawione inaczej niż ja to sobie wyrysowałam, ale mimo to zdecydowanie wolę kolejność: książka, a potem film.
Podpisuję się w 100%. Zawsze najpierw czytam, a dopiero później oglądam. Jeśli zrobię odwrotnie to po prostu trudniej mi się czyta, ponieważ znam zakończenie. A ja od zawsze wolę nie wiedzieć, bo lubię się zastanawiać i snuć teorie. A poza tym dzięki książce pobudzam swoją wyobraźnię, a nie bazuję na czyjejś. Przynosi mi to więcej przyjemności.
Np. "Krzyżaków" uwielbiam, ale jako książkę. Film również lubię, ale książka bardziej do mnie przemawia.