A ja wciąż uważam, że to szmira. Przede wszystkim nudna, sztampowa fabuła - przeniesienie bajki w czasy obecne - ileż to już razy było? Ja wiem, że kryzys, że wyrenderowanie 90 minut filmu w postaci 100 smerfów z przyległościami (wioska, las) kosztuje tzw "dużo kasy". Ale to może lepiej było w ogóle to odpuścić, niż produkować "knota"?
Dużo kasy czy nie, ale to miałoby chyba jeszcze mniejszy sens, w sensie przenosić całą bajkę w animację komputerową (nawet ciężko mi sobie wyobrazić tamte historie w "komputerze", tym bardziej, że mam przed oczami fragmenty jakiś tanich bodajże Disney'owskich tego typu rzeczy dla najmłodszych). W każdym bądź razie, tutaj chcieli raczej połączyć to ze światem jakby rzeczywistym, z aktorami... Było to, pewnie, ale na dobrą sprawę żyjemy w czasach, kiedy te same scenariusze (a chociaż schematy
) wałkowane są tysiące razy, reklamowane non stop, zmieniają się tylko 'gwiazdki'. Poza tym... To jest kino familijne. Tutaj tym bardziej schematy się powtarzają.
Z udanych takich kombinacji, to przychodzi mi na myśl "Kosmiczny Mecz" z Michaelem Jordanem, Billem Murrayem i Królikiem Bugsem i spółką ;] Ale wtedy postacie bajkowe były kreskówkowe 2D, a nie komputerowe ;]
Nie zabijemy Cię, ale powiedz który jesteś rocznik? Jak ja dorastałem (lata 80-te) to raczej Smerfów czy Gumisiów w TV nie uświadczyło się, kilkuminutowa kreskówka Disneya była totalnym rarytasem i "rozpustą", o kablówkach się słyszało, że "podobno są" w tym lepszym, bardziej kolorowym świecie. Antenę satelitarną posiadali naprawdę nieliczni (i to naprawdę). Były te wszystkie dwa programy i koniec - dobranocka o 19:00 i w zasadzie tyle. Więc siłą rzeczy skazani byliśmy na "Bolki i Lolki", "Uszatki", "Reksie", "Kreciki" - i sentyment pozostał, pomijając to, że są to wciąż świetnie broniące się bajki.
Czasem, rzadko, leciały pełnometrażowe bajki - oczywiście głównie z krajów o "jedynie słusznej orientacji" - "Konik Garbusek", "Gęsiarek Maciek", "Cebulek" - pięknie animowane filmy, dziś takich już nie ma. Nawet w sieci ciężko je znaleźć (mam tylko "Konika.....").
No ja wiem, że kiedyś było inaczej, że wiele z tych bajek weszło później. Ja załapałam się już na te 'nowsze' (lata 90.). Więc z jednej strony miałam już w domu satelitę, ale z drugiej nie zdążyłam pokochać czy poczuć sentymentu do chociażby "Reksia"
Poza tym, miałam to szczęście, że tata miał znajomą w hurtowni video, więc często dostawałyśmy z siostrą najnowsze bajki. Najpierw miałyśmy takie stare kasety z Flintstonami, które oglądałyśmy namiętnie, a później różne opowieści o Puchatku, Małych Syrenkach, Drużynie RR (jedna z moich ulubionych bajek), te niedisneyowskie też były, inne wersje popularnych baśni, książek, Królik Bugs i spółka... O, był nawet "Wilk i zająć", i ich akurat też bardzo lubiłam ;] Ciągle mamy te filmy, zajmują tyle miejsca, trzeba by je kiedyś zgrać na dvd... Tata zawsze nam mówił, żeby dbać, szanować, a jeszcze i nasze dzieci będą te bajki oglądać. I w sumie się tego trzymam, bo parę lat później poziom bajek spadł na łeb na szyję...
Także... Widzę, że Reksio itp. wciąż mają tylu fanów, i dobrze. Mnie po prostu nigdy nie ujął, pewnie dlatego, że miałam zupełnie inne porównanie. Tak sobie pomyślałam, że w sumie to... może już wyrosłam z bajek i nie rozumiem dzisiejszego najmłodszego pokolenia?^^