Pożegnanie jesieni to naprawdę trudny film, a w zrozumieniu go może pomóc znajomość idei dekadentyzmu. Była to postawa wyrażająca pogląd, że postęp techniczny nie jest niczym dobrym - niszczy więzi międzyludzkie, a społeczeństwo (cywilizacja) chyli się ku upadkowi. Wątpiono w sens istnienia i negowano jakikolwiek postęp, rozwój. Wyrażano brak chęci do życia. Niosło to za sobą chęć uciekania w "sztuczny raj". Miały w tym pomóc narkotyki i - nierzadko - eksperymenty seksualne. Takim przecież dekadentem jest Bazakbal. Cały film opowiada głównie o tym, jak nisko może upaść społeczeństwo. Dobrze został tu uchwycony chaos związany z rozwojem komunizmu, chociaż podczas oglądania filmu jest on nieco męczący.
Czerwona rewolucja niszczy wszystko to, co było wcześniej. Znalazłam dziś słowa Mariusza Trelińskiego (reżysera) na temat tego filmu:
Opowiadam o dekadentach ? ludziach, którzy odcięli się od systemu jakichkolwiek wartości, ludziach jałowych i pustych, którzy sami skazali się na nieuchronną degenerację i upadek - chyba jest ona najlepszym opisem przekazującym jego treść. Wszakże cała ta historia kończy się dla jej bohaterów tragicznie. Książka jest podobno jeszcze trudniejsza niż film, po prostu wgniata, ale warto. Zastanawiam się na ile mam silne nerwy, by po nią sięgnąć.
Czy ja jestem jakaś dziwna, że mam taką okropną obsesję na punkcie tej aktorki?
Tak! Ale nie jesteś w tym sama. Najciekawsze jest to, że mnie to nie mija już od kilku lat. Dorobek artystyczny tej pani nieustannie mnie fascynuje, podziwiam ją za to jaka jest, że się nie sprzedała, potrafi się skupić na tym, co jest dla niej w życiu najważniejsze - na rodzinie, przyjaciołach, teatrze. Wiele przeszła, a pokazała jak pięknie można się podnieść z najgorszych nawet przeżyć. Mam do niej tak ogromny szacunek, że nigdy nie potrafiłabym powiedzieć o niej inaczej niż "pani Pakulnis", "pani Maria", "pani Marysia" - z naciskiem na "pani". I zauważyłam, że wiele osób tak ma - nie bierze się to z niczego.
Reakcja moich rodziców na słowa, że chciałabym pojechać do warszawskiego teatru była podobna jak u Was. W końcu zachciało się dziecku do stolicy. Marzenia.
Tata: Jak już muszę cię gdzieś do teatru wieźć, to nie mogę do Kalisza? Wyjdzie na to samo, a mniej stracę na paliwo.Kooocham go!
Sięgnęłam dziś raz jeszcze po
Kobietę bez skazy. Potrafiłam już skupić się na fabule, na grze poszczególnych aktorów, na sensie tej historii. Ostatnio byłam w stanie tylko i wyłącznie porównywać ten spektakl do mojego absolutnego numeru jeden -
Urodzin, ponieważ bodajże dzień wcześniej go oglądałam - wtedy
Kobieta bez skazy nie wywarła na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Dziś było inaczej. Rena jest postacią, która co chwilę zaskakuje. Przyciąga do siebie "Małego" - Kaswina (Piotr Adamczyk), odpycha go, nie chce być kolejną "zdobyczą" Halskiego, deklaruje, że mogłaby zostać jego kochanką, płacze po śmierci męża (leżącego od dawna w stanie agonalnym w sanatorium), z którym, jak sama wcześniej mówiła, nigdy nie była szczęśliwa. Miałam jednak nadzieję, że dojdzie do jakiegoś zbliżenia z Halskim, lubię panią Marię u boku pana Krzysztofa Wakulińskiego, wyczuwam jakąś pozytywną chemię między nimi.
* Rena jednak za chwilę zapomnienia z Kaswinem musiała zapłacić samotnością - nie bez udziału zazdrosnej o Halskiego Fili, oczywiście.
*i pan Krzysztof ma taki niski głos, mrrr