Serial jest fenomenalny.
Ma klimat dokumentu: szaro-bure zdjęcia, przedłużane sceny bez dialogowe, dialogi oszczędne. Aktorzy drugoplanowi mało, albo wcale nieznani, jednak potrafiący stworzyć całkiem realistyczne postaci poharatane przez życie. Kolejne opowieści ogląda się ze ściśniętym sercem i ze łzami w oczach.
W ostatnim odcinku była złość na matkę, która zostawiła wyjeżdżając za granicę niepełnosprawnego syna w domu opieki społecznej, bo, jak powiedział drugi syn "wózek inwalidzki do samochodu jej się nie zmieścił". Był taki normalny, serdeczny uśmiech na twarzy, gdy sparaliżowania młoda dziewczyna (tylko palcami prawej ręki mogła sama lekko ruszać) potrafiła żarty ze swego kalectwa robić. Był podziw dla chłopaka na wózku, który utrzymywał z nią kontakt w tak naturalny sposób, tak jakby ona mogła zaraz wstać, chodzić. Były łzy, gdy niepełnosprawny rozmawiał z bratem osadzonym w więzieniu i jeden płakał, bo czuł się samotny, bezsilny, pozbawiony marzeń (chciał "jeździć na taksówce"), a drugi miał łzy w oczach, bo nie mógł mu pomóc, nie mógł się nim opiekować, nie mógł nic zrobić, aby wesprzeć brata. Mógł tylko przyrzec, że jak wyjdzie, to będą razem i wszystko się ułoży.
Fajnie, że pokazano, że mogą być jeszcze tacy ludzie, jak Wiktor, czy Mika, która pomogła chłopakowi na wózku zacząć spełniać swoje marzenie. Razem złożyli papiery na prawo jazdy. I jaka radość chłopaka, że jednak będzie mógł zostać kierowcą.