Mnie trochę wkurzył ten odcinek, tak szczerze mówiąc
Nagle wywrócili do góry nogami zbyt wiele spraw, aby się to jakoś trzymało kupy.
Jedynie fajnie, że Inga jest z Szymonem. Ale oświadczyny Maćka? I to po tym jak mu Anka zaleciła, aby się na nią nie oglądał i zasugerowała mu, że to między nimi to nie jest nic poważnego? Bez sensu. Mam nadzieję, że to ślubu nie dojdzie, bo wtedy będzie to najbardziej niedobrana para w serialu. A co w ogóle z jej przyjacielem? Odpuścił sobie? Leczy się? Też tak dziwnie zniknął, w jednym odcinku Anka rzuciła się na niego, zaoferowała pomoc, a potem jakby go na nowo olała i zapomniała o nim zupełnie.
Zazdrość o Sebę też wzięła się tak nagle, że trochę to naciągane. Przecież już wcześniej Patrycja się z nim widywała, więc gdzie wtedy był Michał, aby w porę powiedzieć, że ma coś przeciwko temu? Jak się jeszcze okaże, że coś go połączy z tą pasierbicą mężą Stefy...no to chyba padnę
Zuzy nie rozumiem. Wojtka mi szkoda, mam nadzieję, że już nie wróci i nie będzie o nią zabiegał po raz setny, bo zwyczajnie nie jest tego warta. Zaczęła mu się w tym odcinku tak wyrywać, jakby ją nie wiem jak szarpał. A skoro taka jest pewna siebie i tyle rzeczy wie, to mogła mu powiedzieć wprost, że do niego nie wróci, że nie potrafi po tym wszystkim. I byłoby po sprawie. A tak słabo wyszło...
No i ogólnie rozumiem, że musi być jakieś niedomówienie, aby mógł powstać kolejny sezon i aby widzowie się dopytywali, interesowali, czekali. Jednak teraz scenarzystów trochę poniosło i za dużo rzeczy jest niejasnych.