Wygląda na to, że serial ma na razie tylko dwie fanki, ale mamy nadzieję, że ktoś jeszcze do nas (Jean i mne) dołączy
„Na sygnale” to nowy serial(jak na razie mamy drugą serię) wyprodukowany przez Telewizję Polską. Historia skupia się na trudnej i odpowiedzialnej pracy załogi karetki pogotowia. Ekipie ratowników medycznych przewodzi doktor Wiktor Banach (Wojciech Kuliński), a do jego drużyny należą Piotr i Adam (Dariusz Wieteska i Konrad Darocha) oraz piękna Martyna (Monika Mazur). Każdego dnia muszą podejmować szybkie decyzje, by ratować ludzkie życie. Wielokrotnie ratownicy zmagają się z nieprzewidzianymi wydarzeniami i problemami. Ich pracy towarzyszy ogromny stres, gdyż każda chwila zwłoki lub wahania może doprowadzić do śmierci pacjenta.
Serial „Na sygnale” jest również powiązany z inną, niezwykle popularną produkcją Telewizji Polskiej. Ratownicy są bowiem pracownikami znanego wszystkim widzom szpitala w Leśnej Górze. Bohaterowie „Na dobre i na złe” często będą gościnnie pojawiać się w serialu, by razem z załogą karetki pogotowia mierzyć się z trudami pracy w służbie zdrowia. (ze strony Vod)
Gwoli ścisłości dodam, że w ostatnim odcinku I sezonu, Wiktor uległ groźnemu wypadkowi i jego życiu groziło niebezpieczeństwo. Stąd w kolejnej serii szefem ratowników został doktor Artur Góra , a sam Banach, po leczeniu pracuje w dyspozytorni. Jednak po pewnym czasie Wiktor wraca do karetki.
Kto oglądał II serię od początku na pewno zauważył, że Góra nie jest lekarzem z powołania. Liczą się dla niego głównie przepisy (które jak wiemy bywają "suche", nijak mają się do rzeczywistości. A lekarz owszem przepisy znać powinien, ale dobry lekarz powinien też posiadać rozeznanie i odwagę oraz rozumieć swoją odpowiedzialność zawodową, aby wiedzieć, w którym momencie przepis ominąć i uratować komuś życie (odcinek z uczuloną na użądlenie pszczoły, w którym trzeba było wbrew przepisom, zastosować zabieg w nieodpowiednich warunkach). Dobrego lekarza powinna też cechować pewnego rodzaju empatia, wyrozumiałość (odcinek z chorym nieuleczalnie chłopcem, zafascynowanym kosmosem, w którym ratownicy podjęli wymyśloną przez ojca grę i pozakładali na głowę,skonstruowane własnym sumptem "kosmiczne" kaski i przyjęli role kosmicznych wojowników). A tego Arturowi Górze niestety brakuje.
Jean wspomniała o ulicy Zapomnianej 66
Świetnie zrobiony minihorror. Było trochę grozy, trochę humoru i jak zwykle coś nowego dotyczącego faktów medycznych. Do tej pory, widząc w jakimś filmie grozy, wypływającą poprzez nieuszkodzoną skórę człowieka krew myślałam, że to czysta fantazja scenarzysty. Okazuje się, że takie objawy są całkiem realne. Krew może wypływać wraz z potem, jeśli choruje się na serce i przedawkuje jakiś tam lek (składnik tego leku).
No właśnie - warto tu wspomnieć, że wydarzenia zawarte w odcinku są "na stronie" krótko i zrozumiale pod względem medycznym komentowane przez naszych bohaterów.
Wracając do "medycznego halloween": już przy spotkaniu na drodze trójki przebierańców można było mieć lekką gęsią skórkę. Poruszali się jak prawdziwi nawiedzeni
. Do tego scenografia i podkład muzyczny w miejscu zdarzenia
Efekty w postaci manekina w oknie, samozatrzaskujące się drzwi, krew na ścianach, siekiera wbita w stół, panika Martyny
Medycznie ciekawy przypadek "krwawego potu". I po raz kolejny pokazano, jakimi cechami powinien charakteryzować się ratownik. Tutaj na przykład Martyna musiał pokonać strach, aby najpierw samotnie przeszukać dom, a potem zostać sama z poszkodowanym bezdomnym w "nawiedzonym" domu.
I na koniec, gdy już noc się skończyła, nastawał świt, a bohaterowie i widzowie sądzili, że groza halloween odpłynęła wraz z ciemnościami, dostaliśmy jeszcze coś - kartę jokera na zagubionej w zaroślach drodze. Niby nic, ale kto oglądał odcinek wie, co ona mogła oznaczać
Ta karta to kolejne nawiązanie do licznych filmowych horrorów, gdy tuż przed napisami końcowymi reżyser dodaje akcent uświadamiający widzom, że "szczęśliwe" pokonanie zła, wcale nie oznacza końca owego "zła".
Abstrahując od tego odcinka, wspomnę tylko, że bardzo podobał mi się odcinek, kiedy ekipa (w czasie prywatnym) ratowała młodych ludzi, którzy wjechali samochodem pod pociąg. Wzruszyło mnie to, w jaki sposób córka Wiktora doświadczyła, jak ogromne odpowiedzialną pracę ma jej ojciec. I sama mogła zaangażować się w ratowanie życia drugiemu człowiekowi.