Chusteczki już kupiłam:-)
Ja również się zaopatrzyłam, więc mogę zacząć śledzić losy mieszkańców kamienicy przy ulicy Złotej 25.
Póki co przypomniałam sobie pierwszy odcinek, ale jak tylko będę miała możliwość (czytaj: te chmury, które zmierzają w naszym kierunku nie przyniosą jakiejś burzy przez najbliższe 2 godziny), to pewnie jeszcze dziś zobaczę odcinek drugi.
Pierwszy raz z serialem spotkałam się dawno temu, przy okazji emisji ostatniej serii odcinków, czyli gdzieś około roku 2000. Niewiele wtedy rozumiałam, zupełnie inaczej odbierałam całość. Teraz kiedy powracam do serialu, to za każdym razem odkrywam coś nowego, często inaczej patrzę na niektóre sprawy. Mama, gdy widzi, że znów śledzę losy bohaterów, pyta mnie: "Tobie się to jeszcze nie znudziło?". Jakoś nie. Nadal lubię oglądać, odkrywać nowe rzeczy. Przy okazji ostatniej emisji serialu w tv, w miarę możliwości oglądałam kolejne odcinki. O dziwo, mama również ze mną oglądała. Choć widziała je po raz kolejny, oglądała znów z zaciekawianiem. Mam wrażenie, że gdy się raz zabierze za "Dom", to już trudno się oderwać.
Do rzeczy... Pierwszy odcinek bardzo lubię, często do niego wracam. Poznajemy większość bohaterów, zostają nam zarysowane ich wojenne przeżycia, dowiadujemy się kilku informacji nt. ich obecnego życia. Jedni wracają do Warszawy szukać bliskich, jedni wracają całymi rodzinami, inni jadą po "nowe" życie, inny uciekają i szukają w stolicy schronienia przed stryczkiem. Warszawa zniszczona, każdy ma jednak nadzieje, że jakoś sobie tu życie poukłada. Kamienica na Złotej ocalała, wracają jej mieszkańcy sprzed wojny.
Andrzej Talar - to nowy nabytek powojennej Warszawy. Przyjeżdża do stolicy szukać schronienia. W rodzinnych stronach czeka go śmierć za dezercję. Ojciec radzi uciekać. Pomoc ma zapewnić pułkownik Poznański, Żyd, który ukrywał się w czasie wojny u Talarów. W ramach odwdzięczenia się, oferuje pomoc Jędrkowi, w końcu: "Życie za życie!". Andrzejowi ciężko jest się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Często nie może zrozumieć postępowania innych, chciałby zakończenia wszystkich sporów. Jest bardzo naiwny. Będzie musiał się wiele jeszcze nauczyć i dorosnąć. Choć jak tak później na niego patrzę, to zastanawiam się czy w ogóle dorósł, bo czasami nadal zachowywał się jak naiwny młodzieniaszek. W drodze do Warszawy poznaje Basię, która wraca przygotować miejsce do zamieszkania, dla rodziców, którzy również niedługo zawitają w mieście. Basia szuka również Łukasza, swojej miłości, którego widziała ostatnio podczas powstania. Ten wątek będzie się przewijał w kolejnych odcinkach i będzie bardzo ważny, gdyż wpłynie na losy Basi i Andrzeja. Jak już jestem przy Andrzeju, to muszę wspomnieć Jadźkę, dziewczynę, z którą ślub miał nawet być. Jednak tak się życie potoczyło, że Jędrek po zaciągnięciu do wojska, stracił zaufanie w oczach kolegów, został ich wrogiem. Jadźka jeszcze się pojawi na chwilkę, tak samo jej brat Wiktor, ale to sprawa na później. Ogromnie mnie jednak cieszy, że mam możliwość oglądania w roli Jadźki niezapomnianej Darii Trafankowskiej, bo zawsze uwielbiałam jej grę i chętnie powracam do postaci przez nią granych.
Pozostali bohaterowie...
Nieoceniony pan Popiołek, który od samego początku stara się postawić całą kamienicę na nogi, jak na wzorowego dozorcę przystało. On remontuje, jego żona gotuje dla wszystkich mieszkańców. Trochę ciężko jest mu zaakceptować nowe rządy, to że kamienica będzie państwowa, że zamiast starosty Langa, w jego mieszkaniu będzie teraz mieszkał towarzysz Jasiński, sowiecką ciężarówką przywieziony. Jednak kamienica była dla niego wszystkim, dlatego tak ważna była brama
"Ustrój, panie, to rzecz przejściowa a brama to rzecz stała". Właściwie to nawet warto zapamiętać
Dodała bym jeszcze:
Jasiński: "Panie, cała Warszawa bez dachu."
Popiołek: "A bez dachu być może, ale dom bez drzwi, to nie dom! Jak ni ma bramy wlizą chamy!"
Lermaszewscy... Toż to rodzina. Mam wrażenie, że oni zawsze wiedzieli jak się zachować, co zrobić, żeby się w życiu dobrze ustawić. Henio cwaniak, wszędzie wywęszył dobry interes. Wizja odbudowania Warszawy, jest dla niego rzeczą praktycznie niemożliwą. Twierdzi, że żeby postawić miasto na nogi potrzeba przynajmniej 50 lat i on tego pewnie nie doczeka. Zdziwi się bardzo ile lat jeszcze spędzi w odbudowanej stolicy.
Jasińscy... To również nowy nabytek na Złotej. Stanisław wierny komunista. Wanda, kochająca żona i matka. Najbiedniejsza w tym wszystkim Lidka. Nie dość, że sama ma siebie dość, ojciec wiadomo, to jeszcze sąsiedzi nic lepsi (reakcja Lermaszewskiej). Jakby ona była wszystkiemu winna, jakby Niemcowi się do łóżka pchała, jakby jakieś korzyści jeszcze z tego czerpała. Istny "koniec świata" jak mawiał Pan Popiołek. Dobrze jednak, że pojawił się Tolek, on jeden cieszył się z narodzin syna Lidki. Żeby nie było zbyt wesoło, Tolek zbyt długo nie zagości na Złotej. To jednak przed nami.
Doktor Kazanowicz... Były więzień obozu w Auschwitz-Birkenau. Zamknięty nie tylko w czterech ścianach mieszkania, ale też w sobie. Obozowa rzeczywistość odcisnęła na nim swoje piętno. Twierdzi, że nie jest już lekarzem, leczyć tym bardziej nikogo nie chce. Pomaga jednak Lidce przy porodzie, co później będzie miało znaczenie, podczas rozmowy z Mietkiem.
Zapomniałabym o Mundim! Kolejny, który wie jak się ustawić, ma głupie szczęście, jest egoistą i kobieciarzem. Jak tylko zawitał na Złotą, to od razu zaczął przymilać się do Teresy Bawolikowej. Ta jednak myślami jest przy mężu i czeka na jego powrót. Wrotek jednak nie daje za wygraną i jeszcze trochę tu namiesza. No i jeszcze Halinka - "Ni to chłop, ni baba".
To dziewczyna z temperamentem. Zawsze ją lubiłam.
Każdy z bohaterów ma swoje ulubione powiedzenia. Popiołek: "Koniec świata", Andrzej: "Wiśta wio łatwo powiedzieć", czy "Mówi to Panu coś?" Jasińskiego. W kolejnych odcinkach pojawią się oczywiście kolejne.
Zwróciłam uwagę na jeszcze jeden szczegół. Pierwszy raz mi się to zdarzyło, a już klika razy oglądałam pierwszy odcinek, jednak dopiero teraz mnie to zaciekawiło. Na początku tego odcinka jest scena seansu filmowego, który pokazuje Wrotek. Pojawia się na nim oddział Andrzeja, sam Talar jest tam również obecny. Andrzej zajmuje jakieś miejsce a następnie odwraca się za siebie i rozgląda po towarzyszących mu ludziach. Wiesz Jean z jaką sceną mi się to skojarzyło? Oczywiście z tą słynną z ostatniego odcinka. Nie chcę tu pisać więcej, bo może jednak ktoś się zdecyduje z nami oglądać, więc po co zdradzać szczegóły. Może się czepiam i doszukuję drugiego dna, ale tak się zastanawiam czy jest to czysty przypadek, czy było to świadome posunięcie scenarzystów?
Jak już ja się zabiorę za napisanie posta, to potem wychodzą takie referaty. Jean tak w skrócie wszystko ładnie podsumowała, a ja jak zwykle musiałam się rozpisać. Będzie trzeba się jakoś ograniczać.