Świetnie też sobie z Joffreyem radzi Tywin, chyba jeszcze lepiej niż Tyrion. Dziadek bowiem tak wnuka zmanipuluje, że ten w końcu mu przyznaje rację. Manipulacja oczywiście jest w charakterze "uniżenia", bo przecież Joffrey to król, jakieś względy mu się należą - świetna scena rozmowy obu w sali tronowej, gdzie król siedzi na Żelaznym Tronie, a dziadek stoi u jego stóp, potem powoli wchodzi po stopniach i nagle góruje nad Joffreyem, no i te odpowiedzi na pytania młodego. Cud, miód i orzeszki.
Tak, wszystkim rządzi Tywin.
Co do Margaery - ma dobry wpływ na Joffreya oczywiście pod względem własnych planów. A dlatego udało się jej go urobić, bo mu zaimponowała tym czego on nie ma, a chciałby mieć - odwagą i umiejętnością zjednywania sobie ludzi. Już pisałam o tym w temacie GoT. Był w szoku, gdy tak bez lęku, ba! bez ochrony paradowała po Zapchlonym Tyłku. Poza tym ludzie całowali ją po rekach, bili jej pokłony z szacunku, nie ze strachu, no i wznosili okrzyki radości, uwielbienia, gdy wyszła z nim na balkon pałacu.
Jak już wspomniałam Margaery nie robi tego wszystkiego z czystego serca. Te jej zagrywki (wiecznie uśmiechnięta, przyjemna, dobra dla biednych, wyrozumiała dla poczynań Joffreya, pełna podziwu dla niego) to pijar, tworzenie wizerunku na rzecz przyszości. I tylko Cersei zdaje się to dostrzegać.
Nie wiem, czy te plany Margaery będą dobre dla ogółu, ale chodzi o to, że dziewczyna wie jak przygotować sobie grunt. Nie ma sie co dziwić, że taki ma talent. Mając taki wzór do naśladowania jak babka Olena...
"Przyjaźń" z Sansą też nie jest bezinteresowna. Razem z Królową Cierni chcą ją wydać za brata-geja Margaery (chyba Loras się nazywał). W perspektywie Tyrellowie rządzili by niemal w całym Westeros: Margaery na Południu, jako królowa, Północ będą mieli poprzez ożenek Sansy z Lorasem, no i jeszcze swoje ziemie rodzinne.