Zbigniew Kurtycz - przedwojenny piłkarz Pogoni Lwów, żołnierz armii Andersa, legenda polskiej estrady, której "muzycznym znakiem rozpoznawczym" była piosenka
"Cicha woda brzegi rwie". Zmarł wczoraj, a ja postanowiłam przypomnieć kilka jego przebojów, które typowo opolskimi może nie były, ale na opolskich deskach nie raz "zawitały". Jak na przykład w 1979 roku, czy w duecie z Maleńczukiem w 2005 roku:
W jednym z wywiadów żona pana Kurtycza tak mówi o jego pasji śpiewania "estrada jest jego żywiołem". I trudno się z tym nie zgodzić oglądając w powyższym występie 86-letniego pana tak świetnie prezentującego się na scenie.
Zbigniew Kurtycz często koncertował ze swoją żoną, Barbarą Dunin (śpiewaczka operowa), a jedną z ich najbardziej rozpoznawalnych piosenek jest
"Żeby się ludzie kochali" - mądrość tekstu w prostych słowach.
I być może para wzięła sobie do serca słowa piosenki, wyśpiewała hymn dla swej miłości, bo trwali w niej do końca mimo różnych przeciwności, a jedna z nich zaznaczyła się już na początku - on syn prostego, skromnego muzyka, dyrygenta lwowskiej orkiestry mandolinistów, ona córka hrabiego, czyli typowy mezalians
Nieobcy był Kurtyczowi także jazz, czego przykładem może być poniższy kawałek. Był jednym z pierwszych w Polsce, który poruszał się wokalnie w tym rejonie.
Jedna z moich internetowych znajomych okazała się sąsiadką Kurtyczów. Tak o panu Zbigniewie powiedziała "przemiły, kulturalny człowiek - z tego wymierającego już pokolenia, w którym mężczyzna mówiąc "kłaniam się" rzeczywiście to robił i jeszcze uchyla kapelusza".
A ja czytając kiedyś jeden z wywiadów z nim odniosłam wrażenie, że to na dodatek taki swojski "chłop" z gawędziarskim talentem okraszonym ciepłymi wstawkami "rybeńko" i "kochanieńki".