Ślub Hany i Piotra? Żenada połączona z efekciarstwem.
Ile czasu minęło od fochów pani doktor lub, jak kto woli dramatycznego wydarzenia zawalenia się stołu operacyjnego (ach, cóż to był za oryginalny pomysł
) do pojawienia się parki przed USC, aby sformalizować swój związek? Parę dni? Tydzień? I patrzcie jakie szczęście - termin się znalazł!
Karetka z balonami jako pojazd "ślubny"? A tego jeszcze nie było? A można tak sobie wykorzystać pojazd, który mógł w tym momencie być potrzebny do ratowania ludzi? Do chorego nie chcą przyjeżdżać, albo karę się płaci za "bezzasadne" wezwanie erki. Ale co tam, przecież to ślub hero doktor Hany i jej ukochanego. No karetka się przydała, pani urzędniczka na sygnałach i z balonami została odwieziona do szpitala. Musiał być to ciekawy widok dla innych użytkowników dróg. Może nawet niejednemu wpadło do głowy bramę zrobić
Te szopki z kolorową karetką i ślubem w szpitalu (bo państwa młodych tak przyszpiliło, że muszą mieć papierek) pasują do poważnych ludzi jak kwiatek do kożucha. Myślałby kto, że to nastolatki, którym pierwsza miłość świat przesłoniła i no nie mogą już wytrzymać ani dnia, ani miesiąca, czy nawet roku dłużej.
Tym bardziej, że już wcześniej byli ze sobą, spali ze sobą. Jakoś żaden o ślubie nie myślał
A teraz po co im to? Tak na łapu capu? Jakiś kaprys?
Ślub w wydaniu HiP okazał się byle czym, takim nic nie ważnym "czymś".
Nie wiem jakie są prawne aspekty udzielania ślubu w takich warunkach, ale jeśli tak można to po co czekać na ten akt w USC? Wystarczy załapać urzędnika na rodzinnej imprezie, w sklepie, w parku, w holu teatru, puścić oczko, sypnąć komplementem, wypić bruderszafta i ślub mamy nawet u cioci na imieninach
A ta z NDiNZ leży sobie w szpitalu, sama decyduje gdzie, kiedy i komu może sfinalizować sprawę (może prawo wymiany usług tu działa - ja cię zoperuję, a ty udzielisz mi ślubu
)
Całość - przesłodzona (śmiem twierdzić, że nawet bardziej niż w słynnych brazylijskich serialach, gdzie ta słodycz ma jakiś sens), z jednej strony wydumana, z drugiej prymitywna, bez pomysłu, na odwal.
O, dokładnie tak jak napisała Justek.
Ostatnio scenarzyści naszych rodzimych telenowel sypią tak bzdurnymi (i też na odwal wymyślonymi) pomysłami, że człowieka wprost od ekranu odrzuca na widok czołówek tychże seriali.