Przeczytałam ostatnio "Manitou" Grahama Mastertona.
Tytuł i autor jakby znajomy. Chyba czytałam we wczesnej młodości. I... wystraszyłam się na tyle skutecznie, że horrorów nie czytam (jedyny gatunek, którego nie ma w mojej osobistej bibliotece)
Bo o ile nie pomyliłam z czymś innym, to Manitou to nie fantasy, a właśnie groza. Brrr...
Ale zgadzam się z Tobą, literatura dobrego sortu.
Post Merge: [time]nie, 3 lis 2013, 13:06:27[/time]
Ja właśnie skończyłam książkę z gatunku "literatury kobiecej"
W dzisiejszych czasach wszystkie historie o miłości określa się jako banalne. Czyżby uczucie to zostało zdewaluowane do czegoś mało ważnego? Czyżby miłość stała się nudna? Nikt już nie chce kochać do szaleństwa i być obdarzonym miłością prawdziwą, nie taką na dwa, trzy lata? Czyżby już nikt nie miał marzeń z nią związanych? Czy czytanie literatury opowiadającej o tym pięknym uczuciu musi być czymś wstydliwym? Dla mnie nie. O ile napisane będzie z sensem.
Bogna Ziembicka snuje nam opowieść o miłościach, które mają wiele obliczy i wcale nie łatwych, nie ckliwych, nie cukierkowych. Wręcz przeciwnie, całkiem realnych. Bo czyż dziś nie ma gdzieś takiej Zosi, której to najwyższej wagi uczucie idealnie obrazuje pojęcie "ślepej miłości"? Ślepej i, powiedziałabym nawet bardziej dosadnie, żebrzącej, takiej która powoduje, iż dziewczyna odrzuca własną dumę, gotowa upokorzyć się, aby "kupić" choć chwilę "bycia z nim razem".
Są też zapewne kobiety, którym przydarzyła się miłość "forever and ever". Tak kochała siedemdziesięcioletnia dziś Zuzanna, przez całe życie skrywając uczucie głęboko w sercu. Niespełniona miłość nie załamywała jej, paradoksalnie dodawała sił w dramatycznych chwilach jej życia.
Są też takie jak Marianna, czterdziestolatka - singielka. Pełna życia, radosna, trzeźwo i często z humorem patrząca na świat, inteligentna, świetna obserwatorka, w mig rozszyfrowująca mężczyzn. Czy wie, co to znaczy prawdziwie kochać? Wie. Wie też, co może czuć kobieta, która się zawiodła na ukochanej osobie.
"- Za jednego o mało nie wyszłam za mąż.
- Opowiedz mi o tym, błagam!
- Innym razem. Powiem ci tylko tyle, że rozstaliśmy się, bo miałam dość kłótni na tle religijnym.
- Był ortodoksyjnym Żydem? Muzułmaninem? Może Hindusem?
- Uważał, że jest Bogiem."
"Drogę do Różan" czytałam z przyjemnością, bowiem autorka powieści nie tylko ciekawie namalowała portrety trzech kobiet, ale umieściła je w bliskim mi klimacie: piękna, zabytkowa wiejska posiadłość pełniąca dziś funkcję mini pensjonatu, "botaniczne" pasje Zosi i kulinarne Zuzanny (dzięki czemu mamy rozeznanie w gatunkach kwiatów oraz kilka ciekawych przepisów na potrawy), urokliwe zakątki Krakowa, czy polskich gór, a w tle snującej się opowieści usłyszeć można Ninę Simone, Barry White'a, Minnie Riperton i samą królową Ellę Fitzgerald.
Tak więc, dwa wieczory z Różanami nie były czasem straconym, zachęciły mnie do sięgnięcia po drugą odsłonę, czyli "Wiosnę w Różanach".