A proszę bardzo
To lecę dalej...
Powrotów ciąg dalszy
Przy dzisiejszej pisaninie (ach, ta zawodowa biurokracja) towarzyszyła mi
Laura Fygi, holenderska wokalistka trochę jazzowa, bardziej smooth jazzowa. Fygi nie ukrywa, że inspiracje muzyczne czerpie od Julie London i Peggy Lee, jazzowych i rozrywkowych gwiazd lat 50, 60 (obie występowały także w filmach). Jednak Laura posiada o wiele większe umiejętności interpretatorskie. Standardy jazzowe, swingowe w jej wykonaniu nabierają nowego wymiaru. Muzyka, tekst niby ten sam, a jednak wyczuwa się, że utwór mówi nam o czymś innym. Jak chociażby
ta słynna piosenka. Pochodzi z filmu "Parasolki z Cherbourga". Tylko, że tam Catherine Denevue (albo ktoś za nią, bo coś mi się obiło o uszy, że to jednak nie aktorka śpiewała) ukazała nam ją jako dramatyczne, nieco egzaltowane wyznanie miłości i zarazem obietnica czekania na lubego nawet 1000 lat.
Ten sam utwór w wydaniu Laury Fygi ma wydźwięk nieco lżejszy, bardziej powiedziałabym optymistyczny. Coś w rodzaju "wyjedziesz, ale ja będę czekać na ciebie, dam sobie radę z tym"
.
I jeszcze jeden
standard, tym razem w języku francuskim (uwielbiam
). Cudowna interpretacja piosenki, wyśpiewana z iście kobiecą wrażliwością. Po raz pierwszy utwór można było usłyszeć w filmie "Wrota Nocy" (nota bene doskonałe kino przełomu lat 40-50), a śpiewał ją tam (równie zachwycająco tyle, że z męską wrażliwością
) znany francuski aktor Yves Montand.
W wykonaniu Laury można zasłuchać się... na wieki
Ta piosenka ma duszę. Cudowny głos. I do tego ten boski saksofon