Mnie Alexa najbardziej szkoda było po śmierci Claire. Nie mogłam na niego patrzeć, bo aż mnie serce bolało. I to jest drugi z powodów, przez który omijam pogrzebowy odcinek. Pierwszy jest chyba oczywisty. Ten odcinek obejrzałam raz i więcej nie jestem w stanie tego zrobić. Pomimo że całą sytuację bardzo ładnie przedstawili.
Ja też widziałam ten odcinek tylko raz i nie jestem w stanie do niego wrócić...zważywszy ile łez wylałam ostatnim razem, co mi się nie zdarzyło przy okazji żadnego filmu czy serialu a przecież wiele opowiada podobne historie. Gdyby Claire zmarła po upadku z konia w końcówce II serii byłoby inaczej - smutno, przykro..ale inaczej. To okrutne, że ludziom się przydarzają takie rzeczy w momencie kiedy zaczynają być w pełni szczęśliwi. Ale nie nam o tym decydować....
Mam właściwie prośbę. Ponieważ ja oglądałam i oglądam serial żywcem w oryginale, bez napisów i pewne dialogi mogłam nie do końca zrozumieć tak jak trzeba. Czy mogłabyś przytoczyć, tak mniej więcej, rozmowę obojga podczas tańca w pokoju hotelowym. No może do momentu, w którym Alex zaczął to swoje wyznanie o oczach i przyjaźni, jaką zawsze miał ze strony Claire.
W ogóle ta scena jest niesamowita tym bardziej, że to tym razem Alex nadaje, gada i gada a to Claire jest bardziej konkretna i kwituje wszystko jednym zdaniem. A nie wiem czy pamiętasz. W jednym z odcinków I serii (ten z uciekającym bykiem) Alex żali się Nickowi, że kobiety chcą tylko gadać i gadać. Wtedy akurat chodziło o Tess
Zaś Nick...odkąd zaśpiewał jeden kawałek stał się moim bożyszczem - o , zasite:
Noiseworks - Hot Chilli Woman VIDEOCLIPObejrzałam pierwszy odcinek i na samym początku Alex leci helikopterem i gdy Claire go zauważa, tak pięknie się uśmiecha i macha do niego. Tak długo, że aż jej bydło uciekło
A to było jej bydło? Do dziś nie wiem po jaką cholerę ona wsiadła z chora nogą na tego konia. Czy miało to konkretny cel czy tylko niecierpliwość...no bo skoro nawet urodziła się w siodle:) Cud, że ze swoim trybem życia udało się jej donosić tę ciąże
Fajnie ją lekarz podsumował, kiedy wróciła do szpitala w tym samym dniu ,w którym została z niego wypisana.
le do pewnego momentu, jak na moje, Jodi była nie do zniesienia. Dopiero później ją polubiłam.
Bo Jodi to była księżniczka, w pewnym sensie maskotka Jacka (potem dopiero wyszło, że to była córka). Jodi to tylko konkursy piękności i błyszczeć. Najbardziej wkurzała mnie chwilami stosunkiem do Becky...a Meg to tym bardziej. Zwłaszcza było to widać w odcinku, w którym we trzy znalazły w zbożu koronę Jodi z dzieciństwa.
Ale Jodi miała fajne momenty w okresie, kiedy jednocześnie była nie do strawienia.
Pamiętasz, kiedy chciały podrzucić z Becky i Tess lżejszego bala słomy, żeby ułatwić Claire wygranie wyścigu?Jak Jodi chciała odwrócić uwagę (nie pamiętam imienia) tego swojego kumpla, który akurat pilnował wspomnianego dobytku, żeby nie doszło do oszustwa, kradzieży, podmiany. No to wymyślała węża co niby pełzł, a to go kokietowała a w końcu chciała mu odsłonić to i owo , żeby zająć jego uwagę. Podniosła sweter do góry. A ten patrzył i patrzył i patrzył a tamte podmieniały bala. A ten patrzył i w końcu stwierdził, że jego siostra ma podobną tylko innego koloru...bluzkę. Okazało się, że Jodi podniosła tylko jedną warstwę do góry.
Pytanie na co on tak długo patrzył namiętnie?
A co do wzruszających scen. To oprócz tej, kiedy trójka zjawia się w szpitalu u nieprzytomnej Claire, jest sam finał serialu. Fantastyczna scena, która łączy początek i koniec i spina piękna klamrą. Scena, która oczami wyobraźni widzi Stevie. W scenie tej w przyszłości pojawia się Charlotte (wykapa Claire jeśli chodzi o wszystko poza wyglądem) i Alex junior, który całą ich rozmowę kwituje swoim "get away".
Nie ukrywam, bo się zawsze wzruszam