Pisałam już, iż żałuję, że tak późno film zobaczyłam. Pewnie myślałam, jak bardzo duża grupa ludzi (wiem, bo kilka osób też o to pytałam), że to jest jakiś film grozy, może nawet horror. Jednak zastanówcie się, czy nie czytając opisu filmu, biorąc pod uwagę tylko tytuł, nie można by pomyśleć, że jest to horror? Chyba, że ja jakoś dziwnie myślałam. Jak od soboty opowiadam absolutnie każdemu, że oglądałam "Edwarda Nożycorękiego", to Ci, którzy filmu nie oglądali, w pierwszej kolejności pytali zawsze: "To jest jakiś horror?"
Dlatego cieszę się, że jest Strefa kinomana, bo miałam okazję przeczytać opis filmu i go w końcu zobaczyć.
Muszę jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy... Wiem, ja to zawsze muszę wtrącić swoje trzy grosze, ale jak ktoś nie chce czytać mojego nudnego wywodu, to niech zaraz przejdzie do następnego akapitu.
Zaczęłam oglądać film w piątek wieczorem, głównie dlatego, że dopadła mnie migrena i nie miałam sił nic zrobić, to pomyślałam, że coś zobaczę. To nie był najlepszy pomysł. Nie mogłam przebrnąć przez pierwsze 15 minut filmu! Nie mogłam patrzeć na zamczysko, w którym mieszkał Edward, ba! Sam Edward był dla mnie w pewien sposób straszny, ale to pewnie wina migreny. Dlatego nie polecam oglądać filmu z bolącą głową, bo żołądek podchodził mi do gardła. Jednak jak zabrałam się za oglądanie, po tym jak się przespałam i głowa przestała mnie boleć, było zupełnie inaczej.
Film, jak wspomniały dziewczyny, bardzo wzruszający. Nawet jeżeli się wzruszam na filmie, to w większości raczej udaje mi się opanować emocje i zazwyczaj nie płaczę. Tu jednak nie dało się opanować emocji. Łzy same płynęły. Całość wzruszająca, ale samo zakończenie jest tak poruszające, że ja całą sobotę myślałam tylko o filmie. Piękny obraz samotnego chłopaka, który nagle znajduje przyjaciół, rodzinę (właściwie rodzina znajduje jego). Jednak nie wszystko układa się tak jak powinno...
Śmieszyła mnie ta cała miejscowość. Małe miasto, domy podobne do siebie, różnokolorowe. Panowie (wszyscy bez wyjątku) wyjeżdżali z pracy oraz wracali z niej o tej samej godzinie. Panie oczywiście zajmowały się dziećmi i domem, no i psami oczywiście
Wszystko wygląda wręcz cukierkowo. Jednak nie jest tak wspaniale, jak wygląda...
Fakt, film pokazuje jak społeczeństwo może wpłynąć na inność człowieka. Gdyby sobie spokojnie mieszkał u tej rodziny, to pewnie nie musiałby się skazać na wieczną samotność. A tak... Przylazły baby, na początku były nastawione przyjacielsko - pewnie z ciekawości. Potem jak jednej dał kosza, to porzucona i odepchnięta kobieta zaczęła się mścić. Doszły ploty, doszedł zazdrosny chłopak Kim i katastrofa gotowa.
Niestety tak się dzieje w społeczeństwie. Ciekawość, zazdrość, chęć posiadania czegoś na własności, uczucia, stereotypy, plotki, błędne myślenie - to wszystko kieruje każdym człowiekiem i nawet najtwardsza osoba, która poddana jest tym wszystkim zjawiskom, nie jest w stanie tego wytrzymać.
Szkoda, że historia skończyła się w ten sposób. Skoro Kim go pokochała to mogła z nim być w tym zamczysku. Bo nie wiem co gorsze dla Edwarda - zaznać miłości i nagle jej nie mieć czy w ogóle jej nie zaznawać? Poza tym co? Czy on był nieśmiertelny? Kim się zestarzała, a ten dalej młody...
Czy był nieśmiertelny? Tak można zrozumieć z filmu, bo jak napisała Maleńka, film kończy się sceną, w której Edward rzeźbi. Jest w niej dokładnie taki sam, jak był wcześniej. To było dla mnie jeszcze bardziej wzruszające, bo nie mogłam zrozumieć, że pomimo tego, że został sam, musiał być sam przez całe wieki.
Kto wie, ile osób później wpadło na ten sam pomysł co matka Kim, żeby zajrzeć do zamczyska? Film kończy się właściwie niejednoznacznie. Cała opowieść może być wymysłem kobiety, ten śnieg mógł padać zupełnie przez przypadek, on mógł po jej śmierci też umrzeć, może ona w końcu zdecydowała się do niego pójść... Tylko zastanawiam się czy jest sens o tym myśleć. Każdy ma jakieś swoje odczucia, swoją wersję późniejszych wydarzeń. Ja chcę wierzyć, że on był nieśmiertelny, mimo iż jednocześnie uważam to za wielką niesprawiedliwość.
Nie wiem, mnie to bez przerwy było go szkoda.
Wiem tylko jedno - że cały czas było mi go żal.
Nie mogę się nie zgodzić. W każdej, absolutnie w każdej sytuacji, było mi go ogromnie żal. Począwszy od pierwszej sceny w zamku, przez pierwszy posiłek, spotkanie Kim, akcją z napadem na dom jej chłopaka, uratowanie jej brata i wiele innych scen, do ostatniej sceny, zastanawiałam się dlaczego to wszystko musi go spotykać. Tak jednak musiało być, żeby pokazać, jak łatwo manipuluje się, jak łatwo wykorzystuje się osoby naiwne, ślepo wierzące innym osobom. Edward im ufał, a oni to wykorzystali w najgorszy sposób. Jak Kim odchodziła z zamku pomyślałam sobie: I on tam zostanie? Sam?!
Jak się nie wzruszyć? Jak mu nie współczuć?
Jean zaciekawił śnieg, Maleńką - nieśmiertelność Edwarda. Ja natomiast zastanawiałam się co on jadł w tym swoim zamku? Chyba, że sobie coś hodował w ogrodzie
Jak poszedł do rodziny to jadł wszystko normalnie jak inni. Cóż, widać każdy znajdzie coś co zwróci jego uwagę.
I tylko wspomnę, że Deep w tej roli jest niesamowity. Cały czas mam przed oczami tę smutną, przerażoną minę Edwarda. Zapada w pamięć. Wspaniała rola!!!
Będę często wracać do tego filmu. Pewnie namówię kilka osób, żeby ze mną zobaczyły.