Dzisiaj nie spałam całą noc, więc dla urozmaicenia bezsenności włączyłam sobie stare odcinki. I wiecie co? Jakież one były urocze
.
Już zapomniałam jak magia z nich płynęła i dlaczego zachwycili taką rzeszę fanów: akurat włączyłam okres od pierwszego pocałunku do wypadku Marka.
Te spojrzenia - wyjątkowe, ale nieuświadomione pewnie do końca, dotyk dłoni...no i zazdrość: taka rasowa i porządna zazdrość, którą nawet Gosia zagrała wiarygodnie, kiedy koło Artura zaczęła się kręcić Dorota.
Piękne są również dialogi - mają swój rytm, są inteligentne, a przy tym zwyczajne - można uwierzyć tej parze, że istnieć by mogła w świecie realnym.
Myślę, że Łepkowska ma talent - ogromny, i mogę się tylko od niej uczyć, jak z codzienności uczynić coś wyjątkowego.
Szkoda tylko, że obecnie Pieńkowska nie chce nam przemycić choć jednego słowa z dawnej bajki - bajki, do której tak chętnie się wraca.
I to, co jest wyjątkowe, to siła rodziny Mostowiaków przy łóżku Marka: wszystkie siostry, rodzice, przyjaciele.
Eh, rozmarzyłam się... a tu czas wracać na ziemię - do pracy.