Jeśli chodzi o biszkopt, to sekret jest jeden- zero miksera.
On wszystku psuje. Ja mieszam... ręką.
Delikatnie. Pięknie wyrasta, jak ten dzisiaj.
To znaczy białka mikserem, potem cukier- mikser i żółtka- mikser. A dalej- łapka.
Chociaż moja mama ubija jajka trzepaczką.
Stary nawyk.
A pierogi- ciasto na pierogi musi być parzone, inaczej będzie to ciasto makaronowe.
Dodajemy wyłącznie gorącą wodę. No i jak się nie sklejają, to znaczy, ze ciasto jest za suche i trzeba więcej wody. A jak sklejać- widelec, phi.
Najpierw ładnie zamykay paluszkami pieroga, a potem robimy takie zakłądeczki.
Pieróg wygląda łądnie i się nie rozkleja.
Kalafior- najlepszy ugotowany w mocno osolonej wodzie, polany bułką- rozpuszczona margaryna z dużą ilością bułki tartej.
A ja polecam tartę ze spzinakiem. Tak jak fanką szpinaku nie jestem, tak w tym kształcie zajadam się bez końca.
Wersje są dwie- łatwiejsza i trudniejsza, z tym, ze mnie łatwiejsza bardziej smakuje.
Trudniejsza- samemu robimy kruche ciasto. Łatwiejsza- kupujemy paczkę ciasta filo.
Farsz- blaszujemy około 600 g świeżego szpinaku, ja robię to na parowarze.
Smażymy cebulkę i czosnek, dodajemy do tego szpinak i smażymy. Wkruszamy paczuszkę sera feta, jak się zacznie rozpuszczać- wbijamy trzy jajka. Mieszamy- doprawiamy. Lepiej na końcu, bo wiadomo- feta jest słona.
Taki farsz wykłądamy na ciasto, posypujemy serem startym, ja, jak zostaje mi ciasta, przykrywam tartę nim, ale nie trzeba.
Pieczemy. Jest pyyyycha.